Wybrała numer Stacy, ale znowu odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Bez namysłu sięgnęła po torebkę i zawołała Rangera. Po chwili wyjechali spod domu.
Kiedy dotarła na ulicę M, skręciła w stronę mieszkania siostry. Nagle tuż przed samochodem zobaczyła czerwoną piłkę, a potem rozbawione dziecko, które za nią wybiegło. Zahamowała gwałtownie, czując, że drży jak osika. Malec przestraszył się i zaczął płakać. Matka szybko zgarnęła go z jezdni i spojrzała groźnie w jej stronę.
Jechała za szybko. Powinna uważać, bo w okolicy mieszka sporo rodzin z dziećmi. Marsha była tu wyjątkiem. Jane bardzo się zdenerwowała. Z tego wszystkiego miała problemy z zapaleniem silnika.
Muszę się jakoś pozbierać, powiedziała sobie w duchu.
Kiedy w końcu za trzecim czy czwartym razem zdołała zapalić, ruszyła wolno przed siebie. Po chwili odruchowo spojrzała w bok. Tak, to był dom Marshy. Poczuła, że serce podskoczyło jej do gardła. Kiedy ostatnio tu była, przy wejściu znajdowała się żółta policyjna taśma. Teraz zniknęła, ale zamiast niej pojawił się znak „Na sprzedaż” z agencji Coldwell Banker.
Przejechała jeszcze dwie przecznice i zatrzymała się przed domkiem siostry. Zaparkowała na podjeździe i uchyliła nieco okno, żeby Ranger miał czym oddychać. Garaż był zamknięty. Zadzwoniła więc do drzwi, przekonana, że Stacy zaraz jej otworzy. Kiedy to nie nastąpiło, zajrzała do środka przez boczne okienko. Zarówno korytarz, jak i znajdujący się nieco dalej salon wyglądały na puste.
Gdzieś z boku zaszczekał pies sąsiadów. Ranger odpowiedział swoim donośnym basem.
Odniosła wrażenie, że już to wszystko widziała. I to w sąsiedztwie, parę przecznic dalej… Przypomniała sobie dom Marshy i ten straszny zapach, który się w nim unosił. I własny głos, kiedy ją wołała.
A potem widok Marshy przywiązanej do krzesła, z fioletową twarzą.
Nagle poczuła, że ma mdłości. Z trudem przełknęła ślinę. Co robić? Ostatnio, gdziekolwiek się ruszyła, znajdowała kolejne trupy.
Przezwyciężywszy strach, nacisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte. To ją trochę uspokoiło. Przeszła jednak na tyły domu i zajrzała do kuchni. W niej też nie było nikogo, a drzwi na taras były zamknięte.
Musiała się jednak upewnić. Przez chwilę grzebała w torebce, aż wreszcie znalazła klucze do domu siostry. Nigdy wcześniej z nich nie korzystała. Stacy dała jej te klucze dawno temu na wszelki wypadek.
Musiała trochę poszarpać się z zamkiem, zanim udało jej się otworzyć drzwi. Jednocześnie usłyszała ostrzegawczy sygnał alarmu. Szybko wybrała kod z klawiatury, mając nadzieję, że siostra go nie zmieniła.
Okazało się, że jest równie leniwa jak ona. Jane odetchnęła z ulgą, kiedy alarm się wyłączył. Odruchowo wciągnęła powietrze, ale na szczęście nie poczuła trupiego odoru, który prześladował ją od jakiegoś czasu. Wnętrze domu pachniało czystością i cytrynami.
Zawołała, ale Stacy oczywiście się nie odezwała. Zajrzała więc do salonu, do kuchni, a potem do sypialni. Łóżko było pospiesznie i niezbyt porządnie zasIane, a na nim leżało kilka różnych ubrań, w tym jedwabna bluzka, którą Jane dała jej na Gwiazdkę.
Podeszła do niej, żeby ją złożyć. Kiedy jednak pochyliła się, zauważyła jakieś papiery leżące na półce nocnej szafki. Chyba widziała już gdzieś takie różowe teczki z nazwiskami pacjentek…
Nagle dotarło do niej, gdzie. Przecież właśnie takie papiery znajdowały się w klinice Iana!
Jane wzięła teczkę drżącymi rękami i otworzyła ją. Wewnątrz znajdowały się dwa formularze. Jeden zawierał dane pacjentki, a drugi wyniki konsultacji lekarskich. Natychmiast rozpoznała pismo Iana.
