Bąbelek urósł i dołączyły do niego kolejne. Usłyszała, że Ulf pociąga nosem, jak zwykł, kiedy coś go bawiło.
– Bo widzisz… – zaczęła.
Jednak Rowley pozostał nieubłagany, za bardzo był rozeźlony. Opowiadał, że usłyszał dźwięk rogu Hugona z drugiego brzegu i przeprawił się przez rzekę, aby do niego dołączyć. Łowczy od razu zaproponował, żeby szukać Adelii po zapachu Stróża.
– Hugo powiedział, że przeor Gotfryd właśnie z tego powodu dał ci to zwierzę, martwiąc się o twoje bezpieczeństwo w obcym mieście, bo żaden inny pies nie pozostawia po sobie takiego smrodu. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego wszędzie chodzisz z tym kundlem, przynajmniej on miał tyle rozsądku, aby pozostawić za sobą jakiś trop, więcej rozsądku niż ty.
Na litość boską, ależ się zdenerwował. Adelia spojrzała w dół na poborcę podatków i chłonęła urok tego mężczyzny.
Mówił, jak popędził do domu Starego Beniamina i do jej izby. Złapał matę, na której spał Stróż, popędził z powrotem, podsunął ją pod nos psom Hugona. Zdobył konie, zabierając je mijającym go akurat, Bogu ducha winnym i protestującym jeźdźcom.
Pogalopowali ścieżką wzdłuż rzeki… tropili zapach nad Cam, potem nad Grantą. Niemal stracili trop, jadąc przez stały ląd…
– A co by się stało, gdyby ten twój pies nie cuchnął tak, że o Jezu?! Postarzałem się o całe lata, ty bezmyślna harpio! Czy ty wiesz, co ja wycierpiałem?
Ulf teraz już otwarcie się śmiał. Adelia, ledwie mogąc oddychać, podziękowała Bogu Wszechmogącemu za takiego mężczyznę.
– Kocham cię, Rowleyu Picot – udało jej w końcu powiedzieć.
– A co to ma do rzeczy? – zapytał. – Jeśli to żart, to wcale nie śmieszny.
Zaczęła zasypiać, w siodle przytrzymywały ją tylko dłonie Ulfa na ramionach, trudno było mu ją całkiem objąć.
Później, kiedy wspominała przejazd pod wielką bramą klasztoru w Barnwell, myślała o tym, jak wcześniej przekraczała ją wraz z Szymonem i Mansurem na wozie domokrążców. Jakże wszyscy byli nieświadomi tego, co ich czeka, niczym nowo narodzone dzieci. Ale teraz wszyscy się dowiedzą, Szymonie. Wszyscy się dowiedzą.
Potem drzemki stały się coraz głębsze, przekształcając się w długi stan półświadomości, kiedy jak z oddali słyszała głos Rowleya, podobny stukaniu w bębenek, a przekazujący oburzenie, rozkazujący. Słyszała też głos przeora Gotfryda, pełen zgrozy, ale również wydający polecenia. Obaj przeoczyli zaś jedną, najważniejszą rzecz, jednak Adelia akurat ocknęła się na tyle, aby im o niej przypomnieć.
– Muszę się wykąpać – oznajmiła i znowu zapadła w sen.
– …i zostań tutaj, w imię Boga – polecił jej Rowley. Trzasnęły drzwi. Ona i Ulf zostali sami, na łóżku w izbie. Medyczka wpatrywała się w drewniane krokwie oraz płatwy stropu, które już kiedyś widziała. Paliły się świece. Jakie świece? Przecież był dzień. Tak, ale zamknięto okiennice, żeby do środka nie napadał deszcz.
– Gdzie jesteśmy?
– W domu gościnnym przeora – odpowiedział chłopiec.
– Co się dzieje?
– Nie mam pojęcia.
Siedział obok niej ze złączonymi kolanami, patrzył tępo przed siebie.
Co on widzi, pomyślała Adelia, objęła go zdrowym ramieniem i mocno przytuliła. To mój jedyny towarzysz, tak jak ja jestem jego jedyną towarzyszką. Oboje wyszli cało z opałów, z których nikt inny nie zdołał wydobyć się żywcem. Tylko oni wiedzieli, jak długą odbyli podróż, ile czasu im zabrała – oraz jak daleko jeszcze muszą iść. Doświadczyli ciemności, co uczyniło ich świadomymi różnych rzeczy, w tym o sobie samych, których nie powinni wiedzieć.
– No, opowiedz mi – poprosiła.
– Nic tu do gadania. Podpłynęła na łodzi do miejsca, gdzie łowiłem, i zawołała: „Och, Ulfie, łódka ci przecieka". Słodka jak miód. A potem już było to coś na mojej twarzy i nic nie pamiętam. Obudziłem się w tej jamie.
