– Oczywiście. – Eko sięgnął po tabliczkę woskową i rylec. – Podyktuj mi, napiszę za ciebie.
– Dzięki, ale sam to zrobię.
Eko popatrzył na mnie ze zdziwieniem, wręczył mi jednak przybory do pisania. Usiadłem przy stoliku i napisałem:
Do Gordianusa Metona od jego ojca.
Ukochany synu! Jestem z powrotem w Rzymie i mam się dobrze. Nie wątpię, że ciekawią cię moje peregrynacje, jak i ja jestem ciekaw Twoich. Spotkajmy się jutro w południe w „Tawernie rozpusty”.
Zamknąłem drewniane wieczko tabliczki, przewiązałem tasiemką i zapieczętowałem ją woskiem, po czym oddałem Ekonowi.
– Dopilnujesz, aby któryś z niewolników mu to doręczył? Jestem zbyt zmęczony, by utrzymać oczy otwarte choćby jeszcze chwilę.
– Naturalnie, tato.
Eko spojrzał na woskową pieczęć i zmarszczył brwi, ale ani słowem tego nie skomentował.
Po jaskrawym słońcu na zewnątrz panujący w tawernie mrok był niemal nieprzenikniony. Ta nienaturalna ciemność, podkreślona jeszcze nielicznymi punktami upiornego światła oliwnych lamp, przepełniła mnie nieokreślonym niepokojem, który szybko narastał aż do progu paniki. O mało nie uciekłem z powrotem na ulicę, ale nagle zrozumiałem, z czym mi się to kojarzy: z zimną, nieprzejrzystą wodą pod płonącymi na powierzchni drewnianymi szczątkami machin bojowych w porcie w Brundyzjum. Odetchnąłem głęboko, z wysiłkiem odwzajemniłem przymilny uśmiech właściciela lokalu i przeszedłem przez salę, obijając się kolanami o twarde ławki. Tawerna była prawie pusta i tylko paru bywalców garbiło się nad kubkami pitego w samotności wina. Odszukałem ławę wbudowaną we wnękę w rogu tylnej ściany. Tam właśnie siedziałem podczas mojej ostatniej wizyty w tym przybytku, kiedy spotkałem się z Tironem. Było to też ponoć ulubione miejsce Numeriusza Pompejusza, gdzie zwykł negocjować swoje podejrzane transakcje. Jak powiedział Tiro, „nazywał je swoim kątem”. Czy teraz w mrocznym wnętrzu tawerny czai się lemur Numeriusza? Wtedy poczułem ukłucie niepokoju na myśl, że zajmuję jego miejsce. Teraz nie czułem nic. Zdałem sobie nagle sprawę, że już nie widuję w snach jego twarzy, prawie wcale też o nim nie myślę od chwili, kiedy wyznałem swą zbrodnię Pompejuszowi i wyskoczyłem z jego okrętu, spodziewając się śmierci. Wraz z zamordowaniem Numeriusza umarły moje pretensje do moralnej wyższości. W Brundyzjum zaś umarło moje poczucie winy. Nie byłem dumny ze swego czynu, ale też nie kwestionowałem go. Byłem odarty z samouwielbienia, lecz już nie wyrzucałem sobie niczego. Byłem jak człowiek bez bogów, już niepewny, co czuję, co myślę, w co wierzę, ani też gdzie jest moje miejsce na świecie.
Publiczny zegar słoneczny nieopodal wejścia do tawerny wskazywał, że przyszedłem nieco za wcześnie. Meto zaś zjawił się z punktualnością wyrobioną przez lata służby wojskowej w samo południe. Jego młodsze oczy szybciej przyzwyczaiły się do panującego w lokalu mroku; rozglądał się tylko przez chwilę, zanim mnie namierzył i ruszył przez salę sprężystym, zdecydowanym krokiem, ani razu nie uderzając się o meble. Trudno mi było odczytać wyraz jego twarzy, ale w jego zachowaniu było coś dziwnego. Zanim zdążyliśmy zamienić choćby słowo, pojawił się gospodarz. Zamówiłem po kubku jego „najlepszego”. Meto zaprotestował, że nie pija o tak wczesnej porze, więc zawołałem jeszcze o wodę.
– To ci zaczyna wpadać w zwyczaj, tato – Meto się uśmiechnął. – Pojawiasz się tam, gdzie jesteś najmniej oczekiwany. Ostatnie wieści, jakie miałem o tobie, mówiły, że…
– Że płynę do Dyrrachium z samym Pompejuszem. Dawus mi mówił, że niezbyt cię to zmartwiło.
– Nie nazwałbym tego uczciwą zamianą, tato. Ty za Dawusa? Nie bardzo rozumiałem, o co ci chodzi. Pompejusz stracił krewnego i zmusił cię do szukania zabójcy, Dawusa zaś zabrał jako zakładnika? – Meto pokręcił z niesmakiem głową. – Strasznie małostkowe jak na kogoś, kto nazwał się Wielkim. Musiał postradać zmysły.
