Poczuł gwałtowny przypływ energii. Nareszcie miał jakiś cel. Jeśli jego plan się powiedzie, zaskarbi sobie wdzięczność Anny i sprawi, że Malone nie będzie już miał pretekstu, żeby się z nią spotykać.
Ben uruchomił samochód i wyjechał z parkingu. Musi działać szybko, zanim opanują go następne wątpliwości. Zatrzyma się tylko w gabinecie, żeby zabrać papiery, i pojedzie prosto na posterunek. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie zdziwienie Quentina Malone’a, gdy wręczy mu w końcu listę, o którą tak zabiegał.
Trzydzieści pięć minut później doktor Walker dotarł na posterunek Siódemki i podszedł do biurka oficera dyżurnego. Przedstawił się i spytał, czy może rozmawiać ze śledczym Malone’em.
– Gdzieś wyszedł – poinformował policjant. – Ale jest jego partner.
Ben wahał się przez chwilę, ale był na tyle zdecydowany, że w końcu skinął głową. Cóż, nie zobaczy miny Malone’a, ale przynajmniej zrobi coś pożytecznego.
– Dobrze, może być.
– Nazywa się Terry Landry. – Oficer pokazał mu, gdzie ma iść. – Na pewno pan trafi. Landry jest wysoki, ma ciemne włosy i kolorową hawajską koszulę.
Ben podziękował mu i udał się we wskazanym kierunku. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, kiedy wszedł do zatłoczonego ogólnego pomieszczenia. Od razu zauważył Landry’ego. Tylko on miał taką błękitnożółtoróżową koszulę. Partner Malone’a stał odwrócony do niego plecami i dyskutował o czymś zaciekle.
Psycholog ruszył w jego stronę i w tej chwili śledczy odwrócił się. Ben stanął i wybałuszył oczy. Żaden Terry Landry. Przed sobą miał Ricka Richardsona. Urzędnika średniego szczebla w Departamencie Turystyki.
Rick jest moim pacjentem, pomyślał. Nie, już nie, przecież przerwał terapię jakieś parę tygodni temu, przypomniał sobie.
Ben zaczął liczyć i poczuł, że robi mu się sucho w ustach. Po raz ostatni widział Ricka mniej więcej w tym czasie, kiedy zginęły mu klucze i kiedy dostał książkę Anny. Mniej więcej wtedy zamordowano pierwszą rudowłosą kobietę.
Z bijącym sercem zaczął sobie przypominać kolejne fakty, które dotyczyły Richardsona. Po pierwsze był wściekły na żonę za to, że go zostawiła i nie chciała zrozumieć. Po drugie był niezadowolony z pracy, a nędzne zarobki raniły jego dumę. Za tym wszystkim stała skrywana nienawiść do matki, która nim przez całe życie pomiatała. Wszystko pasowało.
Ben odwrócił się i z duszą na ramieniu wyszedł z pokoju. Nie sądził, by Rick, czy raczej Terry, go zauważył. Modlił się, żeby tak się nie stało. Bo jeśli jego podejrzenia się potwierdzą, to właśnie on może być seryjnym mordercą i na pewno nie ucieszy się z tego, że Ben go rozpoznał.
Podbiegł do samochodu, chociaż nogi miał jak z waty. O dziwo nic go jednak nie bolało. Dopiero kiedy znalazł się w bezpiecznym miejscu, spojrzał w stronę wejścia do budynku.
Terry Landry stał na szczycie schodów i rozglądał się uważnie dookoła, jakby kogoś szukał.
– Sukinsyn! – Ben przekręcił kluczyki i silnik natychmiast zaczął pracować.
Wystartował z piskiem opon. Chciał jak najszybciej uciec. Uwolnić się od prześladowcy. Gdy przejechał parę przecznic i nie zauważył nikogo, kto by za nim jechał, odetchnął z ulgą. Zerknął jeszcze do wstecznego lusterka, a potem otworzył telefon i wybrał numer posterunku. Odebrał ten sam oficer dyżurny, z którym rozmawiał kilka minut temu.
– Tu Beniamin Walker – powiedział. – Chciałbym skontaktować się jak najszybciej ze śledczym Malone’em. Proszę mu powiedzieć, że chodzi o atak na Annę North. I że mam to, o co mu chodziło.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Piątek, 2 lutego, godz. 14.00
Quentin zatrzymał się przed posterunkiem SWNP. Wyłączył silnik, ale nie wysiadł. Patrzył tylko przed siebie, starając się pogodzić z tym, co przed chwilą usłyszał od Bena Walkera. Rozmowa była krótka, ale nadzwyczaj treściwa.
