Ariana Franklin - Mistrzyni sztuki śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Ariana Franklin - Mistrzyni sztuki śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mistrzyni sztuki śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mistrzyni sztuki śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Cztery potworne morderstwa… Nieuchwytny zabójca… I niezwykła kobieta, która potrafi skłonić zmarłych do wyjawienia sekretów. W 1171 roku bestialskie zabójstwa dzieci wstrząsają Cambridge. Król sprowadza ze słynnej sycylijskiej szkoły medycznej najlepszego mistrza sztuki śmierci – biegłego w anatomii i arkanach śledztwa. Któż mógłby jednak przypuszczać, że ów medyk jest… kobietą. W zabobonnej Anglii Adelia musi kryć swą prawdziwą tożsamość, by nie oskarżono jej o czary. Potajemnie bada okaleczone zwłoki, dokonuje oględzin miejsc zbrodni i dzięki wiedzy i dedukcji układa listę podejrzanych. Bogobojni mieszczanie, rozmodleni mnisi, usłużni dworzanie, waleczni rycerze… Kto z nich jest mordercą, który już wybrał następną ofiarę?

Mistrzyni sztuki śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mistrzyni sztuki śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Raz jeszcze dostrzegła Gylthę zerkającą przez drzwi do kuchni. Adelia usiadła prosto. Staram się nie przynieść ci wstydu, no staram się, staram.

Na jej czystej misce pojawiła się sarnina w gulaszu z kaszą. Do tego podano jakieś gely z talerzyka. Przypuszczalnie czerwoną porzeczkę. Ja chcę sałaty, pomyślała z rozpaczą.

Lenno przeoryszy uciekło z klatki i dołączyło do wróbli na krokwiach dachu, bombardując stoły odchodami.

Brat Gilbert, który nie zwracał uwagi na siedzące mu po bokach mniszki, a za to wpatrywał się w Adelię, nachylił się przez stół.

– Myślę, pani, że winnaś skromnie schować swoje włosy.

– A to dlaczego? – Odwzajemniła spojrzenie. -Winnaś raczej ukryć swoje kędziory pod welonem, lepiej, abyś odziała się w żałobne szaty, schowała swoją powierzchowność. O córo Ewy, noś strój pokutny, za sprawą hańby Ewy, której odium to przyczyna upadku rasy człowieczej.

– To nie jej wina – powiedzała zakonnica siedząca z lewej. – Upadek rasy człowieczej nie wynikł akurat z jej winy. Mojej zresztą też nie.

Była to koścista kobieta w średnim wieku, dużo piła, podobnie jak brat Gilbert. Adelii podobało się jej zachowanie. Mnich odwrócił się ku zakonnicy.

– Milcz, niewiasto. Będziesz się spierać z wielkim świętym Tertulianem? Ty, mieszkanka domu rozwiązłego życia?

– A bo co? – triumfalnie zapiszczała kobieta. – Mamy lepszego świętego niż wy. Mamy świętego Piotrusia. A najlepsze, co wy macie, to wielki palec świętej Ethelredy.

– Mamy fragment Krzyża Pańskiego! – krzyknął brat Gilbert.

– A kto nie ma? – rzuciła zakonnica siedząca z drugiej strony. Brat Gilbert zsiadł zatem ze swojego rumaka, prosto w krew i pył bitewnego pola.

– Gówno będziecie mieli, nie świętego Piotrusia, jak archidiakon przyjrzy się temu waszemu konwentowi, ty zdziro. A przyjrzy się. Och, ja wiem, co się dzieje u Świętej Radegundy. Rozwiązłość, zaniedbywanie posług, odwiedziny mężczyzn w celach, polowania, wędrówki w górę rzeki i wcale nie sądzę, żeby po to, aby zawozić jedzenie pustelnikom. Och, ja to wiem.

– Oczywiście, że wozimy im jedzenie! – Teraz odezwała się mniszka z prawej strony brata Gilberta, równie pulchna jak jej siostra zakonna chuda. -A jeśli potem odwiedzę jeszcze cioteczkę, to co to szkodzi?

W głowie Adelii zadźwięczał głos Ulfa. „Siostra Tłuścioszka z jedzeniem dla pustelników, patrz, jak się rozdęła". Spojrzała na zakonnicę przez zmrużone oczy.

– Widziałam cię – rzuciła wesoło. – Widziałam cię, jak płynęłaś łódką w górę rzeki.

– Mogę się założyć, że nie widziałaś jej, jak wracała. – Brat Gilbert aż pluł ze złości. – Zostają tam na całą noc. Nurzają się w rozpuście i żądzy. W porządnym domu zakonnym zostałyby już wychłostane tak, że ich tyłki aż spłynęłyby krwią, ale gdzie jest ich przeorysza? Na łowach!

Człowiek, który nienawidzi, pomyślała Adelia. Człowiek pełen nienawiści. I krzyżowiec. Nachyliła się ponad stołem.

– Bracie Gilbercie, czy lubisz jujubę?

– Co? Nie, nie cierpię łakoci – odwrócił się od niej, aby dalej krytykować klasztor Świętej Radegundy.

Po prawej stronie medyczki odezwał się cichy, smutny głos.

– Nasza Maria lubiła łakocie. Ku zdumieniu Adelii po zapadłych policzkach łowczego Hugona spłynęły łzy, kapiąc mu do gulaszu.

