Osunął się ciężko obok niej, próbując złapać oddech w zmaltretowane płuca. Leżeli rozciągnięci na trawie w blasku księżyca, spoceni, w strzępach ubrań i drżący jak dwoje ocalałych po potwornej bitwie.
Eye z jękiem przewróciła się na brzuch i wtuliła płonącą twarz chłód trawy
– Chryste, co to było?
– W innych okolicznościach powiedziałbym, że to seks. Ale…- zdołał otworzyć oczy. – Nie umiem znaleźć właściwego słowa.
– Ugryzłam cię?
Kiedy jego ciało odrobinę ochłonęło, rzeczywiście niewielki ból dał znać o sobie. Spojrzał na swoje ramię i zobaczył ślad jej zębów.
– Ktoś mnie ugryzł. Mam wrażenie, że to ty.
Ujrzał srebrzyście spadającą gwiazdę. To było podobne, pomyślał, jak bezradne pogrążenie się w niepamięć.
– Dobrze się czujesz?
– Nie wiem. Muszę się zastanowić. – Wciąż kręciło się jej w głowie.
– Jesteśmy na trawniku – powiedziała powoli. – Nasze ubranie jest podarte. Jestem pewna, że mam na tyłku dziury od twoich palców.
– Starałem się – mruknął.
Prychnęła krótko, zachichotała, wreszcie wybuchnęła urywanym, szczerym śmiechem.
– Chryste panie, Roarke, tylko spójrz na nas.
– Za chwileczkę. Chyba jeszcze nie odzyskałem do końca wzroku.
– Ale kiedy po chwili usiadł, uśmiechnął się do niej, szczerząc zęby.
Eye ciągle wstrząsał śmiech. Jej włosy sterczały we wszystkie strony, oczy miała zamglone, a na jej ślicznym tyłeczku widniały siniaki i plamy od trawy. – Nie wyglądasz na glinę, poruczniku. Ona także usiadła i przekrzywiła głowę.
– Nie wyglądasz na bogatego gościa, Roarke. – Pociągnęła go za rękaw – tylko tyle zostało z jego koszuli. – Ale wyglądasz dosyć ciekawie. Jak chcesz to wytłumaczyć Summersetowi?
– Powiem mu po prostu, że moja żona to dzikie zwierzę.
Parsknęła pogardliwie.
– On już i tak sam do tego doszedł. – Głęboko odetchnęła i spojrzała w stronę domu. Na ich powitanie paliły się światła na dolnym poziomie. – Jak dostaniemy się do domu?
– No… – Zobaczył, co zostało z jego koszuli i przewiązał tą resztką jej piersi, przez co dostała nowego ataku chichotu. Jakoś otulili się w strzępki swoich ubrań i usiedli, spoglądając na siebie.
– Nie mogę cię zanieść do samochodu – rzekł. – Miałem nadzieję, ty mnie zaniesiesz.
– Najpierw musimy wstać.
– Dobra.
żadne z nich się nie ruszyło. Wybuchnęli śmiechem i podtrzymując się wzajemnie jak para pijaków, z trudem dźwignęli się na nogi.
– Zostaw samochód – zdecydował Roarke.
– Aha. – Zrobili kilka chwiejnych kroków. – Ubranie? Buty?
– Też zostaw.
– Niezła myśl.
Parskając śmiechem, jak dzieci w sypialni po zgaszeniu światła, weszli po schodach, uciszając się nawzajem.
– Roarke! – usłyszeli zdumiony głos i tupot stóp.
– Wiedziałam – powiedziała półgłosem Eye. – Po prostu wiedziałam.
Z cienia wynurzył się Summerset. Na jego zazwyczaj nieprzeniknionej twarzy malował się szok i głębokie zatroskanie. Ujrzał ich rozdarte ubrania, siniaki na skórze i obłęd w oczach.
– Co się stało? Mieliście wypadek?
Roarke wyprostował się, trzymając rękę na ramieniu Eye, by się nie przewrócić.
– Nie. Zrobiliśmy to celowo. Wracaj do łóżka, Summerset. Eye rzuciła okiem przez ramię, gdy podtrzymując się wchodzili razem po schodach, i zobaczyła, jak Summerset gapi się za nimi. Ten widok tak ją ucieszył, że śmiała się nieprzytomnie przez całą drogę do sypialni.
Padli na łóżko i zasnęli tak jak stali. Spali jak susły.
