– Idźcie sobie, chcę spać – powiedział.
– Harry, czy doznał pan jakiegoś urazu?
– Nie mogę znaleźć tej cholernej piżamy. Zabraliście mi piżamę?
Toby spojrzała na Maudeen.
– Dobra, pobierz mu krew. Elektrolity, białko, azot, kreatynina. Parę probówek na biochemię i na toksyny. Trzeba jakoś założyć mu cewnik, żeby złapać mocz.
– Już się robi. – Maudeen sięgnęła po opaskę uciskową i strzykawkę. Val przytrzymała Harry’emu ramię; prawie nie zareagował na ukłucie.
– Już po wszystkim, złotko – powiedziała Maudeen, uciskając wacikiem miejsce po igle. – Jest pan bardzo grzecznym pacjentem.
– Wie pani, gdzie jest moja piżama?
– Zaraz przyniosę ci świeżutką, skarbie. – Maudeen zebrała probówki. – Trzeba je oznakować, chyba napiszę „N.N.”
– Nazywa się Slotkin – odezwał się jeden z policjantów. Stał w drzwiach ze spodniami Harry’ego w ręku. – Zajrzałem do jego portfela. Ma siedemdziesiąt sześć lat i mieszka przy Titwillow Lane sto dziewiętnaście. To niedaleko stąd, w Brant Hill, w tym nowym osiedlu.
– Ma jakichś krewnych?
– Pisze tu, żeby w razie nagłego wypadku dzwonić do niejakiego Daniela Slotkina. To bostoński numer.
– Już dzwonię – powiedziała Val i wyszła, zaciągając kotarę. Sam na sam z pacjentem, Toby kontynuowała badanie. Osłuchała serce i płuca, obmacała brzuch, ostukała ścięgna. Poszturchiwała go, nakłuwała, uciskała i nie wykryła niczego odbiegającego od normy. Może to rzeczywiście Alzheimer – pomyślała, przyglądając się Slotkinowi. Symptomy choroby znała aż za dobrze: charakterystyczne zaniki pamięci, skłonność do nocnych wędrówek, powolny rozpad osobowości. Dla pacjentów z Alzheimerem ciemność jest prawdziwym nieszczęściem, bo wraz z końcem dnia zanikają ich wizualne związki z rzeczywistością. Może Harry Slotkin cierpi na psychozę nocną, tak powszechną wśród ludzi dotkniętych chorobą Alzheimera.
Toby zaczęła wypełniać kartę choroby: „Parametry w normie. Źrenice równe, okrągłe, reagują prawidłowo na światło i nastawienie”.
– Toby! – zawołała Val. – Mam na linii jego syna.
– Już idę. – Toby rozsunęła kotarę, nie zdając sobie sprawy, że tuż za nią stoi wózek z instrumentami. Potrąciła tacę i zrzuciła nerkę, która z głośnym brzękiem spadła na podłogę.
Kiedy się po nią schyliła, dobiegł ją inny odgłos, dziwny rytmiczny stukot. Spojrzała przez ramię na Slotkina. Dygotała mu prawa noga. Ma drgawki?
– Panie Slotkin! Niech pan na mnie spojrzy. Spójrz na mnie, Harry!
Starzec skupił wzrok na jej twarzy. Był wciąż przytomny, wciąż reagował na polecenia, ale choć poruszył ustami, nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
Drgawki nagle ustąpiły, noga znieruchomiała.
– Harry?
– Jestem taki zmęczony…
– Co się stało, Harry? Próbował pan poruszyć nogą? Slotkin zamknął oczy i westchnął.
– Zgaście światło.
Toby zmarszczyła brwi. Miał atak czy próbował tylko uwolnić nogę z krępujących ją więzów? Robił teraz wrażenie całkiem spokojnego, obie nogi leżały nieruchomo.
Toby podeszła do biurka pielęgniarek.
– Jest na trójce – szepnęła Val. Toby podniosła słuchawkę.
– Pan Slotkin? Mówi doktor Harper ze Springer Hospital. Niedawno do izby przyjęć przywieziono pańskiego ojca. Nie stwierdziliśmy żadnych urazów, ale…
– Co mu jest?
Toby umilkła, zaskoczona ostrością jego reakcji. Czyżby w głosie Daniela Slotkina usłyszała nutę irracjonalnego strachu?
– Policja znalazła go w parku – odrzekła spokojnie. – Jest podenerwowany i zdezorientowany, mimo to nie mogę stwierdzić żadnych dolegliwości neurologicznych. Czy pański ojciec cierpi na chorobę Alzheimera albo na jakieś inne schorzenia?