Odwrócił głowę, w pokoju zabrzmiał jego pełen niedowierzania płacz nad utraconą niewinnością.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Chłopiec zwrócił się do niej z rozpaczą.
– Ona była jak lilia. On był krzyżowcem.
– Byli szaleńcami. Nie widać było tego po nich, ale byli szaleńcami, którzy na siebie natrafili. Ulf, jest więcej takich jak my niż takich jak oni. Niezliczenie więcej. Zawsze o tym pamiętaj.
Sama starała się o tym pamiętać.
Oczy dziecka wpatrywały się intensywnie w jej oczy.
– Przyszłaś tam po mnie.
– Oni nie mogli cię dostać. Zastanawiał się nad tym przez chwilę, a potem na jego brzydką, małą twarz wypełzło coś z jego dawnego ja.
– Słyszałem cię. O rany, jak ty klęłaś, nawet jak do miasta przyszli żołnierze, to nie słyszałem połowy takiego plugastwa.
– Powiesz o tym komuś, a wrócisz do tej jamy. Gyltha stała już w drzwiach. Tak jak u Rowleya, który wyłonił się zza jej pleców, w jej głosie było słychać równocześnie wściekłość i ulgę. Łzy spływały jej po twarzy.
– Ty mały gnojku! – krzyknęła na Ulfa. – Czy ja ci nie mówiłam? Jak cię zaraz spiorę!
Szlochając, podbiegła, aby przytulić wnuka, westchnął z zadowoleniem i wyciągnął ku niej swoje ramiona.
– Sio – nakazał im Rowley. Za nim stali obładowani służący. Adelia spostrzegła zatroskaną twarz brata Swithina, zajmującego się gośćmi klasztoru.
Kiedy Gyltha zbliżała się już do drzwi z Ulfem w ramionach, zatrzymała się jeszcze, by spytać Rowleya:
– Jesteś pewien, że już nic nie mogę dla nich zrobić?
– Nie. Sio. Kobieta wciąż się ociągała, zerkając na Adelię.
– To był dobry dzień, ten, w którym przybyłaś do Cambridge – oznajmiła. I wyszła.
Służący zjawili się z wielką cynową wanną, zaczęli wlewać do niej zawartość parujących dzbanów pełnych wody. Jeden z pachołków miał też kostki żółtego mydła, spoczywające na stosie szorstkich kawałków starych prześcieradeł, które w klasztorze służyły za ręczniki.
Medyczka oglądała te przygotowania wręcz zgłodniałym wzrokiem. Chociaż nie mogła zmyć brudu, jaki mordercy zostawili na jej duszy, to przynajmniej mogła zeskrobać go z ciała.
Brat Swithin zdawał się zakłopotany tymi wszystkimi przygotowaniami.
– Ta pani jest ranna, powinienem wezwać infirmariusza.
– Kiedy znalazłem tę panią – stwierdził ponuro Rowley – to właśnie tarzała się po podłodze, walcząc z siłami ciemności. Nic jej nie będzie.
– To chociaż powinna tutaj przyjść jakaś służąca…
– Sio – rzucił Picot. – Wynocha, już! – Rozpostarł ramiona, objął nimi całe kłębiące się towarzystwo, wypchnął za drzwi i je zamknął. Adelia znów zauważyła, że to bardzo potężny mężczyzna. Tłuszczyk, z którego sobie drwiła, zmniejszył się. Teraz lepiej widać było jego potężną muskulaturę.
Podszedł do niej, ujął ją pod pachy, podniósł tak, że stanęła na podłodze, i zaczął rozbierać, zdejmując ubranie ze zdumiewającą delikatnością.
Poczuła się bardzo mała. Czy on ją właśnie uwodził? Z pewnością zatrzyma się, gdy dotrze do giezła.
Nie uwodził i się nie zatrzymał. To była opieka. Kiedy uniósł medyczkę nagą i włożył do kąpieli, spojrzała mu w twarz. Równie dobrze ta twarz mogłaby teraz należeć do Gordinusa, przeprowadzającego sekcję zwłok.
Powinnam czuć się zakłopotana, pomyślała. Powinnam czuć się zakłopotana, ale wcale się tak nie czuję.
Kąpiel była ciepła, Adelia wślizgnęła się do wody, zanim całkiem się zanurzyła, złapała jedno z mydeł. Szorowała się nim, cieszyła szorstkością ocierającą skórę. Nie dała rady unieść rąk, a zatem pozostała nad powierzchnią na tyle długo, by poprosić Rowleya, żeby umył jej włosy. Poczuła, jak męskie palce mocno naciskają skórę jej głowy. Służący zostawili dzbany z zimną wodą, którą Picot wylał, by spłukać mydło.
Читать дальше