– Dziecko nie może być życiową pomyłką – powiedziała Amanda drżącym głosem.
Fretwell uśmiechnął się lekko, słysząc to idealistyczne stwierdzenie. Po chwili cicho mówił dalej:
– Kiedy zjawiłem się w Knatchford Heath, Jack Devlin przebywał tam już od ponad roku. Ód razu wiedziałem, że różni się od innych chłopców. Wszyscy bali się nauczycieli i kierownika, ale nie on. Był silny, bystry, pewny siebie… jeśli istniał tam ktoś, kogo można by nazwać ulubieńcem całej szkoły, uczniów i nauczycieli, to on nim był. Nie znaczyło to, oczywiście, że nie spotykały go żadne kary. Bito go i głodzono tak samo jak wszystkich. Właściwie nawet częściej niż resztę. Wkrótce zauważyłem, że bierze na siebie winy innych chłopców i ponosi karę zamiast nich. Wiedział, że ci mniejsi nie przeżyliby ciężkiej chłosty. Namawiał silniejszych, większych chłopców, żeby robili to samo. Mówił, że musimy się troszczyć o siebie nawzajem. Przypominał nam, że poza szkołą czeka na nas inny świat, musimy tylko przetrwać…
Fretwell zdjął okulary i starannie przetarł chusteczką szkła.
– Czasami od śmierci chroni nas jedynie ostatnia iskierka nadziei. Devlin nie pozwalał tej iskierce zgasnąć. Składał nam obietnice, niemożliwe do spełnienia, a jednak udało mu się ich dotrzymać.
Amanda milczała jak zaklęta. Nie mogła pogodzić obrazu znanego jej Jacka Devlina, bezczelnego łajdaka, z chłopcem, którego przed chwilą opisał Fretwell.
Widząc na jej twarzy niedowierzanie, Fretwell włożył na nos okulary i uśmiechnął się.
– Zdaję sobie sprawę, jaki on się pani wydaje. Devlin stara się uchodzić za wyrzutka społeczeństwa. Zapewniam panią jednak, że to najlojalniejszy i najbardziej godzien zaufania człowiek, jakiego znam. Raz ocalił mi życie, narażając własne. Przyłapano mnie na kradzieży jedzenia ze szkolnej spiżarni i za karę przywiązano mnie na całą noc do bramy. Panowało przeraźliwe zimno, wiał silny wiatr, a ja byłem przerażony. Tuż po zapadnięciu zmroku Devlin wymknął się z budynku, przynosząc ze sobą koc. Odwiązał mnie i został ze mną do samego rana. Siedzieliśmy skuleni pod kocem i rozmawialiśmy o dniu, kiedy wreszcie będziemy mogli opuścić Knatchford Heath. O świcie, kiedy miał po mnie przyjść nauczyciel, Devlin znów przywiązał mnie do bramy i ukradkiem wrócił do szkoły. Gdyby został złapany na pomaganiu koledze, ukarano by go śmiercią.
– Dlaczego? – zapytała cicho Amanda. – Dlaczego dla pana ryzykował życie? Dlaczego narażał się dla innych? Nigdy bym nie pomyślała…
– Że potrafi coś zrobić dla innych? – dokończył za nią Fretwell, a ona potakująco skinęła głową. – Wyznam, że nigdy do końca nie zrozumiałem, co kieruje Jackiem Devlinem. Jedno natomiast wiem na pewno – być może nie jest to człowiek religijny, ale wyjątkowo dobry.
– Skoro pan tak twierdzi, to wierzę – odrzekła półgłosem Amanda. – Jednakże… – zerknęła na niego sceptycznie. – Trudno mi pojąć, jak ktoś, kto kiedyś dobrowolnie wystawiał się na bolesne chłosty za innych, mógł tak jęczeć i narzekać przy opatrywaniu lekkiego zadraśnięcia na boku.
– Chodzi pani o to, co się działo w zeszłym tygodniu w biurze, kiedy lord Tirwitt zaatakował i ranił pana Devlina laską z wysuwanym ostrzem?
– Tak.
Fretwell niespodziewanie się uśmiechnął.
– Widziałem, jak bez mrugnięcia okiem znosi sto razy silniejszy ból. Ale w końcu to mężczyzna i chciał po prostu skorzystać z okazji i zdobyć trochę kobiecego współczucia.
– Chciał obudzić we mnie współczucie? – zdumiała się Amanda.
Widać było, że Fretwell chciał coś jeszcze dodać do tej interesującej informacji, ale nagle doszedł do wniosku, że nie byłoby to zbyt mądre posunięcie. Uśmiechnął się, spoglądając w okrągłe, szare oczy Amandy.