Na krótko przed ósmą następnego ranka Eve, trochę obolała i niezbyt jeszcze przytomna, usiadła przy stoliku w swoim domowym biurze. Uważała je bardziej za swój azyl niż biuro. Właściwie Roarke zbudował jej prawie osobne mieszkanie w swoim wielkim domu. Jego układ i wygląd był zbliżony do mieszkania, które wynajmowała dawniej, kiedy poznała Roarke”a, i które opuszczała bardzo niechętnie. Urządził to miejsce tak, by Eve mogła mieć tu swój własny kąt i własne rzeczy. Nawet teraz, kiedy mieszkała z nim już tak długo, gdy Roarke”a nie było w domu, rzadko sypiała w ich wspólnym łóżku. Wolała zwinąć się w kłębek w fotelu i drzemać tutaj. Ostatnio rzadziej miewała koszmary, lecz od czasu do czasu nadal ją nawiedzały. Mogła tu pracować o każdej porze. Jeśli potrzebowała chwili samotności, zamykała drzwi na klucz. Miała też pod ręką w pełni wyposażoną kuchnię i gdy była sama w domu, często wolała korzystać z autokucharza niż z usług Summerseta.
W słońcu, które wpadało do pokoju przez ścianę widokową, przeglądała zaległe sprawy. Wiedziała, że nie będzie mogła pozwolić sobie na luksus zajmowania się tylko Fitzhughem, zwłaszcza że jego sprawę oznaczono jako „prawdopodobne samobójstwo.” Jeżeli do jutra lub w ciągu dwóch dni nie przedstawi przekonujących dowodów, że było inaczej, sprawa będzie musiała stracić status priorytetowej.
Punktualnie o ósmej rozległo się energiczne pukanie do drzwi.
– Wejdź, Peabody.
– . Nigdy nie przyzwyczaję się do tego miejsca – powiedziała Peabody, wchodząc. – Dom jak z jakiegoś starego video.
– Powinnaś poprosić Summerseta, żeby cię oprowadził – odparła z roztargnieniem Eye. – Są tu pokoje, w których pewnie nigdy nie byłam. Tam znajdziesz kawę. – Wskazała wnękę kuchenną, nie odrywając się od swojego notatnika.
Peabody oddaliła się, spoglądając na zajmujący całą ścianę sprzęt rozrywkowy i zastanawiając się, jak by to było, gdyby mogła sobie pozwolić na każdą dostępną zabawkę: muzykę, video, hologram, stację wirtualną, gry, komorę medytacyjną. Mogłaby rozegrać seta z ostatnim mistrzem Wimbledonu, zatańczyć z hologramem Freda Astaira, wybrać się na cyber przestrzenną wycieczkę do kompleksu rekreacyjnego na Regis III.
Odrobinę rozmarzona, skręciła do kuchni. Autokucharz był już zaprogramowany na kawę, zamówiła więc dwie i po chwili przyniosła parujące kubki do biura. Cierpliwie czekała, aż Eve przestanie do siebie mruczeć.
Peabody siorbnęła gorącą kawę.
– O Boże, prawdziwa. – Zdumiona zamrugała oczami, niemal z czcią ujmując w dłonie kubek. – Prawdziwa kawa.
– Tak, dogadzam sobie. Ale naprawdę nie mogę przełknąć tych pomyj, które nam dają w centrali. – Eve uniosła wzrok, spostrzegła oszołomioną minę Peabody i uśmiechnęła się. Wcale nie tak dawno temu sama podobnie zareagowała na kawę podaną przez Roarke”a.
– Doskonała, prawda?
– Nigdy nie piłam prawdziwej kawy. – Jakby piła płynne złoto, jakby była wyschłą plantacją spragnioną deszczu, Peabody powoli opróżniła kubek. – Jest cudowna.
– Masz pół godziny na jeszcze jedną dawkę. Musimy opracować strategię na dziś.
– Mogę jeszcze? – Peabody zamknęła oczy i wciągała aromat kawy. – Jesteś bogiem, Dallas. Zadźwięczał videokom. Eye skrzywiła się i odebrała.
– Dallas – zaczęła, lecz po chwili twarz pojaśniała jej w uśmiechu.
– Feeney.
– Jak tam w małżeństwie, dziecko?
– Znośnie. Dosyć wcześnie się zerwałeś, detektywie od elektroniki.
– Urwanie głowy. W biurze szefa afera. Jakiś wesołek włamał się do głównego komputera i prawie rozpieprzył cały system.
– Dostali się do systemu? – Jej oczy zaokrągliły się ze zdziwienia. Była pewna, że nawet Feeney, znany ze swych magicznych zdolności, nie byłby w stanie złamać zabezpieczeń systemu Komendanta Policji.
Читать дальше