– Chodźmy stąd, co? – powiedział Pete.
– Panno Bainbridge! – wołał Jupiter.
– Kto tam? – rozległ się czyjś głos za drzwiami. – Cicho, Bruno! Dobry piesek.
– Czy to panna Adams? – zapytał Jupiter. – Proszę otworzyć. Nazywam się Jupiter Jones. Mam pani coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Rozległo się gmeranie przy zamku i drzwi uchyliły się na parę centymetrów. Para wyblakłych niebieskich oczu wyjrzała zza nich z senną ciekawością.
– Odejdź – powiedziała Klara Adams. – Czy nie wiesz, że nie należy tu dzwonić? Nikt tego dzwonka nie używa.
– Muszę się zobaczyć z panną Bainbridge. Przychodzę od jej wydawcy.
– Wydawcy? – powtórzyła Klara Adams. – Nie wiedziałam, że Madeline ma wydawcę.
Cofnęła się, otwierając drzwi szeroko. Była potargana, włosy sterczały w nieładzie wokół jej twarzy, a oczy, patrzące wprost na Jupitera, zdawały się niczego nie widzieć.
– Panno Adams, czy pani się dobrze czuje? – zapytał Jupe.
Zmrużyła senne oczy, a pies zawarczał.
– Czy mogę panią prosić o zamknięcie gdzieś psa? On… działa nam wszystkim na nerwy.
Klara Adams wzięła psa za obrożę i podeszła chwiejnie do kuchni. Zamknęła go tam i wróciła do holu.
– Madeline? – zawołała. – Gdzie jesteś, Madeline? Chodź tutaj, proszę. Jacyś chłopcy chcą się z tobą widzieć.
Jupe się rozglądał. Widział salon z jego surowymi, drewnianymi fotelami. Widział jadalnię z jej ławami bez oparć. Nasłuchiwał, lecz nie dobiegał go żaden dźwięk, poza powolnym tykaniem zegara w salonie.
– Ten dom jest jak zaczarowany zamek – powiedział. – Nie ma tu żadnego ruchu. Nikt tu nie przychodzi ani stąd nie wychodzi.
– Nie przychodzi ani nie wychodzi – powtórzyła Klara Adams sennym, ochrypłym głosem. – Kto by przychodził? Nikogo nie widujemy. Kiedyś tu było bardzo miło, ale już nie jest. A kiedy nie ma Marvina… – Zamilkła i zdawała się nad czymś zastanawiać. – Co się dzieje, kiedy nie ma Marvina? Trudno to sobie wyobrazić. On zawsze jest. Ale gdzie jest teraz?
– Ona się zachowuje jak znarkotyzowana – szepnął Pete do Jupe'a.
– Nie ulega wątpliwości – odparł Jupe szeptem i zwrócił się głośno do Klary: – Gdzie jest Madeline Bainbridge?
Machnęła ręką w nieokreślonym kierunku, usiadła na krześle i zaczęła zasypiać.
– Tu się dzieje coś podejrzanego! – wykrzyknął Bob.
Zaczęli przeszukiwać wszystkie pomieszczenia na parterze. Pete pierwszy wbiegł na schody, wiodące na piętro. W dużej, narożnej sypialni, której okna wychodziły na morze, znalazł Madeline Bainbridge. Leżała na obszernym, drewnianym łóżku, przykrytym ręcznie tkaną kapą. Była ubrana w długą, brązową suknię. Ręce miała złożone na piersiach. Na jej twarzy malował się głęboki spokój. Pete'owi zdawało się przez chwilę, że nie oddycha.
Dotknął jej ramienia.
– Panno Bainbridge – powiedział miękko.
Nie poruszyła się. Pete potrząsnął nią i zawołał po raz drugi i trzeci. Przyszły mu na myśl słowa Jupe'a. Zaczarowany zamek, w którym nie ma ruchu ani życia. A tu leżała śpiąca królewna. Ale dlaczego się nie budzi? Dlaczego nie odpowiada?
– Jupe! – krzyknął. – Bob! Chodźcie szybko! Znalazłem Madeline Bainbridge! Tylko… tylko nie jestem pewien, czy nie jest za późno!
– Wezwijmy lepiej lekarza – powiedział Bob.
– Poczekaj – zatrzymał go Pete. – Wraca do siebie.
Madeline Bainbridge wydała cichy okrzyk protestu, po czym otworzyła oczy, szkliste i nieprzytomne ze snu.
– Proszę pani – powiedział Bob – zrobiłem kawę. Proszę się postarać usiąść i wypić.
