– To nie koniec, Mick – rzekł. – Jutro rano wyjdę. Co zrobisz? Pomyśl o tym. Co wtedy zrobisz? Nie możesz chronić wszystkich.
Chwycili go mocniej i brutalnie popchnęli w stronę wind. Tym razem Roulet już się nie opierał, a jego matka i Dobbs pospieszyli za detektywami. W połowie korytarza Roulet odwrócił się i spojrzał na mnie przez ramię. Kiedy się uśmiechnął, zrozumiałem.
Nie możesz chronić wszystkich.
Przeszył mnie lodowaty dreszcz strachu.
Ktoś czekał już na windę, gdy dotarła tam eskorta Rouleta wraz z jego świtą.
Lankford dał znak czekającej osobie, żeby zrobiła przejście, po czym wsiadł do windy. Następnie wepchnięto do niej Rouleta.
Dobbs i Windsor także chcieli wejść, gdy zatrzymała ich ręka Lankforda. Winda ruszyła w dół, a Dobbs z bezsilną złością wdusił przycisk przy drzwiach w korytarzu.
Miałem nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę Louisa Rouleta, ale wciąż czułem strach, który tłukł się w mojej piersi jak uwięziona w lampie ćma. Odwróciłem się, niemal zderzając się z Sobel. Nie zauważyłem, że została.
– Macie coś na niego, prawda? – zapytałem. – Przecież nie zgarnęlibyście go tak szybko, gdybyście nic na niego nie mieli.
Odpowiedziała po długiej chwili.
– O tym postanowi prokurator, nie my. Zależy, co wyciągną z niego podczas przesłuchania. Ale do tej chwili miał niezłego adwokata.
Pewnie wie, że nie musi mówić ani słowa.
– To dlaczego nie zaczekaliście?
– Nie ja o tym decydowałam.
Pokręciłem głową. Chciałem jej powiedzieć, że wykonali za szybko ruch. Plan był inny. Chciałem zasiać ziarno, nic więcej. Chciałem, by działali powoli i skutecznie.
Ćma wciąż tłukła się w środku. Wbiłem wzrok w podłogę. Nie mogłem odpędzić myśli, że wszystkie moje zabiegi spełzły na niczym, pozostawiając mnie i moją rodzinę na pastwę bezwzględnego mordercy. Nie możesz chronić wszystkich.
Sobel odgadła, czego się boję.
– Spróbujemy go zatrzymać – zapewniła mnie. – Mamy to, co powiedział w sądzie kapuś, no i mandat. Pracujemy nad świadkami i analizami kryminalistycznymi.
Spojrzałem jej w oczy.
– Jaki mandat?
Zrobiła podejrzliwą minę.
– Sądziłam, że się pan domyślił. Skojarzyliśmy jedno z drugim, kiedy tylko kapuś wspomniał o tancerce z wężem.
– Tak, o Marcie Renterii. Rozumiem. Ale co to za mandat?
O czym pani mówi?
Podszedłem za blisko i Sobel cofnęła się o krok. Nie chodziło o mój oddech, tylko o mój desperacki wyraz twarzy.
– Nie wiem, czy powinnam panu mówić. Jest pan adwokatem.
Jego adwokatem.
– Już nie. Właśnie złożyłem wymówienie.
– Nieważne. Mógłby…
– Przecież dzięki mnie go zgarnęliście. Z powodu tej sprawy mogą mnie wykluczyć z korporacji. Może nawet trafię za kratki za morderstwo, którego nie popełniłem. O jakim mandacie pani mówi?
Wahała się jeszcze przez chwilę, ale wreszcie powiedziała:
– Mówię o ostatnich słowach Raula Levina. Mówił, że znalazł Jesusowi mandat wolnego człowieka.
– I co to znaczy?
– Naprawdę pan nie wie?
– Proszę mi powiedzieć. Błagam.
Dała za wygraną.
– Prześledziliśmy ostatnie ruchy Levina. Zanim został zamordowany, sprawdzał mandaty Rouleta za złe parkowanie. Zrobił nawet wydruki. Spisaliśmy wszystko, co było w gabinecie, i porównaliśmy z tym, co jest w komputerze. Brakowało jednego mandatu. Jednego wydruku. Nie wiedzieliśmy, czy zabrał go morderca, czy po prostu Levin nie zrobił jednego wydruku. No więc sami zrobiliśmy wydruk. Mandat był sprzed dwóch lat, z ósmego kwietnia. Za parkowanie przed hydrantem na Blythe Street w Panorama City.
Wszystko złożyło się w całość, jak gdyby ostatnie ziarenko piasku przesypało się przez środek klepsydry. Raul Levin rzeczywiście znalazł wybawienie dla Jesusa Menendeza.