Psycholog poinformował go, że Terry pod przybranym nazwiskiem był jego pacjentem, ale zrezygnował z terapii w tym samym czasie, gdy ktoś zaczął nękać Annę i dokonał pierwszego zabójstwa. Quentin zacisnął palce na kierownicy. Czuł, że przygniata go ciężar tego, co usłyszał. Wszystko świadczyło przeciwko jego partnerowi. Jego kłótnia z Nancy Kent. Barwione szkła kontaktowe. Złość i niechęć, do których sam się przyznawał. Atak na Penny. Pieniądze, które skądś nagle wziął… Lista była długa.
Quentin zaklął pod nosem. Wszystkie drobiazgi łączyły się w spójną całość. Mógł teraz jedynie pójść z tym do Terry’ego. Wymagały tego lata łączącej ich przyjaźni. Miał nadzieję, że partner wszystko wyjaśni, że w sposób nie budzący wątpliwości potrafi się przed nim wytłumaczyć.
Nie może przecież być mordercą!
Quentin znowu zaklął, tym razem głośniej. Nie, nie może tego zrobić, bo sprawy zaszły zbyt daleko. Musi iść prosto do szefowej i poinformować ją, czego się dowiedział. Zginęły przecież niewinne kobiety! Jeśli Terry nie popełnił tych zbrodni, na pewno potrafi się wytłumaczyć. Są przecież wyniki laboratoryjne, poza tym musi mieć jakieś alibi…
Wysiadł z wozu i pewnym krokiem ruszył w stronę posterunku. Szedł korytarzem, nie odpowiadając na pozdrowienia kolegów. W końca dotarł do gabinetu szefowej i zastukał. Wszedł, nie czekając na zaproszenie. Patti O’Shay spojrzała na niego znad papierów.
– Musimy pogadać – rzucił.
Skinęła głową.
– Zamknij drzwi.
Zrobił, jak prosiła, a potem podszedł do jej biurka i usiadł ciężko na krześle.
– Chodzi o zabójstwa kobiet.
Położyła dłonie na gładkim blacie.
– Mów.
Quentin międlił dłonie, nie bardzo wiedząc, jak zacząć.
– Najlepiej wyrzucić z siebie to, co najgorsze – dodała Patti po przedłużającej się ciszy. – Im szybciej, tym lepiej.
Zrobił, jak radziła. A kiedy skończył, wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Spojrzał więc na nią, mrużąc oczy.
– Co na niego masz, Patti? Ostatnio bardzo interesowała się nim sekcja wewnętrzna. Może znaleźli coś poważniejszego niż kłótnia po pijanemu? Mam prawo wiedzieć!
– Porozmawiajmy najpierw o tym, z czym przyszedłeś. Czy doktor Walker jest pewny, że Landry to jego dawny pacjent Rick Richardson?
– Całkowicie.
– I wciąż wierzysz, że Anna North jest ogniwem łączącym te wszystkie morderstwa? Z powodu rudych włosów?
– Tak. I obciętego palca ostatniej ofiary.
Ciotka uniosła brwi.
– Ale po co zabijał te kobiety? Dlaczego nie zaczął od Anny North?
Quentin poczuł, że robi mu się niedobrze. Patti mówiła o tym bez zbędnych emocji, a on nie mógł sobie wyobrazić tego, że kumpel zabił aż trzy kobiety. Co gorsza, w jakiś sposób mu w tym pomagał, broniąc go przy każdej okazji.
– Po prostu ćwiczył. Przygotowywał się do tego, co najważniejsze, a przy okazji wyżywał się na innych kobietach. Zdarzały się już takie przypadki.
Kapitan skinęła głową, więc wyrzucił z siebie wszystkie dręczące go podejrzenia:
– Możliwe, że tej nocy, kiedy napadł na Annę, wcale nie chciał jej zabić. Włożył szkła, żeby ją sterroryzować. Żeby puściły jej nerwy. – Quentin z trudem złapał oddech. – Kiedy myślałem o tamtym wieczorze u Shannona, przypomniałem sobie jedną godzinę, w czasie której Terry zniknął mi z pola widzenia. To mogła być właśnie ta godzina – rzekł z naciskiem. – Miał wystarczająco dużo czasu, by zgwałcić i zabić Nancy Kent…
– Rozumiem. Co jeszcze?
– Kiedy zabito Jackson, był z di Markiem i Tarantinem z Piątki.
Читать дальше