John Katzenbach - Dzień zapłaty
Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - Dzień zapłaty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dzień zapłaty
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dzień zapłaty: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień zapłaty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dzień zapłaty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień zapłaty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Śmiało mogę nim stąd odjechać, uznała.
Musiała się jednak zmusić, żeby wsiąść do wozu. Tak jakby wypełniony był wonią spisku i członków brygady, którzy – była pewna – leżą martwi zaledwie kilka przecznic stąd.
Megan zapuściła silnik, otarła łzy rękawem. Włączyła bieg i powoli ruszyła. Dojechała do rogu, uważnie rozejrzała się w obie strony, po czym ostrożnie włączyła się do ruchu. W oddali wciąż było słychać wycie syren, lecz na ulicy przed nią ruch odbywał się normalnie, zupełnie jakby w pobliżu nic szczególnego się nie działo. Ruszyła przed siebie czując się jakby była niewidzialna. Jestem po prostu jakąś osobą w samochodzie. Nie różnię się niczym od innych. Tak jak, na przykład, ta starsza pani w sedanie obok, albo ten biznesmen w cadillacu przede mną. Jej wzrok padł na kilkoro długowłosych nastolatków w wymalowanym kempingowym volkswagenie. Równie dobrze mogłabym być członkiem tej grupy, a któreś z nich mogłoby być na moim miejscu. Czuła się tak, jakby otoczył ją przezroczysty pancerz, jakby znajdowała się w niezniszczalnej bańce, w której była całkowicie bezpieczna.
– Uda nam się – powiedziała na głos.
Zatrzymała się na czerwonym świetle. I wtedy go zobaczyła. Pojawił się miedzy dwoma budynkami, ni to biegnąc, ni to idąc.
– Duncan! – wyszeptała.
Nie myślała o ryzyku; widziała tylko człowieka, którego kochała, ojca jej dziecka. Wyskoczyła z samochodu machając do niego. Nie zważała na to, czy biegnie za nim policjant, albo czy ona sama stanowi dla niego jakieś zagrożenie.
Zauważyła, że w momencie gdy ją dostrzegł, zmienił się wyraz jego twarzy. Widziała błysk nadziei.
Światła się zmieniły, więc szybko wskoczyła za kierownicę. Minęła skrzyżowanie i zatrzymała się. W mgnieniu oka był przy samochodzie, wdrapywał się na siedzenie obok niej.
– Gdzie inni? – zapytała.
– Jedź, błagam. Chyba wszyscy nie żyją. Albo ich złapali. Jedź. Włączyła się w ruch uliczny i po kilku sekundach ujrzała przed sobą drogę wyjazdową z miasta.
– Co się stało? – spytała, kiedy wjechali na czteropasmową autostradę. Nie patrzyła na znaki drogowe; nie robiło to żadnej różnicy; i tak wiedziała, gdzie mają jechać.
– Wszystko szło źle. Od samego początku. Mówiła, że strażnicy odrzucą broń, a nie zrobili tego. Zaczęli strzelać, włączył się alarm i wszystko potoczyło się cholernie szybko, tak że w ogóle nie wiedziałem co robić.
Sięgnął pod koszulę i wyciągnął swój pistolet kaliber 45.
– Powinienem im pomóc. Powinienem. Megan uciszyła go łagodnie.
– Wszystko w porządku – powiedziała. – Nie mogłeś nic zrobić. Powinniśmy wiedzieć. To wszystko. Powinniśmy wiedzieć.
Nie musiała go przekonywać, tłumaczyć mu, żeby zaczął myśleć o nowym życiu, które zaczęło się w jej łonie. Wiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego tak samo dobrze jak ona, nawet jeśli dotąd nie wyraził tego słowami. Kątem oka dostrzegła, że odchylił się do tyłu i przymknął powieki.
– Prawdopodobnie w końcu nas złapią. Nic wtedy nie rób. Tylko to, co ci powiedzą. Poddamy się gładko i bez oporów. Będzie dużo bezpieczniej. Powiem, że nie miałaś z tym nic wspólnego, i uwierzą mi. Twój ojciec załatwi dobrego adwokata i nic się nie stanie ani tobie, ani dziecku. Nie chcę, żeby coś ci się stało… – Zaśmiał się, śmiechem bez radości, gorzkim, pełnym rozpaczy. – I ja chyba też nie chcę umierać. – Zamilkł. – Mogłem ich uratować. Nie zrobiłem tego, co powinienem. Zostawiłem ich. Stchórzyłem.
Megan odparła ze złością:
– Byli przegrani od samego początku. A my daliśmy się ponieść jakiejś obłąkanej idei. Opętani przez tę sukę Tanyę. Zrobiłeś to, co jest dobre dla mnie i dla dziecka. Uciekłeś stamtąd.
