Bosch wyjął z kieszeni kopertę ze zdjęciami. Upuścił ją na biurko między rękami Sheili. Powoli opuściła dłonie, ujęła ją, ale jej nie otworzyła. Nie musiała.
– No, jak wypadła nasza próba, Sheilo?
– Właśnie… właśnie to robicie? Wpychacie się z buciorami w ludzkie życie? To znaczy w ich sekrety, we wszystko?
– Jesteśmy zamykaczami, Sheilo. Czasami musimy.
Dojrzał skrzynkę z butelkami wody mineralnej na podłodze obok biurka. Wyjął jedną z nich i otworzył, żeby Sheila się napiła. Obejrzał się na Edgara, który potrząsnął głową. Bosch wziął drugą butelkę dla siebie, przyciągnął krzesło, na którym siedział Frank, i usadowił się na nim.
– Niech pani posłucha, Sheilo. Była pani ofiarą. Dzieckiem. Ojciec był silny i miał nad panią kontrolę. Nie musi się pani wstydzić, że była ofiarą. – Milczała. – Jakiekolwiek brzemię pani dźwiga, czas wreszcie je zrzucić. Powiedzieć nam, co się wydarzyło. Wyjawić wszystko. Wróciliśmy do punktu wyjścia i potrzebujemy pani pomocy. Chodzi o pani brata.
Otworzył butelkę i upił duży łyk. Dopiero teraz zauważył, jak ciepło jest w pokoju.
– Coś wreszcie zrozumiałam… – powiedziała Sheila, gdy ponownie przytknął butelkę do ust.
– Co takiego?
Wpatrywała się w swe ręce.
– Od kiedy Arthur zniknął, ojciec mnie nawet nie dotknął – zaczęła mówić takim tonem, jakby zwracała się do siebie. Lub do nikogo. – Nigdy… Myślałam, że to dlatego, że stałam się w jakiś sposób niepociągająca. Byłam brzydka, gruba. Teraz myślę, że może dlatego… że ojciec bał się tego, co zrobiłam lub co mogę zrobić.
Odłożyła kopertę z powrotem na biurko. Harry znowu wychylił się naprzód.
– Sheilo, czy jest coś jeszcze, czego nie powiedziała nam pani wcześniej o tamtych czasach? O tamtym dniu? Coś, co mogłoby nam pomóc?
Skinęła bardzo nieznacznie głową i pochyliła twarz, ukrywając się za uniesionymi pięściami.
– Wiedziałam, że szykuje się do ucieczki – powiedziała powoli. – I nie zrobiłam nic, żeby go zatrzymać.
Harry przesunął się na skraj siedzenia.
– Skąd wiedziałaś, Sheilo? – zapytał delikatnie.
Minęła długa chwila, nim odpowiedziała:
– Arthur był w domu, kiedy tamtego dnia wróciłam ze szkoły. W swoim pokoju.
– A więc wrócił do domu?
– Tak. Na krótko. Drzwi do jego pokoju były odrobinę uchylone. Zajrzałam do środka. Nie zauważył mnie. Pakował swoją torbę na książki. Chował ubrania i różne drobiazgi. Domyśliłam się, co zamierza. Pakował się, żeby uciec. A ja… wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Pewnie go nienawidziłam, sama nie wiem. Ale chciałam, żeby zniknął. Dla mnie był przyczyną wszystkiego. Po prostu chciałam, żeby go nie było. Zostałam w swoim pokoju, aż usłyszałam, jak zamykają się drzwi frontowe.
Uniosła twarz i popatrzyła na Boscha. Miała wilgotne oczy. Harry często jednak widział, że wyjawienie prawdy daje siłę. Dostrzegł to też teraz w oczach Sheili.
– Mogłam go zatrzymać, ale tego nie zrobiłam. I właśnie z tym muszę żyć. Teraz, kiedy wiem, co się z nim stało…
Przeniosła wzrok gdzieś poza ramię Boscha, jakby dostrzegała tam nadciągającą falę poczucia winy.
– Dziękuję, Sheilo – powiedział cicho Bosch. – Czy wiesz coś jeszcze, co mogłoby nam pomóc? – Potrząsnęła głową. – W takim razie zostawimy cię teraz samą.
Wstał i przeniósł krzesło z powrotem na środek pokoju. Potem wrócił do biurka po kopertę z fotografiami. Podszedł do drzwi; Edgar otworzył je przed nim.
– Co się z nim stanie? – zapytała Sheila.
Odwrócili się i popatrzyli na nią. Edgar zamknął drzwi. Oczywiście chodziło o jej ojca.