– Nie. Nigdy w życiu na nic nie chorował.
– Demencji też nie ma?
– Ojciec myśli trzeźwiej niż ja.
– Kiedy widział go pan ostatni raz?
– Nie wiem… Chyba kilka miesięcy temu.
Toby trawiła tę informację w milczeniu. Daniel Slotkin mieszkał w Bostonie, a do Bostonu było ledwie trzydzieści parę kilometrów. Powodem tak rzadkich kontaktów ojca z synem na pewno nie była odległość.
Jakby czytając w jej myślach, Slotkin dodał:
– Ojciec prowadzi bardzo intensywny tryb życia. Golf. Codziennie poker w klubie. Niełatwo się nam zobaczyć.
– Czy kilka miesięcy temu był intelektualnie sprawny?
– Ujmijmy to tak: kiedy widzieliśmy się ostatni raz, zrobił mi wykład na temat najkorzystniejszych strategii inwestycyjnych. Z najdrobniejszymi szczegółami – od cen akcji poczynając, na cenach giełdowych soi kończąc. To było za trudne nawet dla mnie.
– Czy przyjmuje jakieś leki?
– Nic o tym nie wiem.
– Czy zna pan nazwisko jego lekarza?
– Ojciec mieszka w Brant Hill, chodzi tam do specjalisty w prywatnej klinice. O ile pamiętam, lekarz nazywa się Wallenberg. Powiedziała pani, że ojciec jest zdezorientowany. Co to znaczy?
– Policja znalazła go na ławce w parku. Rozebrał się do naga.
Slotkin długo milczał.
– Chryste…
– Nie mogę wykryć żadnych obrażeń. Skoro twierdzi pan, że demencja nie wchodzi w rachubę, musimy mieć do czynienia z jakimś nagłym i ostrym przypadkiem. Może z niewielkim udarem. Albo z problemem metabolicznym.
– Z problemem metabolicznym?
– Na przykład z nienormalnym poziomem cukru we krwi. Albo z niskim poziomem sodu. Tego rodzaju zakłócenia mogą wywołać dezorientację.
Slotkin głęboko odetchnął, wyraźnie znużony, a może sfrustrowany. Była piąta rano. Wyrwanie ze snu o tej porze i taka wiadomość wyczerpałyby każdego.
– Dobrze by było, gdyby pan do nas przyjechał – powiedziała Toby. – Widok znajomej twarzy może go uspokoić.
Slotkin milczał.
– Halo? – rzuciła Toby. – Słyszy mnie pan? Znowu ciężko westchnął.
– Tak, przyjadę. Chyba będę musiał.
– A może przyśle pan kogoś z rodziny, kto…
– Ojciec nie ma nikogo innego. Zresztą pewnie się tego po mnie spodziewa. Żebym przyjechał i dopilnował, byście niczego nie zawalili.
Odłożywszy słuchawkę, Toby uznała, że w ostatnich słowach Daniela Slotkina zabrzmiała ukryta groźba, „…byście niczego nie zawalili”. Niby dlaczego mieliby coś zawalić?
Wystukała numer kliniki w Brant Hill i zostawiła wiadomość, że jeden z ich pacjentów trafił do izby przyjęć w stanie splątania i dezorientacji. Następnie wywołała przez pager dyżurnego rentgenologa.
Po chwili zadzwonił z domu.
– Tu Vince – mruknął zaspanym głosem. – To pani do mnie dzwoniła?
– Tak, Toby Harper z izby przyjęć. Musi pan przyjechać i zrobić pacjentowi tomografię głowy.
– Nazwisko pacjenta?
– Harry Slotkin, lat siedemdziesiąt sześć. Ma objawy splątania i dezorientacji.
– Dobra, będę za dziesięć minut.
Toby odłożyła słuchawkę i spojrzała na swoje notatki. Co przeoczyłam? Czego jeszcze mogłabym poszukać? Szybko przeanalizowała możliwe przyczyny nagłego ataku demencji. Udary. Guzy. Krwotoki domózgowe. Infekcje…
Ponownie zerknęła na wyniki badań. Temperatura ciała mierzona w ustach: trzydzieści siedem i dziewięć. Niby nie gorączka, a jednak… Trzeba mu zrobić punkcję lędźwiową, ale dopiero po badaniu tomograficznym. Jeśli problem kryje się w głowie, nakłucie lędźwiowe mogłoby doprowadzić do katastrofalnej zmiany ciśnienia wewnątrzczaszkowego.
Usłyszała zawodzenie syreny i poderwała wzrok.
– A to co znowu? – mruknęła Maudeen.
Читать дальше