– A ty wybierasz nastrój?
– To część procesu. W standardowym sprzęcie nie ma takiej kontroli, nie ma nawet cienia podobnych możliwości. Przy pomocy tego, co mi się udało zbudować, można włączać i wyłączać emocje, jak światło w pokoju. Żądza albo zaspokojenie, euforia, melancholia, przypływ energii, odprężenie. Wystarczy zapragnąć i już to masz.
– Pragnienie śmierci?
– Nie. – Szybko potrząsnął głową. – W to się nie bawię.
– Ale wszystko to dla ciebie zabawa, tak? Wciskasz guziczki, a ludzie tańczą jak im zagrasz. Elektroniczny Bóg.
– Zapominasz o jednym. – Nie poddawał się. – Wiesz, ile ludzie by zapłacili za podobne możliwości? Można czuć, co sobie tylko życzysz.
Eye otworzyła teczkę, którą przyniósł Feeney. Wysypała z niej fotografie.
– Co oni czuli, Jess? – Popchnęła w jego stronę cztery zdjęcia prosektorium. – Coś ty im kazał czuć na koniec, że zginęli uśmiechem na ustach?
Pobladł jak śmierć, a jego oczy stały się szkliste. Z trudem je zamknął.
– Nie. 0, nie. – Zgiął się wpół i zwymiotował.
– Przesłuchiwany ma chwilową niedyspozycję – powiedziała beznamiętnie Peabody. – Mam wezwać pielęgniarza i kogoś do posprzątania, poruczniku?
– O Boże, tak – mruknęła Eye, podczas gdy Jessem wstrząsały dalsze skurcze. – Przerywamy przesłuchanie o dziesiątej piętnaście. Porucznik Eye Dallas. Wyłączyć zapis.
– Świetny mózg, słaby żołądek, – Feeney podszedł do pojemnika w rogu pokoju i nalał kubek wody. – Masz, chłopcze. Może uda ci się to przełknąć.
Oczy Jessa zaszły łzami. Drżały mu ręce, więc Feeney musiał mu pomóc zbliżyć kubek do ust, by się nie pochlapał.
– Nie możecie mnie o to oskarżyć – zdołał wykrztusić Jess. – Nie możecie.
– Zobaczymy. – Eye cofnęła się, robiąc miejsce pielęgniarzowi, który zabrał go do infirmerii. – Muszę odetchnąć świeżym powietrzem – powiedziała i wyszła.
– Zaczekaj, Dallas. – Feeney wybiegł za nią, zostawiając na głowie Peabody nadzorowanie sprzątania i zapakowanie teczki.
Musimy porozmawiać.
– Moje biuro jest bliżej. – Zaklęła cicho, ponieważ odezwało się zranione kolano. Lodowy bandaż trzeba było już dawno zmienić, a na dodatek zaczęło jej dokuczać stłoczone biodro.
– Widzę że oberwałaś wczoraj w tym napadzie na Centrum kredytowe, co? – rzekł ze współczuciem zauważywszy, że Eye utyka. – Dałaś się opatrzyć?
– Później. Nie miałam czasu. Damy tej gnidzie godzinę na poskładanie żołądka do kupy, a potem znowu weźmiemy go w obroty. Jeszcze nie wołał o adwokata, ale chyba to zrobi. Zresztą nie będzie to miało znaczenia, jeżeli połączymy schematy mózgów z ofiarami.
– Z tym właśnie jest problem. Usiądź – poradził jej, kiedy weszli do jej biura. – Pozwól odpocząć nodze.
– To kolano – od siedzenia tylko sztywnieje. Co to za problem? – spytała, idąc po kawę.
– Nic nie pasuje. – Przyglądał się jej ponuro, gdy się odwróciła.
– Ani jeden nie pasuje do żadnego schematu z dysku. Mam dużo jeszcze nie zidentyfikowanych, ale mam też dane wszystkich ofiar. Brakuje tylko wyników z sekcji Devane, za to są z jej ostatnich badań lekarskich. Dallas, to nie pasuje.
Usiadła ciężko. Nie trzeba było pytać, czy był absolutnie pewien.
Feeney był dokładny jak domowy android, szperający we wszystkich zakamarkach w poszukiwaniu kurzu.
– W porządku, może ukrył to gdzie indziej. Mamy nakaz przeszukania studia i mieszkania?
– Właśnie to robią. Jeszcze nie dostałem meldunku.
– Mógł mieć jakiś schowek, jakąś bezpieczną skrytkę. – Zamknęła oczy. – Cholera, Feeney, po co miałby je trzymać, kiedy już z nimi skończył? Prawdopodobnie je zniszczył. Jest bezczelny, ale nie głupi. Wiedział, że to by był niezbity dowód.
