Rysownik zachichotał.
– A jak myślisz?
– Wątpię, czy w ogóle głosuje.
– Widziałeś zakładniczkę?
– Nie. – Stała odwrócona plecami… – Będziesz musiał zapytać kasjerkę – dodał. – Miejmy nadzieję, że poradzi sobie z tym wszystkim.
Gurvin spodziewał się, że przyjedzie główny inspektor, ale z powodu napadu na bank, który zdarzył się wczesnym rankiem, do spisania jego zeznań przysłano innego policjanta. Jacob Skarre wyglądał jak chłopak z chóru kościelnego, a wrażenie to potęgowała drobna budowa ciała, jasne kręcone włosy i delikatne rysy twarzy. Mundur leżał na nim jak ulał, zupełnie jakby uszyto go na miarę. Tymczasem Gurvin nigdy nie czuł się dobrze w stroju służbowym. Może z powodu sylwetki?
Pewność siebie młodego człowieka sprawiła, że poczuł się zakłopotany, co skłoniło go do cofnięcia się w przeszłość i przemyślenia swego życia. Tak czy inaczej robił to dość regularnie, ale wolał sam decydować, kiedy przyjdzie na to czas.
Wstrząs związany z odkryciem ciała Halldis powoli ustępował. Gurvin stał się teraz przedmiotem uwagi, jakiej nie doświadczył od dawna i najwyraźniej mu to odpowiadało. Znał ją od wielu lat. Przypomniał sobie jej słowa, kiedy razem z kolegami jako dzieci stali przy drzwiach, prosząc ją o coś.
„Za dużo was! Kiedy ja byłam dzieckiem, przeżywali tylko najsilniejsi smarkacze!"
– Co pan myśli? – odezwał się Gurvin ostrożnie, dostrzegając paczkę papierosów sterczącą z kieszeni koszuli Skarrego. – Zaryzykujemy złamanie zakazu?
Skarre skinął głową i wyciągnął papierosy z kieszeni.
– Znałem Halldis i Thorvalda od dziecka – zaczął Gurvin, zaciągając się papierosem. – Pozwalali nam zbierać maliny i rabarbar za szopą. Halldis wcale nie była taka stara. Dopiero siedemdziesiąt sześć lat. Dobrze się trzymała. Thorvald też, ale siedem lat temu zmarł na atak serca.
– Więc mieszkała sama? – Skarre wydmuchnął dym ku sufitowi.
– Nie mieli dzieci. Jej jedyna rodzina to młodsza siostra w Hammerfest.
– Napisał pan raport? – spytał Skarre. – Mogę zobaczyć?
Gurvin wyjął plastikową teczkę z szuflady biurka i wręczył Skarremu, który zaczął go analizować linijka po linijce.
– Pisze pan: „Nadal nie wiadomo, czy z domu coś zabrano". Czy sprawdził pan szuflady i kredensy?
– Widzi pan – zaczął Gurvin – Halldis miała całkiem sporo sreber, ale w kredensie w salonie niczego nie brakowało. Podobnie jak biżuterii, którą trzymała w sypialni.
– A gotówka?
– Nie wiemy, czy trzymała pieniądze w domu.
– Ale znalazł pan jej torebkę?
– Wisiała na haczyku w sypialni.
– Portmonetka?
– Portmonetki nie znaleźliśmy, to prawda.
– Niektórzy złodzieje polują tylko na gotówkę – wyjaśnił Skarre. – Osoba bez kontaktów mogłaby mieć kłopoty z upłynnieniem kosztowności. Może nawet nie zamierzał jej zabijać? Pewnie go zaskoczyła. Może była na zewnątrz, a on zakradł się przez kuchnię?
– A ona nagle pojawiła się w drzwiach? Czy o to panu chodzi?
– Tak, coś w tym rodzaju. Musimy się dowiedzieć, czy zginęły jakiekolwiek pieniądze. Czy sama sobie robiła zakupy?
– Co jakiś czas jeździła do miasta taksówką. Ale artykuły spożywcze przywoził jej do domu sklepikarz. Raz w tygodniu.
– Przywoził jej zakupy, a ona płaciła gotówką? Czy miała u niego rachunek?
– Nie wiem.
– Proszę do niego zadzwonić – polecił Skarre. – Może on wie, gdzie trzymała pieniądze, jeżeli miała do niego zaufanie.
– Jestem pewien, że mu ufała – powiedział Gurvin, sięgając po telefon. Połączył się z właścicielem sklepu i przez kilka minut mamrotał do słuchawki.
– Mówi, że trzymała portmonetkę w chlebaku. W metalowym pojemniku, który stał na blacie kuchennym. Otworzyłem go. Było w nim pół bochenka chleba i nic więcej. Mówił, że portmonetka jest czerwona w jakieś wzory. To imitacja skóry aligatora z mosiężną klamrą.