– Chyba dość już powiedziałem – oznajmił.
– Ależ proszę pana – zaprotestowała. – Nie skończył pan jeszcze opowiadać. Jak to się stało, że chłopak bez rodziny i majątku został w końcu właścicielem wydawnictwa? I jak…
– Myślę, że pan prezes sam dokończy tę opowieść, kiedy będzie już do tego gotowy. A nie wątpię, że kiedyś tak się stanie.
– Ależ nie może pan przerwać w połowie! – Amanda miała tak nieszczęśliwą minę, że Fretwell wybuchnął śmiechem.
– To historia pana Devlina, więc niech on ją opowie. -Odstawił filiżankę i odłożył serwetkę. – Bardzo przepraszam, ale wzywają mnie obowiązki. Inaczej dostanie mi się od szefa.
Amanda niechętnie wezwała Sukey, która wkrótce się zjawiła, niosąc kapelusz, płaszcz i rękawiczki gościa. Fretwell zapiął się szczelnie, dla ochrony przed panującym na zewnątrz chłodem.
– Mam nadzieję, że jeszcze mnie pan odwiedzi – powiedziała Amanda.
Skinął głową, jakby doskonale rozumiał, że pragnie dowiedzieć się od niego więcej o Jacku Devlinie.
– Z pewnością się postaram. Och, byłbym zapomniał… – Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął jakiś mały przedmiot w aksamitnym woreczku, związanym jedwabnym sznureczkiem. – Szef prosił mnie, żebym to pani przekazał. Pragnie upamiętnić dzień, w którym podpisała pani pierwszą umowę z jego wydawnictwem.
– Nie mogę przyjąć żadnego osobistego prezentu od pana Devlina – stwierdziła ostrożnie Amanda.
– To obsadka do stalówki – rzeczowo wyjaśnił Fretwell. -Trudno nazwać ten przedmiot osobistym prezentem.
Amanda ostrożnie wzięła woreczek i wysypała jego zawartość na otwartą dłoń. Zobaczyła srebrną obsadkę i pasujący do niej komplet stalówek. Zamrugała, zaskoczona i zmieszana. Choć Fretwell twierdził, że jest inaczej, ten prezent był dość osobisty, kosztowny i wykonany misternie niczym klejnot. Ciężar świadczył o tym, że obsadkę w całości wykonano ze srebra, jej powierzchnia była grawerowana i wysadzana turkusami. Kiedy ostatni raz otrzymała prezent od mężczyzny, coś więcej niż symboliczny gwiazdkowy podarek? Nie mogła sobie przypomnieć. Ku swojemu niezadowoleniu stwierdziła, że ogarnia ją miłe ciepło, a w głowie zaczyna jej się lekko kręcić. Ostatni raz czuła się tak, kiedy była młodą dziewczyną. Chociaż instynkt jej podpowiadał, że powinna zwrócić to piękne cacko, to jednak nie posłuchała go. Dlaczego nie miałaby go zatrzymać? Dla Devlina nie miał pewnie żadnego znaczenia, a jej sprawił wielką przyjemność.
– Jakie to śliczne – powiedziała sztywno, zaciskając palce na obsadce. – Rozumiem, że pan Devlin wysyła podobne upominki wszystkim swoim autorom?
– Nie, panno Briars. – Oscar Fretwell z uśmiechem otworzył sobie drzwi i wyszedł wprost w londyński gwar zimowego dnia.
Ten fragment trzeba usunąć. – Siedzący za biurkiem Devlin wskazał długim palcem na leżącą przed nim zapisaną kartkę papieru.
Amanda podeszła bliżej i zajrzała mu przez ramię. Lekko mrużąc oczy, przeczytała wskazane przez niego akapity.
– Wykluczone. Tutaj zawarłam bardzo ważne informacje na temat charakteru bohaterki.
– Ale to spowalnia tempo narracji – sucho stwierdził Devlin i wziął pióro, żeby przekreślić krytykowaną stronę rękopisu. – Mówiłem już pani, nawet dzisiaj, że to ma być powieść w odcinkach. Szybkie tempo ma dla niej podstawowe znaczenie.
– Przedkłada pan szybkie tempo akcji ponad rozwinięcie opisu postaci? – zapytała wzburzona i porwała kartkę z biurka, zanim zdążył cokolwiek skreślić.
– Wierz mi, jest tu sto innych akapitów, które opisują charakter bohaterki. – Jack wstał zza biurka i podszedł do cofającej się Amandy. – Ten fragment jest całkiem zbędny.
Читать дальше