Patrzyła na to wszystko z bezbrzeżnym zdziwieniem. Czyżby Stacy zasięgała porady jej męża? Ale w jakiej sprawie? No tak, siostra wspominała kiedyś nawet, że była u niego w Centrum Chirurgii Plastycznej i że tam się poznali.
Nagle przypomniała sobie kobietę z kliniki.
Ale przecież powiedziała o tym Stacy…
Tak, a ona milczała.
Jane poczuła, że nagle zrobiło jej się potwornie zimno. Świat wokół niej zawirował. Opanowała jednak słabość i nie wiedząc czemu, spojrzała na zegarek. A potem zamknęła teczkę i odłożyła ją na miejsce.
Wyszła tak jak weszła – tylnymi drzwiami. Odetchnęła parę razy zimnym powietrzem, stojąc na tarasie, a potem skierowała się do dżipa. Myśli wciąż kłębiły się w jej głowie. Nie miała pojęcia, co to wszystko może znaczyć. Stacy starała się ukryć przed nią prawdę. Kłamała… Tylko po co?
Jane ruszyła przed siebie. Musiała się jak najszybciej tego dowiedzieć.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Czwartek, 13 listopada 2003 r. 14. 15
Udało jej się dojechać do domu chyba tylko dzięki boskiej opatrzności. Sama nie wiedziała, jak tam dotarła. Nie miała pojęcia, czy na drodze panował większy ruch i czy przejeżdżała przez jakieś światła. Kiedy w końcu stanęła w przejściu do pracowni, pomyślała, że nie wie nawet, gdzie zaparkowała wóz i czy go zamknęła.
Wciąż zastanawiała się nad papierami, które znalazła u Stacy. Najpierw nie mogła uwierzyć, że to właśnie siostra była tamtej nocy w klinice Iana, potem rozzłościła się na nią, aby w końcu poczuć już tylko gorycz zawodu, jakiego doznała. Wciąż jednak nie było dla niej jasne, co Stacy chciała osiągnąć przez swoje kłamstwo. I właśnie nad tym chciała się w tej chwili zastanowić.
Dlaczego kłamała? To pytanie nie dawało jej spokoju.
A odpowiedź, która już parę razy przychodziła jej do głowy, wcale jej się nie podobała.
Ranger trącił ją nosem, chcąc wejść do pracowni.
Jane otworzyła drzwi i ruszyła za psem. Zatrzymała się jednak na widok siostry. Stacy stała przy wózku i trzymała w dłoni swój telefon komórkowy. Zamknęła go jednak na widok siostry.
– O, jesteś. Tak się o ciebie martwiłam.
– Z kim rozmawiałaś? – spytała Jane nieswoim głosem.
Stacy ściągnęła brwi.
– Odebrałam wiadomość od ciebie i przyjechałam najszybciej, jak tylko mogłam. Bałam się o ciebie. Dla… dlaczego tak na mnie patrzysz?
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Z kim rozmawiałaś?
– Z Makiem. Już tu jedzie.
Jane spojrzała na kurtkę, czapkę i rękawiczki. Prawda uderzyła ją teraz z całą oczywistością.
– Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała, widząc, że siostra chce do niej podejść.
– Ależ Jane, co…?
– Już wiem, Stacy – rzuciła prowokacyjnie. – Wiem wszystko.
Siostra znowu zrobiła krok w jej stronę i wyciągnęła rękę.
– O czym ty mówisz? Jane cofnęła się.
– Mówiłam, żebyś do mnie nie podchodziła.
– Powinnaś chyba usiąść…
– Dlaczego to tutaj podrzuciłaś? Żeby pogrążyć Iana?
– Ja? Podrzuciłam?
Musiała przyznać, że Stacy wyglądała na bardzo zdziwioną, jakby w ogóle do niej nie docierało, że została zdemaskowana.
– Masz moje klucze. Znasz kod do alarmu. Jest zresztą taki sam jak twój.
– Go chcesz przez to powiedzieć?
– Znalazłam papiery, Stacy. Te z gabinetu Iana. To właśnie ciebie widziałam tamtej nocy.
Siostra spojrzała na nią ze zdziwieniem, a potem skinęła głową.
– Jak je…?
– Znalazłam? To bardzo proste. Nie mogłam cię nigdzie złapać, więc pomyślałam, że jesteś u siebie w domu. – Zaśmiała się niemal histerycznie. – Dlaczego, Stacy? Czy tak bardzo mnie nienawidzisz?
Siostra potrząsnęła głową.
– To nie to, co myślisz, Jane.
Читать дальше