– Martha Renteria została zamordowana ósmego kwietnia dwa lata temu – powiedziałem. – Mieszkała na Blythe w Panorama City.
– Owszem, ale o tym nie wiedzieliśmy. Nie widzieliśmy związku.
Powiedział nam pan, że Levin pracował dla pana nad dwiema różnymi sprawami, Jesusa Menendeza i Louisa Rouleta. Levin trzymał dokumenty każdej z nich osobno.
– Z powodu zasad ujawnienia. Rozdzielił te sprawy, żebym nie musiał przekazywać prokuraturze żadnych dowodów w sprawie Menendeza.
– Adwokackie sztuczki. W każdym razie nie mogliśmy tego skojarzyć, dopóki kapuś nie wspomniał o tancerce z wężem. To wystarczyło.
Skinąłem głową.
– A więc morderca Raula Levina zabrał wydruk?
– Tak sądzimy.
– Sprawdziliście, czy w telefonach Raula nie było podsłuchu?
Ktoś się skądś musiał dowiedzieć o mandatach.
– Sprawdziliśmy. Były czyste. Być może pluskwy zostały usunięte zaraz po morderstwie. A może inny telefon jest na podsłuchu.
Miała na myśli mój telefon. Co mogłoby tłumaczyć, skąd Roulet znał tak wiele moich poczynań, a nawet czekał na mnie w domu, gdy wróciłem ze spotkania z Jesusem Menendezem.
– Każę sprawdzić – powiedziałem. – Czy to znaczy, że w sprawie Raula jestem czysty?
– Niekoniecznie – odrzekła. – Ciągle chcemy zobaczyć, co wykaże analiza balistyczna. Dzisiaj ma coś przyjść.
Skinąłem głową. Nie wiedziałem, jak na to zareagować. Sobel ociągała się z odejściem, jak gdyby chciała mi jeszcze coś powiedzieć albo o coś spytać.
– Tak?
– Nie wiem. Chce mi pan coś powiedzieć?
– Nie wiem. Nie ma nic do powiedzenia.
– Naprawdę? W sądzie zdawało mi się, że próbuje nam pan bardzo dużo powiedzieć.
Milczałem przez chwilę, usiłując wyczytać coś między wierszami.
– Czego pani ode mnie chce, detektyw Sobel?
– Wie pan, czego chcę. Mordercy Raula Levina.
– Ja też. Ale nie mogę wskazać na Rouleta, nawet gdybym chciał. Nie wiem, jak to zrobił. Tak między nami.
– A więc wciąż pozostaje pan na celowniku.
Spojrzała w stronę wind. Aluzja była czytelna. Jeżeli balistyka potwierdzi podejrzenia, wciąż będę miał kłopot. Będą to mogli wykorzystać przeciwko mnie. Powiedz nam, jak Roulet to zrobił, albo sam pójdziesz do pudła. Zmieniłem temat.
– Jak pani sądzi, kiedy Menendez może wyjść?
Wzruszyła ramionami.
– Trudno powiedzieć. Zależy od dowodów, jakie zbierzemy przeciwko Rouletowi – jeżeli będą. Ale wiem jedno. Nie mogą wytoczyć sprawy Rouletowi, dopóki za to samo przestępstwo w więzieniu siedzi inny człowiek.
Odwróciłem się i podszedłem do przeszklonej ściany. Położyłem dłoń na balustradzie biegnącej wzdłuż szyby. Radość mieszała się we mnie z lękiem, a w piersi wciąż tłukła się ta okropna ćma.
– Tylko na tym mi zależy – powiedziałem cicho. – Żeby go wyciągnąć. I na Raulu.
Sobel stanęła obok mnie.
– Nie wiem, co pan robi – powiedziała. – Ale resztę niech pan zostawi nam.
– Jeśli to zrobię, pani partner wsadzi mnie do pudła za morderstwo, którego nie popełniłem.
– Gra pan w niebezpieczną grę – dodała. – Lepiej przestać.
Zerknąłem na nią przelotnie, po czym znów spojrzałem w dół na dziedziniec.
– Jasne – odparłem. – Teraz mogę przestać.
Usłyszawszy to, co chciała, Sobel mogła już iść.
– Powodzenia – powiedziała.
Znów na nią popatrzyłem.
– Nawzajem.
Wyszła, a ja zostałem. Spoglądałem na dziedziniec. Ujrzałem Dobbsa i Mary Windsor idących po betonowych kwadratach w stronę parkingu. Mary Windsor wspierała się na ramieniu adwokata.
Читать дальше