Avery też była wstrząśnięta – sarkazmem Huntera.
– Widziałam was dzisiaj na placu. Kłóciliście się. Była zupełnie wytrącona z równowagi. Bliska histerii, prawdę powiedziawszy.
Hunter nie odpowiedział. Ani nie okazał zdziwienia, ani skruchy, jakby informacja, którą właśnie usłyszał, nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Ta obojętność doprowadziła Avery do furii.
– Nie masz nic do powiedzenia?
– Nie.
– Była tak rozdygotana, że nie mogła prowadzić. Musiałam odwieźć ją do domu.
– Co chcesz usłyszeć? Że mi przykro?
– Chociażby.
– To nie usłyszysz. Coś jeszcze?
Avery osłupiała. Nie mieściło się jej w głowie, jak można być tak nieczułym, gdy chodzi o własną matkę. Z tak wielkim lekceważeniem traktować jej uczucia.
Powiedziała mu to, ale Hunter tylko się zaśmiał.
– To piękne – mruknął. – Przyganiał kocioł garnkowi, że ten usmolony.
– Co to znaczy?
– Doskonale wiesz, co to znaczy. Gdzie byłaś przez ostatnich kilka lat, Avery?
Nie mogła pozwolić, by wykpił się aż tak tanim kosztem, kierując rozmowę na jej osobę.
– Nie mówimy o mnie, tylko o tobie, Hunter. O tym, że winisz wszystkich wokół za swoje problemy. Dorośnij wreszcie, człowieku.
– Odpieprz się ode mnie z łaski swojej, dobrze? Wracaj do swojej wspaniałej pracy, do swojego biurka w „Washington Post”. Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy. W Cypress nie masz czego szukać.
Dotknięta do żywego, Avery zareagowała gwałtownie:
– Twoje szczęście, że masz taką wspaniałą rodzinę. Rodzinę, która cię kocha. Która zachowuje wobec ciebie lojalność, chociaż jesteś dupkiem, jakiego świat nie widział. Nie stać cię na krztynę wdzięczności?
– Wdzięczność? – Zaśmiał się gorzko. – Wspaniała rodzina? Dziecino, jak na reporterkę jesteś wyjątkowo mało spostrzegawcza, powiedziałbym, wręcz tępa.
Pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć, że słyszy podobne słowa.
– Nie ma idealnych rodzin, ale w twojej istnieje przynajmniej poczucie więzi. Są sobie oddani, wspierają się, mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji.
– Od kiedy to jesteś taką ekspertką od mojej rodziny? Kiedy przyjechałaś? Tydzień temu?
I już wszystko przejrzałaś na wylot? Czekaj! – Uderzył się palcem w skroń. – Już wiem! Masz dar jasnowidzenia.
– Z tobą nie da się rozmawiać. Nie warto nawet próbować. – Ruszyła do drzwi. – Wychodzę.
– Jasne, wyjdź. Zniknij. Przecież to twój styl. Ty zawsze tak postępujesz, prawda, Avery?
Odwróciła się powoli i spojrzała mu prosto w twarz.
– Słucham?
– Gdzie byłaś przez ostatnich dwanaście lat?
– Pewnie nie zauważyłeś, ale Cypress Springs nie jest zagłębiem medialnym.
Hunter postąpił krok w jej stronę.
– Łatwo ci mnie pouczać, że niegodziwie postępuję z matką. Przypomnij sobie, jak traktowałaś swoją. Ile razy ją odwiedziłaś, odkąd się stąd wyniosłaś?
– Dzwoniłam. Przyjeżdżałam, kiedy tylko mogłam. Przy mojej pracy to nie takie proste: wsiąść w samolot i już jesteś na miejscu.
– Jak długo zabawiłaś w domu po jej pogrzebie? Dwadzieścia cztery godziny? A może trzydzieści sześć?
Ruszyła gniewnie w stronę drzwi, ale Hunter dogonił ją i chwycił za rękę.
– Gdzie byłaś, kiedy twój ojciec oblewał się ropą, bo nie mógł już dłużej wytrzymać?
Avery krzyknęła i wyszarpnęła dłoń z uścisku Huntera.
– Nie było cię tutaj, kiedy twój ojciec cię potrzebował.
– Go ty wiesz o moim ojcu? Skąd wiesz, co czuł? Czego potrzebował?
– Wiem więcej, niż możesz sobie wyobrazić. – Odsunął się o krok. – Wiem o rzeczach, o których nie masz bladego pojęcia. Powiedz, wiedziałaś, że nasi ojcowie przestali ze sobą rozmawiać? Że jeden drugiego omijał szerokim łukiem? Że udawali, że nie zauważają się na ulicy? Założę się, że ani Matt, ani Buddy nie poinformowali cię o tym drobnym szczególe.