– Nic – odparł Bosch. – To, co pani robił, było tak dawno temu, że uległo przedawnieniu. Wróci do swojej przyczepy. – Pokiwała głową, nie patrząc na niego. – Sheilo, być może twój ojciec umiał kiedyś tylko niszczyć, ale czas wiele zmienia. Zatacza krąg. Odbiera siły tym, którzy je mieli, i daje tym, którzy byli ich pozbawieni. W tej chwili to twój ojciec jest zniszczony. Proszę mi wierzyć. Nie zrobi pani już żadnej krzywdy. Jest niczym.
– Co zrobicie ze zdjęciami?
Harry popatrzył na kopertę w ręce i z powrotem na Sheilę.
– Muszą trafić do akt. Nikt ich nie zobaczy.
– Chcę je spalić.
– Niech pani spali wspomnienia.
Pokiwała głową. Harry odwracał się do wyjścia, gdy usłyszał jej śmiech i obejrzał się w jej stronę. Potrząsała głową.
– O co chodzi?
– O nic. Tyle tylko, że muszę tu siedzieć cały dzień i słuchać ludzi starających się mówić jak pan. Żadnemu z nich to tak naprawdę nie wychodzi. Nikt nie zdoła zrobić tego tak, jak należy.
– Taki jest show-biznes – odparł Bosch.
Przechodząc korytarzem w stronę schodów, znowu minęli aktorów. Na schodach ten, na którego Sheila wołała Frank, recytował na głos swoje kwestie. Uśmiechnął się do prawdziwych detektywów, gdy go mijali.
– Ej, wy jesteście prawdziwi, tak? Jak myślicie, jak mi wyszło?
Bosch nie odpowiedział.
– Byłeś świetny, Frank – rzekł Edgar. – Zamykacz z ciebie, człowieku. Gra skończona.
O drugiej po południu w piątek Bosch i Edgar wrócili do pokoju detektywów. Drogę z Westside do Hollywood pokonali w całkowitym milczeniu. Był dziesiąty dzień dochodzenia. Policjanci nie byli ani trochę bliżej znalezienia zabójcy Arthura Delacroix. Dziesięć dni ich wysiłków ukoronowały jak na razie jedynie śmierć policjantki i samobójstwo przypuszczalnie zreformowanego pedofila.
Jak zwykle na Boscha czekał stos różowych kartek z informacjami telefonicznymi. Na jego biurku leżała też koperta z pocztą międzywydziałową. Wziął ją pierwszą, domyślając się, co jest w środku.
– Najwyższy czas – powiedział.
Otworzył kopertę i wyjął z niej swój magnetofon na mikrokasety. Nacisnął klawisz odtwarzania, żeby sprawdzić baterie. Natychmiast usłyszał własny głos. Ściszył dźwięk i wyłączył urządzenie. Wsunął magnetofon do kieszeni i wyrzucił kopertę do kosza na śmieci przy biurku.
Przewertował wiadomości telefoniczne. Prawie wszystkie były od dziennikarzy. Żyj z mediami i z nimi umieraj, pomyślał. Zamierzał zostawić wydziałowi kontaktów z mediami tłumaczenie światu, dlaczego człowiek, który przyznał się do morderstwa i miał być o nie oskarżony, następnego dnia został oczyszczony z zarzutów i wypuszczony.
– Wiesz, w Kanadzie policjanci nie muszą mówić dziennikarzom ani słowa o sprawie, dopóki się nie zakończy – powiedział do Edgara. – Każde śledztwo jest objęte całkowitą tajemnicą.
– Na dodatek mają tam okrągły boczek – odparł Edgar. – Co my tutaj robimy, Harry?
Pośród wiadomości była informacja od doradcy rodzinnego z biura patologa, iż szczątki Arthura Delacroix przekazano jego rodzinie w celu pochówku, który odbędzie się w niedzielę. Harry odłożył ją na bok, by zapoznać się ze szczegółami pogrzebu oraz dowiedzieć się, kto z rodziny zgłosił się po szczątki.
Wrócił do reszty wiadomości i natychmiast jedna przyciągnęła jego uwagę. Odchylił się w fotelu i przeczytał ją dokładnie. Poczuł mrowienie, przechodzące z głowy na kark. Wiadomość nadeszła o dziesiątej trzydzieści pięć i pochodziła od porucznika Bollenbacha z wydziału operacyjnego – zwanego popularnie 0-3. Wydział zajmował się wszystkimi przenosinami i oddelegowania-mi funkcjonariuszy. Gdy przed dziesięcioma laty Bosch został przeniesiony do wydziału Hollywood, nastąpiło to w trybie natychmiastowym na podstawie pisma z wydziału operacyjnego. Tak samo było rok temu z przeniesieniem Kiz Rider do wydziału zabójstw i rabunków.
Читать дальше