– Rzeczywiście, to dość prawdopodobne. Jednak mógł je też zachować na pamiątkę. Ciągle się dziwię, jakie pamiątki ludzie zachowują. Pamiętasz tego gościa, który w zeszłym roku poćwiartował własną żonę? Zostawił sobie jej oczy, pamiętasz? W wieży stereo.
– Tak, pamiętam. – Skąd się wziął ten ból głowy? – zastanawiała się, odruchowo trąc skronie, by go usunąć. – Może więc będziemy mieli szczęście. Jeżeli nie, i tak już się nam udało. Złamaliśmy go.
– O to właśnie chodzi, Dallas. – Przysiadł na brzegu jej biurka i sięgnął do kieszeni po paczkę kandyzowanych migdałów. – Coś mi tu nie gra.
– Co to znaczy – coś tu nie gra? Przecież sam się przyznał.
– W porządku, przyznał się. Ale nie do morderstwa. – Feeney żuł w zamyśleniu słodkiego orzeszka. – Nie potrafię tego rozgryźć. Facet, który zbudował taki sprzęt, musi być błyskotliwy, trochę zakręcony, pochłonięty tym, co robi. Facet, którego właśnie prześwietlamy, właśnie taki jest, ale dodałbym też, że jest dziecinny. To dla niego zabawa, na której chce trochę zarobić. Ale morderstwo…
– Po prostu zakochałeś się w tej konsolecie.
– Zgadza się – przyznał bez wstydu. – On jest słaby, Dallas. I ma słaby żołądek. Poza tym, jak by się miał wzbogacić zabijając łudzi?
Zmarszczyła brew.
– Chyba nigdy nie słyszałeś o morderstwie na zlecenie.
– Ten chłopak jest na to za miękki. – Wziął następnego migdała.
– Gdzie motyw? Wyciągnął tych ludzi z kapelusza? Poza tym jeszcze jedna ważna rzecz: żeby ruszyć ich podświadomość, musiałby się do nich zbliżyć. Nie było go w żadnym z miejsc, gdzie popełniono te samobójstwa.
– Mówił coś o możliwościach zdalnego sterowania.
– Tak, jest dość sprytne zdalne sterowanie, ale nie działa na tę funkcję. Sama więc widzisz.
Zrezygnowana, opadła na krzesło.
– Nie napawasz mnie optymizmem, Feeney.
– Po prostu radzę ci pomyśleć. Jeśli rzeczywiście ma w tym swój udział, ma też pomocników. Albo mniejszy, przenośny aparat.
– Czy to by można wmontować do gogli wirtualnych?
Ten pomysł najwidoczniej go zaintrygował, bowiem jego posępne oczy rozjarzyły się nagle.
– Nie wiem na pewno. Potrzebuję trochę czasu, żeby to wyjaśnić.
– Mam nadzieję, że masz trochę czasu. On jest wszystkim, co udało mi się zdobyć, Feeney. Jeżeli nie można mu nic udowodnić, nie przyzna się do żadnego z tych morderstw. Zapuszkowanie go na dziesięć do dwudziestu lat za to, co na niego mamy, nie wchodzi w grę. – Westchnęła. – Pójdzie na badania psychiatryczne. Pójdzie na wszystko, co tylko da mu cień szansy. Może Mira będzie mogła coś poradzić.
– Wyślij go do niej po przerwie – zaproponował Feeney. – Niech go weźmie na kilka godzin, a ty zrób sobie sama przysługę – wróć do domu i trochę się prześpij. Jeszcze tu padniesz ze zmęczenia.
– Może masz rację. Zajmę się tym, pogadam z Whitneyem. Kilka godzin snu powinno rozjaśnić mi w głowie. Czegoś mi tu brakuje.
Ten jeden jedyny raz Summerseta nie było w pobliżu. Eye wkradła się do domu jak złodziej i utykając powlokła się na górę. W drodze do łóżka znaczyła swój ślad zrzucanymi po kolei częściami ubrania. Wreszcie z łapczywym westchnieniem padła na pościel.
Dziesięć minut później leżała na wznak, wpatrując się w sufit. Ból nie ustawał, a środek pobudzający, jaki wzięła kilka godzin wcześniej, nie przestał jeszcze działać. Ze zmęczenia kręciło jej się w głowie, lecz organizm wciąż przypominał bulgoczący wrzątek.
Sen nie nadchodził i była pewna, że nie nadejdzie.
Myślała o sprawie Jessa, składając kawałek po kawałku wszystkie elementy i rozsypując je z powrotem. Za każdym razem układanka wyglądała inaczej, aż w końcu zmieniła się w plątaninę faktów i teorii.
Читать дальше