– Przestań, Hunter.
– Nikt ci nie powiedział, że moi rodzice od ponad dziesięciu lat nie dzielą sypialni? Ani że mama jest lekomanką i alkoholiczką? Prawda? – Zaśmiał się gorzko. – Ojciec tak długo gra rolę jowialnego małomiasteczkowego gliniarza, że przestał już cokolwiek czuć, przestał myśleć. Matt jest na najlepszej drodze, żeby iść w ślady staruszka, i robi wszystko, by nie dostrzegać prawdy. A biedna Cherry poświęca się, żeby ta patologiczna banda jakoś funkcjonowała, przynajmniej na zewnątrz. – Przez drwinę przedzierał się ból. – Wspaniała rodzina, naprawdę wspaniała. Prawdziwie amerykańska, jak kreskówki Disneya i prozac.
Avery stała naprzeciwko Huntera i trzęsła się z bezsilnego gniewu.
– Masz rację. Nie było mnie tutaj, kiedy powinnam być. I wcale nie jest mi łatwo z tą świadomością. Dałabym wszystko, żeby cofnąć czas, odwrócić to, co się stało. Nie odwrócę. Nie wskrzeszę zmarłych. Straciłam rodziców. – Zacisnęła dłoń na klamce, walcząc z napływającymi do oczu łzami. – Cherry mówi, że wróciłeś, by ich ukarać – wykrztusiła. – Nie chciałam w to wierzyć. Teraz już wierzę.
Hunter podniósł głowę.
– Avery, ja…
– Dlaczego jesteś taki okrutny? – przerwała mu w pół słowa. – Dlaczego tyle w tobie małostkowej nienawiści?
Nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi i wyszła.
Gwen Lancaster stanęła przy oknie. Zapadał zmierzch i w domach wokół placu jedne po drugich zapalały się światła. Ona nie zapaliła światła. Lubiła mrok. Lubiła obserwować ludzi, życie, sama pozostając w ukryciu.
Ciekawe, czy już się dowiedzieli o jej obecności? Czy wiedzą, kim jest? Doszli, że Tom był jej bratem?
Czy dotarło do nich, że nie spocznie, dopóki nie znajdzie mordercy?
Na myśl o bracie poczuła bolesny ucisk w gardle. Odwróciła się od okna, podeszła do biurka, gdzie leżała „Cypress Gazette”, otwarta na stronie z kalendarzem najbliższych wydarzeń. Zaznaczyła już wszystkie, w których zamierzała wziąć udział. Pierwsza na liście znalazła się ceremonia w domu pogrzebowym.
Spojrzała raz jeszcze na czarno-białe zdjęcie przedstawiające miłego starszego pana. Doktor Chauvin, informował podpis pod zdjęciem. Data zgonu… A trochę niżej kolejna informacja, że zostawił córkę jedynaczkę, Avery Chauvin.
Całe miasteczko zjawi się na wieczornych egzekwiach. Słyszała, jak przypadkowi przechodnie na ulicy wymieniali uwagi na ten temat. Wiedziała już, że doktor popełnił samobójstwo. I że był człowiekiem przez wszystkich w miasteczku kochanym.
Samobójstwo. Skrzywiła się. Cypress Springs miało w sobie coś, co popychało ludzi do śmierci. Jakby mieszkało tu zło.
Wzbierała w niej wściekłość. Zimna, pełna determinacji wściekłość. Furia.
Oni na pewno też się stawią. Oni, ci, którzy zabrali jej brata.
Tom pisał doktorat z socjopsychologii na nowoorleańskim Tulane University. Temat dysertacji: „Pozaprawne formy zaprowadzania ładu na przykładzie małych miasteczek amerykańskich”. W trakcie intensywnego zbierania materiałów natrafił na coś, co kazało mu przyjechać do Cypress Springs.
Dotarł mianowicie do informacji na temat Siedmiu, grupy działającej mniej więcej między 1980 i 1990 rokiem, która systematycznie naruszała podstawowe, zagwarantowane konstytucyjnie prawa jednostki w imię ładu społecznego, cokolwiek to określenie miało znaczyć.
Tom po kilku tygodniach pobytu w Cypress Springs zniknął bez śladu.
Gwen z trudem przełknęła ślinę. Dokładniej mówiąc, zniknęło ciało Toma. Jego samochód znaleziono na wyłączonym z ruchu odcinku autostrady w sąsiedniej parafii. Auto nie było uszkodzone, nie znaleziono też żadnych śladów walki, nic, co wskazywałoby na napad albo wypadek. Ktoś tylko wyjął kluczyk ze stacyjki.
Читать дальше