– Ile jest ważny nakaz?
– Czterdzieści osiem godzin. Zmieścimy się w czasie.
Rozmowa o przyczepie nagle przypomniała Harry'emu o kocie Delacroix. Tak pochłonęło ich przyznanie się podejrzanego do winy, że zapomniał o załatwieniu opieki dla zwierzęcia.
– Cholera.
– Słucham?
– Nie, nic. Zapomniałem o kocie. Delacroix miał kota. Powiedziałem, że poproszę sąsiadkę, żeby się nim zajęła.
– Powinieneś był zadzwonić do schroniska.
– Facet prosił, żebyśmy tego nie robili. Ma pani koty, chyba go pani rozumie.
– No tak, ale nie wezmę jeszcze jednego.
– Nie, nie o to mi chodziło. Chcę tylko wiedzieć, ile kot może wytrzymać bez jedzenia i wody.
– To znaczy, że nie zostawiłeś mu nic do jedzenia?
– Zostawiliśmy, ale pewnie już nic nie ma.
– No, jeśli dzisiaj go nakarmiliście, to pewnie do jutra wytrzyma, chociaż nie będzie zbyt zadowolony. Może narobić trochę bałaganu.
– Widać było, że już to zrobił. Chyba już skończymy, dobrze? Chcę obejrzeć resztę taśmy i zorientować się, na czym stoimy.
– No dobrze, nie zatrzymuję cię, ale nie zaglądaj darowanemu koniowi w zęby, Harry. Wiesz, o co mi chodzi?
– Chyba tak.
Skończyli rozmowę i Bosch włączył ponownie nagranie z przesłuchania. Natychmiast je jednak wyłączył. Nie potrafił przestać myśleć o kocie. Powinien był zapewnić mu jakąś opiekę.
Postanowił, że wyjdzie jeszcze raz.
Zbliżając się do przyczepy Delacroix, Bosch zobaczył, że we wszystkich oknach pali się światło. Było pogaszone, gdy dwanaście godzin wcześniej odjeżdżali z podejrzanym. Przejechał obok i zaparkował na pustym miejscu kilka przyczep dalej. Zostawił pudełko z kocią karmą w samochodzie, zawrócił pod przyczepę Delacroix i stanął w tym samym miejscu co w chwili, gdy Edgar walił w drzwi. Mimo późnej pory od strony autostrady dobiegał stały szum, który skutecznie tłumił odgłosy dochodzące z wnętrza przyczepy.
Wysunął pistolet z kabury i podszedł do drzwi. Uważnie stanął na pustakach i nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Bosch nachylił się ku drzwiom, ale i teraz nic nie usłyszał. Zaczekał jeszcze chwilę, po cichu i powoli drugi raz nacisnął klamkę, uchylił drzwi i uniósł broń.
Pokój dzienny był pusty. Wszedł do środka i omiótł przyczepę wzrokiem. Nikogo. Zamknął bezgłośnie drzwi za sobą.
Zajrzał do kuchni, a potem przez korytarzyk do sypialni. Jej drzwi były wpół zamknięte i nikogo nie dojrzał w środku, lecz usłyszał łoskot, jakby ktoś gwałtownie zamykał szuflady. Przeszedł przez kuchnię. Czuć było obrzydliwy odór kociego moczu. Zauważył, że tacka pod stołem została wylizana do czysta, a miska z wodą też była prawie opróżniona. Wyszedł na korytarzyk. Gdy był półtora metra od drzwi sypialni, nagle otworzyły się na całą szerokość i pojawiła się w nich pochylona postać.
Sheila Delacroix krzyknęła, gdy podniosła głowę i zobaczyła Boscha. Detektyw uniósł pistolet i opuścił go natychmiast, gdy ją rozpoznał. Sheila uniosła ręce do piersi, jej oczy rozszerzyły się z lęku.
– Co pan tu robi? – zapytała.
Schował pistolet do kabury.
– Zamierzałem zapytać panią o to samo.
– To dom mojego ojca. Mam klucz.
– I?
Potrząsnęła głową i wzruszyła ramionami.
– Byłam… Martwiłam się o kota. Szukałam go. Co pan sobie zrobił w twarz?
Minął ją w ciasnym przejściu i wszedł do sypialni.
– Miałem wypadek.
Rozejrzał się po pokoju. Nie zobaczył ani kota, ani nic innego, co zwróciłoby jego uwagę.
– Chyba jest pod łóżkiem. – Bosch obejrzał się na nią. – Kot. Nie mogłam go wydostać.
Bosch zawrócił do drzwi i dotknął ramienia Sheili, kierując ją do pokoju dziennego.