– Nie płacz – powiedziała. – Nie płacz. Usłyszała szept szewca, siedzącego z lewej.

– Ona była jego siostrzenicą. Ta mała zamordowana Maria. Dzieckiem jego siostry.

– Przykro mi. – Adelia dotknęła dłoni myśliwego. – Tak bardzo mi przykro.

Jego niebieskie oczy, zaczerwione i nieskończenie smutne, spojrzały w jej oczy.

– Dorwę go. Wyrwę mu wątrobę.

– Oboje go dorwiemy – zapewniła i zdenerwowała się, że zrzędzenie brata Gilberta zakłócało taką chwilę. Wyciągnęła rękę ponad stołem i dźgnęła mnicha w pierś.

– Nie ma żadnego świętego Tertuliana.

– Co?

– Tertuliana. Tego, na którego się powoływałeś, mówiąc o Ewie. On nie był świętym. Myślałeś, że był świętym? Nie był. Opuścił Kościół. Był bowiem – powiedziała to ostrożnie – niezbyt ortodoksyjny. Oto właśnie, jaki był. Przyłączył się do montanistów. A… później nigdy go nie ogłoszono świętym.

Zakonnice bardzo poweselały.

– Nie wiedziałeś o tym, prawda? – rzuciła ta chuda.

Odpowiedź brata Gilberta zagłuszył dźwięk trąb, na wyższy stół powędrowało kolejne danie.

Blaundersorye, Quincys in comfyte, Curiews en miel, Pertyche, Ey-roundangels, Pety-perneux…

Co to jest petty-perno? – zapytał myśliwy, wciąż płacząc.

– Małe zagubione jajeczka – odpowiedziała Adelia i zaczęła niepowstrzymanie szlochać.

Ta część jej mózgu, która jeszcze z kretesem nie przegrała walki z pitnym miodem, uniosła ją na nogi i zagnała do bocznego stolika, na którym był dzban wody. Złapawszy go, ruszyła ku drzwiom, ze Stróżem u boku.

Kiedy szła, bacznie przyglądał się jej poborca podatków.

Kilku gości było już w ogrodach. Mężczyźni w zamyśleniu spoglądali na pnie drzew, a kobiety rozpierzchły się, szukając spokojnych miejsc, by sobie przykucnąć. Ci bardziej wstydliwi, ustawili się w kolejce do osłoniętych ławek z wyciętymi dziurami, które sir Joscelin ustawił nad strumieniem spływającym do Cam.

Adelia, pijąc łapczywie z dzbanka, powędrowała za stajnie, a miły zapach koni przenikał za ciemne budynki, gdzie zakapturzeni, ptasi drapieżcy śnili o nurkowaniu w dół i zabijaniu. Świecił księżyc. Była trawa i był sad…

Poborca podatków znalazł ją śpiącą pod jabłonią. Kiedy wyciągnął ku niej rękę, uniósł głowę jakiś mały, ciemny i cuchnący kształt obok, a jeszcze inny, znacznie wyższy i ze sztyletem za pasem, wyłonił się z mroków.

Sir Rowley pokazał im obu, że ma puste ręce.

– Czyż mógłbym ją skrzywdzić? Adelia otworzyła oczy. Usiadła, dotknęła czoła.

– Tertulian nie był świętym, Picot – oznajmiła.

– Zawsze się nad tym zastanawiałem. – Usiadł obok niej. Wypowiedziała jego nazwisko tak, jakby byli starymi przyjaciółmi, zbiła go z tropu przyjemność, jaką mu to sprawiło. – Co ty piłaś?

Skupiła się.

– To było żółte.

– Miód. Potrzeba saksońskiej krzepy, aby zdzierżyć miód. – Pomógł jej wstać. – Chodź, powinnaś to z siebie wytańczyć.

– Ja nie tańczę. Może pójdziemy i skopiemy brata Gilberta?

– Kusisz mnie, ale myślę, że tylko zatańczymy. Z sali wyniesiono stoły. Subtelni muzycy z galeryjki zmienili się w trzech spoconych, tęgich drabów na podwyższeniu. Jeden grał na bębenku, dwóch na skrzypkach, kolejny wykrzykiwał kroki tańca wśród zgiełku, który łączył w sobie piski, śmiechy, tupanie, wir szalejący teraz na posadzce.

Poborca podatków wciągnął weń Adelię.

To nie był zdyscyplinowany, złożony taniec z wyższych sfer Salerno, gdzie trzymano się za końce palców i starannie ustawiano stopy. Nie było tu elegancji. Mieszkańcy Cambridge nie mieli czasu, by uczęszczać na lekcje w terpsychorze. Oni po prostu tańczyli. Niezmordowanie, nieprzerwanie, spoceni i z werwą, z entuzjazmem, zmuszeni dzikością swoich dawnych bogów. Jakieś potknięcie tu i tam, nie ten ruch co trzeba – ale kto by o to dbał. Wstawaj i tańcz dalej, tańcz, tańcz. Lewa stopa do lewej, prawa tupie z przodu. „Plecy do pleców". Złap się za spódnicę, śmiej się. „Prawe ramię do prawego!". „W krąg i w lewo", „Naprzód, hej!" „Skręcamy". „Przechodzimy, panie i panowie, przechodzimy, do licha". „I wracamy".

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mistrzyni sztuki śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mistrzyni sztuki śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Mistrzyni sztuki śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Mistrzyni sztuki śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x