– Madeline, moja droga! – Klara Adams usiadła na łóżku, trzymając swój kubek kawy. – Obudź się. Ci młodzi ludzie są tak zaniepokojeni. Nie rozumiem dokładnie tego, co mówią, ale wygląda na to, że Marvin Gray dał nam coś na sen.
Aktorka podźwignęła się do pozycji siedzącej. Wzięła niepewną ręką kubek od Boba, upita łyk i skrzywiła się.
– Kim jesteście? Co tu robicie? – zapytała słabym głosem.
– Proszę najpierw wypić kawę – powiedział Jupiter. – Musi się pani obudzić, żeby nas wysłuchać.
Kiedy Madeline Bainbridge oprzytomniała nieco, Jupiter przystąpił do wyjaśnień.
– Pracujemy dla Beefy'ego Tremayne'a. Staramy się odnaleźć dla niego pani rękopis.
– Mój rękopis? Jaki rękopis? Nie rozumiem.
– Pani wspomnienia.
– Moje wspomnienia? Ależ ja ich nie skończyłam. Och, ja was znam, chłopcy! Zeszliście ze wzgórza tej nocy, kiedy… kiedy…
– Odprawialiście sabat – dokończył Jupiter. – Wiemy o tym wszystko, proszę pani.
Pokazał aktorce fiolkę pigułek.
– Znaleźliśmy to w łazience przy drugiej sypialni. To są jakieś środki nasenne. Myślimy, że Marvin Gray dodał je do czegoś, co pani zjadła lub wypiła. Chciał mieć pewność, że pod jego nieobecność nie otworzy pani nikomu drzwi i nie odpowie na żaden telefon.
Aktorka patrzyła na małą fiolkę.
– Do czegoś, co wypiłam? Piliśmy herbatę, którą nam Marvin przyrządził.
– Czy to się już przedtem zdarzało? – zapytał Bob.
– Parę dni temu zapadłam w głęboki sen w połowie dnia. To było bardzo dziwne, Klara też przespała całe popołudnie.
– Prawdopodobnie było to tego popołudnia, kiedy Gray przyniósł rękopis – powiedział Jupe.
– Gadasz wciąż o jakimś rękopisie i o osobie nazwiskiem Beefy Tremayne. O co tu właściwie chodzi? – głos Madeline brzmiał teraz dźwięcznie i pewnie.
Jupiter zdał jej pełną relację z wydarzeń ostatnich dni, a Bob i Pete wtrącali od czasu do czasu niektóre szczegóły. Mówili o doręczeniu przez Graya rękopisu i kradzieży rękopisu z mieszkania Tremayne'ów.
– Na umowie z wydawnictwem widnieje pani podpis. Sfałszowany, jak sądzę – kończył Jupiter.
– Z pewnością – odparła. – Nigdy nie podpisywałam żadnej umowy. A moje wspomnienia wciąż są tutaj, w domu. Pracowałam nad nimi jeszcze wczorajszego wieczoru. Zajrzyj do tego dużego kufra w nogach łóżka.
Pete otworzył kufer i wszyscy pochylili się nad nim. Wewnątrz leżał gruby plik zapisanych ręcznie kartek.
– Marvin Gray musiał to przepisać – powiedział Bob. – Następnie dostarczył Beefy'emu swoją kopię. I co potem? Czy zaaranżował kradzież? Przez Charlesa Goodfellowa?
– Goodfellow?! – wykrzyknęła Madeline Bainbridge. – Nie powiecie mi, że ten złodziejaszek jest nadal w mieście!
– Więc pani wie, że Goodfellow jest złodziejem? – zapytał Jupe.
– Wiem, że nim był. Przyłapałam go na próbie kradzieży diamentowego naszyjnika w mojej garderobie na planie filmowym “Katarzyny Wielkiej”. Chciałam zawiadomić policję, ale zapewniał mnie, że się to więcej nie powtórzy. Później, w czasie kręcenia “Opowieści z Salem” stwierdziłam, że przetrząsa damskie torebki.
– Prawdziwy kieszonkowiec – powiedział Bob. – Czy pani pisała coś o tym w swoich wspomnieniach?
– Możliwe. Myślę, że napomknęłam o tym.
– To by mu dawało motyw. Używa teraz innego nazwiska, ale mógł się obawiać, że zostanie rozpoznany. I że powiąże się go z kradzieżą filmów z laboratorium.
– Jakich filmów? – przerwała Bainbridge.
– Pani filmów, które zostały sprzedane firmie Wideo – odpowiedział Jupe. – Czy wiedziała pani o sprzedaży filmów dla telewizji, czy też jest to transakcja, której Gray dokonał wtedy, gdy pani leżała uśpiona?
Читать дальше