– Usiądźmy.
W pokoju dziennym Sheila usiadła na kanapie, Harry natomiast stał.
– Czego pani szukała?
– Już mówiłam: kota.
– Słyszałem, jak otwierała pani i zamykała szuflady. Kot się w nich chowa?
Sheila potrząsnęła głową, jakby zawracał jej głowę drobiazgami.
– Byłam po prostu ciekawa, jak żył mój ojciec. Rozejrzałam się, skoro już tu przyjechałam, to wszystko.
– A gdzie pani samochód?
– Zostawiłam przy administracji. Nie wiedziałam, czy będę mogła tu zaparkować, dlatego tam się zatrzymałam i przyszłam na piechotę.
– I zamierzała pani wyprowadzić kota na smyczy, tak?
– Nie, zanieść go. Dlaczego mnie pan tak wypytuje?
Przyjrzał się jej uważnie. Widział, że kłamie, ale nie miał pewności, co mógł czy powinien wobec tego zrobić. Postanowił ją zaskoczyć.
– Niech pani posłucha, Sheilo. Jeśli uczestniczyła pani w jakikolwiek sposób w tym, co stało się z bratem, nadeszła pora powiedzieć o tym. Może zawrzemy jakąś umowę.
– O czym pan mówi?
– Pomogła pani ojcu tamtej nocy? Pomogła mu pani wnieść brata na wzgórze i zakopać?
Podniosła ręce do twarzy tak szybko, jakby prysnął jej w oczy kwasem.
– Och, Boże! – zawołała. – Och, mój Boże, nie mogę w to uwierzyć! Co pan chce… – Równie nagle oderwała ręce od twarzy i popatrzyła na Boscha zdezorientowanym wzrokiem. – Myśli pan, że miałam z tym coś wspólnego? Jak pan może?!
Zaczekał chwilę, aż się uspokoi.
– Myślę, że nie mówi mi pani prawdy, co się tu dzieje – odpowiedział. – Dlatego robię się podejrzliwy i muszę zastanowić się nad wszystkimi możliwościami.
Sheila nagle wstała.
– Jestem aresztowana?
– Nie, nie jest pani. – Pokręcił głową. – Byłbym jednak wdzięczny, gdyby powiedziała mi pani…
– W takim razie wychodzę.
Obeszła stolik do kawy i ruszyła pewnym krokiem do drzwi.
– A co z kotem? – zapytał.
Nie zatrzymała się. Znikła za drzwiami. Zza drzwi rozległa się jej odpowiedź:
– Niech pan się nim zajmie.
Podszedł do drzwi i patrzył, jak Sheila idzie osiedlową alejką w stronę budynku administracji, pod którym stał jej samochód.
– Pewnie – powiedział sam do siebie.
Oparł się o futrynę i odetchnął czystym powietrzem. Zastanawiał się, co Sheila tu robiła. Po chwili popatrzył na zegarek i obejrzał się na wnętrze przyczepy. Była jedenasta piętnaście. Czuł zmęczenie, postanowił jednak zostać i rozejrzeć się za tym, czego szukała Sheila.
Poczuł, że coś ociera mu się o nogę. Opuścił wzrok i zobaczył czarnego kota. Ostrożnie odepchnął go stopą. Niezbyt lubił koty.
Zwierzę wróciło i z uporem ponownie otarło się łbem o jego nogę. Harry wrócił do przyczepy. Kot ostrożnie cofnął się kilka kroków.
– Zaczekaj tutaj – powiedział Harry. – Mam trochę jedzenia w samochodzie.
W sądzie w śródmieściu, w którym przedstawiano podejrzanym zarzuty, zawsze było rojno jak w ulu. Gdy Bosch wszedł na salę za dziesięć dziewiąta w piątek rano, sędziego jeszcze nie było, ale pod drzwiami uwijał się już tłum prawników, zupełnie jakby ktoś wetknął kij w mrowisko. Tylko zahartowany weteran mógł zrozumieć, co się tu w danej chwili działo.
W pierwszych rzędach dla publiczności poszukał wzrokiem Sheili Delacroix, ale jej nie zobaczył. Następnie rozejrzał się za swoim partnerem i prokuratorem Portugalem, lecz ich też nie było na sali. Zauważył jednak dwóch kamerzystów, rozstawiających sprzęt obok biurka woźnego sądowego – w miejscu, skąd był dobry widok na szklaną klatkę dla więźniów.
Bosch minął bramkę i wszedł na część sali dla urzędników wymiaru sprawiedliwości. Wyjął odznakę i pokazał ją woźnemu, który przeglądał komputerowy wydruk wokandy na ten dzień.
Читать дальше