Stephen King - Strefa Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Stephen King - Strefa Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strefa Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strefa Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Młody nauczyciel Johnny Smith pada ofiarą groźnego wypadku samochodowego. Przez kilka lat pozostaje w szpitalu w stanie śpiączki. Kiedy jednak odzyskuje świadomość, że jest bogatszy o niezwykły talent – zdolność jasnowidzenia. Dzięki temu będzie mógł zdemaskować seryjnego mordercę, a także przewidzieć tragiczny w skutkach pożar. Dar jasnowidzenia popchnie go do dramatycznej konfrontacji z charyzmatycznym i bardzo niebezpiecznym kandydatem na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych…

Strefa Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strefa Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sięgnął po słuchawkę, ale zawahał się.

Telefon w środku nocy oznacza zwykle jedną z trzech rzeczy: albo stary przyjaciel popadł w depresję i uznał, że będziesz szczęśliwy, mogąc z nim pogadać nawet o drugiej w nocy, albo ktoś wykręcił zły numer, albo zdarzyło się nieszczęście.

Z nadzieją, że to druga z możliwości, Herb podniósł słuchawkę.

– Halo?

Rześki męski głos zapytał:

– Czy to mieszkanie pana Herberta Smitha?

– Tak.

– Czy mogę spytać, z kim mówię?

– Tu Herbert Smith. Co…?

– Czy może pan chwilę zaczekać?

– Tak. Kto…?

Za późno. Usłyszał ciche stuknięcie, jakby jego rozmówca zrzucił but z nogi. Miał c z e k a ć. Ze wszystkiego, czego w telefonach nie lubił – zła jakość połączeń, gówniarze dzwoniący z pytaniem o kabel i każący ci powiesić się na nim, pracownicy central z głosami jak komputery i grzeczni akwizytorzy próbujący sprzedać subskrypcje magazynów – najbardziej nie znosił, kiedy kazano mu c z e k a ć. Była to jedna z tych podstępnych rzeczy, które w ciągu ostatnich dziesięciu lat wdarły się w życie prawie nie zauważone. Dawno, dawno temu gość po drugiej stronie powiedziałby po prostu: „Zaraz ktoś podejdzie, dobra?" i odłożyłby słuchawkę na bok. W dawnych dobrych czasach mogłeś przynajmniej słuchać dalekich rozmów, słyszałeś szczekanie psa, grające radio, płaczące dziecko. Kiedy ci kazano c z e k a ć, oznaczało to coś zupełnie innego. Linia była absolutnie, całkowicie cicha. Znajdowałeś się nigdzie. Dlaczego nie mówią po prostu:,,Proszę zaczekać, aż pana żywcem pogrzebią na jakiś czas".

Zorientował się, że jest trochę przestraszony.

– Herbert?

Obrócił się, trzymając słuchawkę przy uchu. Na szczycie schodów stała Vera w swym spłowiałym, brązowym płaszczu kąpielowym. Włosy miała nakręcone na lokówki, a czoło i policzki wysmarowane jakimś stwardniałym na beton kremem.

– Kto dzwoni?

– Nie wiem. Kazali czekać.

– Czekać? Piętnaście po drugiej?

– Tak.

– To nie Johnny, prawda? Nic się nie stało Johnny'emu?

– Nie wiem – powiedział, zmuszając się, by nie podnieść głosu. Ktoś dzwoni o drugiej w nocy i każe ci czekać, a ty robisz przegląd krewnych i inwentaryzujesz ich stan. Przygotowujesz listę starych ciotek, dodajesz do siebie dolegliwości dziadków, jeśli ich jeszcze masz. Zastanawiasz się, czy tykacz któregoś z przyjaciół nie przestał właśnie tykać. I próbujesz nie myśleć, że masz syna, którego bardzo kochasz, i że takie telefony prawie zawsze zdarzają się o drugiej nad ranem, albo jak nagle ze zdenerwowania zesztywniały ci mięśnie łydek…

Vera zamknęła oczy i złożyła ręce na płaskim biuście. Herb próbował opanować się, żeby nie powiedzieć: „Vera, Biblia bardzo wyraźnie sugeruje, że powinnaś pójść i zrobić to w tej swojej kapliczce". Zarobiłby tylko na Słodki Uśmiech Very Smith Przeznaczony Wyłącznie dla Niewierzących i Potępionych Mężów. O drugiej w nocy, przykuty do telefonu, przez który kazano mu c z e k a ć, Herb Smith nie sądził, by zdołał znieść ten szczególny uśmiech.

W telefonie coś stuknęło i inny męski głos, tym razem starszy, powiedział:

– Dzień dobry, panie Smith.

– Halo? Kto mówi?

– Bardzo przepraszam, że musiał pan czekać. Mówi sierżant Meggs z policji stanowej, oddział w Oronto.

– Czy chodzi o mojego syna? Coś się stało mojemu synowi? Nawet nie zorientował się, że usiadł na krzesełku przy biure-czku stojącym w norce telefonicznej. Poczuł się bardzo źle.

– Czy ma pan syna imieniem John Smith, brak inicjału drugiego imienia?