– Rzeczywiście? Nie sądzę, żebym zrobił coś dobrego dla kogokolwiek. Znowu przymknął powieki, czuł tylko rozpacz.
Po chwili otworzył oczy, rozejrzał się, jakby dopiero teraz zrozumiał, gdzie się znajduje.
– Właściwie dokąd jedziemy? – zapytał.
– Do domu – odpowiedziała. Skinął głową potakująco.
To napełniło ją siłą, jakiej się nie spodziewała. Z całym przekonaniem zwróciła swoje myśli do nie narodzonego dziecka: Nie martw się, maleństwo. Wszystko będzie dobrze. Jedziemy do domu.
Megan zacisnęła zęby i dała się ponieść ogarniającej ją determinacji.
W milczeniu jechali na wschód, a gęstniejąca ciemność coraz szczelniej zakrywała ich przed światem.
Część trzecia. WTOREK W NOCY
Zastanowił się, dlaczego go nie uderzyli. Ostatnim obrazem, jaki zarejestrował, zanim zarzucili mu na głowę czarny worek, był człowiek celujący z pistoletu w zakapturzoną skroń jego dziadka. Leżąc na podłodze samochodu słyszał jego płytki oddech. Był regularny, taki jak wówczas, gdy jako małe dziecko tkwił godzinami w ramionach dziadka, który czytając mu książkę powoli zapadał w sen.
Nie chciał się ruszać, ale nogi zaczynały mu drętwieć i nie był pewien, czy dłużej potrafi to znieść. Próbował ustalić, jak długo jadą samochodem. Prawdopodobnie zaledwie parę minut, ale niewykluczone, że strach zakłócił jego poczucie czasu, więc nie był co do tego przekonany. Słyszał odgłos silnika i szum opon po autostradzie, czuł każdą nierówność na jezdni. Nikt się nie odzywał, nie wiedział ile osób jest w środku razem z nim i z dziadkiem. Nie wiedział, dlaczego go porwali i co mają zamiar z nim zrobić. Ale był dość duży, żeby rozumieć grozę sytuacji. Leżał cichutko. Wreszcie ktoś się roześmiał. Był to krótki wybuch śmiechu, wyrażający raczej ulgę niż radość.
– No tak – powiedział ktoś. – To było łatwiejsze, niż sądziłem. To męski głos, ocenił Tommy. Numer Jeden.
– Wiedziałem, że to małe piwo. Kolejny głos męski. Numer Dwa.
– Porwanie zawsze udaje się najlepiej, kiedy delikwent jest całkiem zaskoczony. Nie wyobraża sobie, że może mu się coś stać. Nie ma pojęcia, że ktoś się nim interesuje. Jest tak cholernie zaskoczony, że nie jest w stanie myśleć. I zawsze robi to, co mu każesz. Tych dwóch było idealnych. – To mówił Numer Jeden.
– Nie pieprz. Próbowałeś kiedyś zdjąć kogoś, kto wiedział, że coś się na niego szykuje? – zapytał Numer Dwa.
– Nie, ale byłem, kiedy planowano…
– Zamknijcie się.
Na dźwięk kobiecego głosu Tommy mimo woli się wzdrygnął. Ten głos przerażał go.
– Może byście przestali gadać, póki nie dojedziemy do domu – ciągnęła. – Czemu po prostu nie wręczycie dzieciakowi i staremu swoich wizytówek. Nie bądźcie durniami.
– Przepraszam – odpowiedział Numer Jeden.
– Nie jesteśmy jeszcze w domu, gdzie możemy być całkiem swobodni – stwierdziła. I roześmiała się głośno.
Dźwięk ten wywołał u Tommy'ego przypływ nienawiści. Poczuł zawrót głowy i – po raz pierwszy – łzy napływające do oczu. Nie mógł się opanować, zwłaszcza gdy pomyślał o matee i ojcu. Chcę do domu. Poczuł, że usta zaczynają mu drżeć.
– Ale jesteśmy już blisko. Cholernie blisko.
Numer Jeden i Numer Dwa również wybuchnęli śmiechem. Wyczuwał, że zaczynają się rozluźniać. Samochód wciąż jechał. Od czasu do czasu czuł jak podskakuje na nierównej drodze. Przez parę minut panowała cisza. Potem usłyszał jak kobieta oznajmia:
– Jesteśmy na miejscu.
Samochód skręcił z szosy na podjazd. Słyszał szuranie opon po żwirze. Odliczył powoli od jednego do trzydziestu pięciu i pomyślał: To musi być długi podjazd, nie tak jak przed naszym domem. Kiedy auto się zatrzymało, sięgnął ręką po omacku, szukając dłoni dziadka. Znalazł ją i wsunął w nią swoją rękę. Przepełniło go uczucie radości, gdy poczuł, że dziadek odwzajemnił jego uścisk. Teraz musiał powstrzymać się od płaczu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dzień zapłaty»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień zapłaty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dzień zapłaty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.