– To bardziej skomplikowana sprawa, niż ci się wydaje, synu. Czy Dawus nie powiedział ci, kim był zamordowany?
– Nie.
– To był młody człowiek imieniem Numeriusz Pompejusz. – Nawet w tym mdłym świetle zauważyłem, że twarz Metona zmarszczyła się w napięciu. – Czy to ci coś mówi?
– Być może.
Karczmarz przyniósł nam dwa kubki i dzbanek wody.
– Metonie, w przeddzień ucieczki Pompejusza z Rzymu Numeriusz przyszedł do mojego domu. Pokazał mi dokument, rodzaj paktu, spisany twoją ręką… rozpoznałem nawet twój styl… i podpisany przez ciebie i kilku innych. Musisz wiedzieć, o jakim dokumencie mówię.
Meto przesunął palcem po krawędzi kubka.
– Numeriusz miał ten dokument? – spytał.
– Tak.
– I co się z nim stało?
– Spaliłem go.
– Jak to możliwe?
– Zabrałem mu go. On mnie próbował szantażować, Metonie. Zagroził, że odeśle ten pergamin Cezarowi, aby ciebie skompromitować i ujawnić twoją rolę w spisku na jego życie.
Meto odwrócił twarz w taki sposób, że cień spowił jego oczy, ale wciąż widziałem prostą linię zaciśniętych warg i bliznę spod Pistorii.
– I został zamordowany? – spytał.
– Nie wyszedł żywy z mojego domu.
– Ty?
– Zrobiłem to dla ciebie, Metonie.
Osunął się na ławie, nagle zgarbiony, jakby siły go opuściły. Podniósł kubek i wychylił go jednym haustem. Pokręcił głową.
– Tato, nigdy nie myślałem, że…
– Numeriusz mówił mi, że ma inne dokumenty, równie obciążające – przerwałem mu. – I też pisane przez ciebie. Czy to mogła być prawda? Istnieją takie dokumenty?
– Tato…
– Odpowiedz mi.
– Tak.
– Metonie, Metonie! Jak, na Hades, mogłeś być taki nieostrożny! Dlaczego pozwoliłeś, aby takie rzeczy wpadły w łapy takiego typa? Numeriusz powiedział mi, że gdzieś je ukrył. Szukałem ich, chciałem je zniszczyć, ale nigdy ich nie odnalazłem. – Westchnąłem ciężko. – Co z tym spiskiem? Czy innych obleciał tchórz? Wiem, że nie ciebie. To do ciebie niepodobne. Czy zatem niemożliwe było wykonanie waszych zamiarów? Nadal to planujecie? A może się wam odwidziało?
Nie odpowiedział.
– Dlaczego obróciłeś się przeciwko niemu po tylu latach, Metonie? Czy w końcu ujrzałeś go takim, jakim jest naprawdę? Ludzie jak Cezar i Pompejusz nie są herosami, synu. To potwory. Swoją chciwość i ambicję nazywają honorem, i dla ich zaspokojenia zdolni są roznieść w pył cały świat. Ale kim ja jestem, by ich sądzić? Każdy człowiek robi, co musi, żeby chronić swoją cząstkę świata. Jaka jest różnica między mordowaniem całych wsi czy armii a zabiciem jednego człowieka? Motywy Cezara i moje różnią się tylko skalą. Konsekwencje i cierpienie w obu wypadkach dotykają niewinnych.
– Tato…
– Może stałeś się mu zbyt bliski? Intymność łatwo się przeradza w gorycz. Ludzie mówią, że ty i on… Czy Cezar cię w jakiś sposób znieważył? Czy rozdźwięk między wami… to kłótnia kochanków?
– Tato, to nie jest tak, jak myślisz…
– Więc powiedz mi, jak jest.
– Nie mogę ci tego wytłumaczyć. – Pokręcił powoli głową.
– Nieważne. Ważne jest tylko to: dopóki Cezar żyje, a te dokumenty gdzieś są ukryte, jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdyby ktoś je odkrył i doniósł Cezarowi…
– Tato, co zaszło na okręcie Pompejusza w porcie?
– Było tak, jak Dawus ci opowiedział. Zająłem jego miejsce, zapewniając Pompejusza, że wiem, kto zabił Numeriusza. Kiedy okręt zbliżał się do przejścia między waszymi pływającymi groblami, on zażądał, bym natychmiast mu to wyjawił. No, to wyjawiłem. Powiedziałem mu o wszystkim. Wpadł w szał jak dzikie zwierzę. Wsiadałem na jego okręt, nie spodziewając się, że opuszczę go żywy, Metonie. Skoczyłem jednak za burtę i jakimś cudem przeżyłem, a następnego dnia Dawus mnie znalazł na brzegu.
Читать дальше