– Co z nim? Czy czuje się dobrze?

Kroki na schodach. Obok niego pojawiła się Vera. Przez moment sprawiała wrażenie bardzo spokojnej, a później, nagle, rzuciła się na telefon jak tygrysica.

– Co się stało? Co się stało mojemu synkowi? Herb szarpnął słuchawką, obłamując jej paznokieć. Patrząc stanowczo, powiedział:

– Vera, ja się tym zajmę.

Spojrzała na niego, a jej wyblakłe, niebieskie oczy ponad przyciśniętymi do ust dłońmi były ogromne.

– Panie Smith, jest pan tam?

Z ust Herba wydarły się słowa jakby pokryte nowokainą.

– Tak, mam syna imieniem John Smith, brak inicjału drugiego imienia. Mieszka w Cleaves Mills. Jest nauczycielem w tamtejszym liceum.

– Pana syn uległ wypadkowi samochodowemu. Jego stan jest bardzo ciężki. Przykro mi, że musiałem przekazać panu złą wieść. – Głos Meggsa był łagodny, grzeczny.

– O mój Boże! – Herb czuł, jak myśli mu się plączą. Pewnego razu, kiedy był w wojsku, wielki, budzący grozę chłopak ze wschodu, nazwiskiem Childress, pobił go ciężko przed jednym z barów w Atlancie. Teraz czuł się tak jak wtedy, zgnojony, pokonany, niezdolny do logicznego myślenia. – O mój Boże! – powtórzył.

– Nie żyje? – dopytywała się Vera. – Czy on nie żyje? Czy Johnny n i e ż y j e?

Herb przykrył słuchawkę.

– Nie – powiedział. – Żyje.

– Żyje! Żyje! – krzyknęła Vera i z wyraźnie słyszalnym odgłosem padła na kolana. – O, Boże! Z całego serca dziękujemy Ci i błagamy, byś okazał Swą litość i otoczył Swą opieką naszego syna, okrył go Twą kochającą ręką w imię Twego Syna jedynego Jezusa i…

– V e r a, z a m k n i j s i ę!

Przez chwilę milczeli wszyscy troje, jakby zastanawiali się nad niesprawiedliwością tego świata: Herb ze swym wielkim cielskiem wciśniętym w norkę telefoniczną, z kolanami ledwie mieszczącymi się pod blatem biureczka i twarzą w bukiecie plastykowych kwiatków, Vera na kolanach przyssanych do kratki ogrzewania w korytarzu i niewidoczny sierżant Meggs, stanowiący dziwaczne audytorium tej tragifarsy.

– Panie Smith…

– Tak. Chciałem… chciałem przeprosić za ten hałas.

– To całkiem zrozumiałe – przyznał policjant.

– Mój syn… Johnny… czy prowadził swojego volkswagena?

– Pułapki, pułapki… te garbusy to śmiertelne pułapki… – bełkotała Vera. Po jej twarzy płynęły łzy, ślizgając się po stwardniałej maseczce jak deszcz po szybie.

– Jechał taksówką – wyjaśnił Meggs. – Opiszę panu sytuację tak, jak ją teraz rozumiemy. W wypadku brały udział trzy samochody, dwa z nich prowadzone przez dzieciaki z Cleaves Mills. Ścigały się. Zjeżdżały ze wzgórza, znanego tutaj jako Wzgórze Carsona, drogą numer sześć, kierując się na wschód. Pana syn siedział w taksówce jadącej na zachód, w stronę Cleaves Mills. Taksówka i samochód jadący lewą stroną drogi zderzyły się czołowo. Taksówkarz zginął na miejscu, wraz z chłopcem, który prowadził ten drugi samochód. Pana syn i pasażer drugiego samochodu znajdują się w szpitalu stanowym Wschodniego Maine. Ich stan podano jako krytyczny.

– Krytyczny – powtórzył Herb.

– Krytyczny! Krytyczny! – jęknęła Vera.

O Chryste, wygląda, jakbyśmy grali w jednej z tych dziwnych, nowoczesnych sztuk, które jakoś nigdy nie pojawiają się na Broadwayu, pomyślał Herb. Wstydził się za Verę przed sierżantem Meggsem, który z pewnością słyszał ją wtórującą im w tle niczym zwariowany grecki chór. Pomyślał, ile podobnych rozmów musiał w trakcie swej pracy odbyć sierżant Meggs. Zapewne sporo. Być może już dzwonił do żony taksówkarza i do matki tego chłopca. Jak to przyjęli? Zresztą, co to ma za znaczenie? Czy Vera nie ma prawa do płaczu nad swym synem? I czemu człowiek musi snuć takie zwariowane myśli w takiej chwili?

– Wschodnie Maine – powiedział Herb i zapisał to w notatniku. Rysunek u góry każdej kartki przedstawiał uśmiechniętą słuchawkę telefoniczną. Sznur układał się w słowa: TELEFONICZNY PRZYJACIEL. – Jak poważnie jest ranny?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strefa Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strefa Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Strefa Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Strefa Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x