Skarre uważnie przeczytał kolejny fragment raportu.
– „W pobliżu jej gospodarstwa przypuszczalnie widziano mężczyznę nazwiskiem Johrma". Proszę mi o nim opowiedzieć. Czy chłopiec, który go widział, jest świadkiem godnym zaufania?
– No właśnie, to dobre pytanie. – Policjant uśmiechnął się na wspomnienie Kannicka. – Ale jeżeli mówi prawdę, rysuje się pewna możliwość. Widzi pan, Errkiego skierowano na przymusowe leczenie psychiatryczne, ale chłopak uciekł z zakładu. Dorastał tutaj, nie można więc wykluczyć, że wrócił w nasze okolice i wędruje po lasach.
– Ale czy byłby zdolny kogoś zabić?
– Jest z nim coś nie tak.
– Proszę mi powiedzieć coś więcej. Co pan o nim wie?
– To młody chłopak, mniej więcej w pana wieku. Urodzony w Valtimo, w Finlandii. Wychowywał się z rodzicami i młodszą siostrą. Zawsze był inny. Nie znam diagnozy jego przypadku, w każdym razie od dawna jest z nim coś nie tak. Od wielu lat.
– Ale czy jest niebezpieczny?
– Nie wiemy. Krąży o nim wiele różnych historii, ale wątpię, żeby wszystkie były prawdziwe. Stał się kimś w rodzaju miejscowej legendy. Rodzice straszą nim dzieci, kiedy chcą, żeby wcześniej wracały do domu. Ja robię tak samo.
– Ale został skierowany na przymusowe leczenie. Czy to znaczy, że uznano go za niebezpiecznego?
– Moim zdaniem, największe niebezpieczeństwo stanowi sam dla siebie, bo ilekroć w okolicy dzieje się coś złego, oskarżają Errkiego. Zawsze tak było, odkąd był małym chłopcem. Nawet jeżeli bezpośrednio nie zawinił, aż się prosi, żeby wszystko zwalić na niego. Kto wie, co ma zamiar przez to osiągnąć. Poza tym, mówi do siebie.
– Jest chory psychicznie?
– Jestem pewien, że tak. Ciekawe, że Errki pokazał się w pobliżu farmy Halldis w dniu, kiedy została zamordowana. Podobne rzeczy zdarzyły się przedtem, ale nigdy nie kojarzono go ze zbrodnią. Snuje się wokół jak zły omen. Jak kruk w bajkach, który zwiastuje śmierć. Proszę mi wybaczyć, że nie jestem bardziej obiektywny – westchnął Gurvin. – Próbuję tylko opisać go w sposób, w jaki postrzegają go miejscowi.
– Od jak dawna jest chory? – Skarre strząsnął popiół z papierosa do filiżanki po kawie policjanta.
– Nie wiem dokładnie, ale wygląda na to, że od dawna. Zawsze był inny. Dziwny. Boi się ludzi. Nigdy nie miał żadnego przyjaciela. Myślę, że nawet nie chciał. Jego matka umarła, kiedy miał osiem lat, i chyba właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Po jej śmierci ojciec zabrał Errkiego z siostrą do USA. Mieszkali w Nowym Jorku przez siedem lat. Krążą plotki, że Errki uczył się tam u magika.
– U magika? – Skarre uśmiechnął się. – Ma pan na myśli iluzjonistę?
– Nie jestem pewien. Raczej kogoś w rodzaju czarodzieja. Bo kiedy wrócili do Norwegii, poszła fama, że Errki potrafi robić różne dziwne rzeczy. Samą tylko siłą woli.
– Dobry Boże – westchnął Skarre, kręcąc głową.
– Może się pan śmiać, ale znam ludzi dużo bardziej zrównoważonych niż pan albo ja, którzy opowiedzą o nim kilka nie mniej dziwnych rzeczy. Na przykład Thorvald Horn mówił mi kiedyś, że jego pies kładł uszy po sobie i warczał, kiedy Errki przechodził w pobliżu. Na długo, zanim się pojawił, pies wyczuwał jego zapach. Prawda, że chłopak nie pachnie zbyt ładnie i zwykle jest dość zaniedbany. Przed Errkim uciekają konie. Zegary przestają chodzić. Żarówki gasną. Drzwi same się zatrzaskują. Jest jak nagły podmuch wiatru, który sprawia, że leżące na ziemi liście zaczynają wirować w powietrzu. I ma takie dziwne spojrzenie. Przepraszam – Gurvin nagle przerwał. – Nie mówię o nim zbyt miłych rzeczy, ale trudno w chłopaku znaleźć coś pozytywnego. Jest brudny, odrażający i nieciekawy pod każdym względem.
Читать дальше