– Patrz.
Neeve widziała, jak zamknął drzwi mieszkania na klucz, rozejrzał się i ruszył w stronę Broadwayu. Ranek był chłodny i Doug miał na sobie trencz ściągnięty paskiem.
– To prawdziwe burberry – powiedziała. – Chyba strasznie dużo zarabia jak na recepcjonistę.
W mieszkaniu panował zadziwiający porządek. Prześcieradła i kołdra były złożone w kostkę na końcu kanapy. Poduszka leżąca na wierzchu miała wygniecioną powłoczkę, jakby ktoś na niej spał. Nie dostrzegły ani śladu używania popielniczek, ale Neeve wyraźnie wyczuła w powietrzu słaby odór dymu papierosowego.
– Pali, ale się z tym ukrywa – zauważyła. – Ciekawe, dlaczego. Sypialnia wyglądała jak przykład schludności. Łóżko było zaścielone, na szezlongu leżała walizka Douga, a na niej wieszaki z garniturami, marynarkami i spodniami. Zobaczyły wiadomość dla Ethel przypiętą do lustra na toaletce.
– Kto tu kogo nabiera? – zapytała Tse-tse. – Czemu on to napisał i przestał używać jej sypialni?
Neeve wiedziała, że jej towarzyszka ma świetne oko do szczegółów.
– No dobrze, zacznijmy od tej notatki – zaproponowała. – Czy przedtem zostawiał dla niej wiadomości?
Aktorka nosiła strój szwedzkiej pokojówki. Energicznie potrząsnęła warkoczami.
– Nigdy – odrzekła stanowczo.
Neeve podeszła do szafy i otworzyła drzwi. Wieszak za wieszakiem przeglądała garderobę Ethel, żeby sprawdzić, czy nie przeoczyła któregoś płaszcza. Ale wszystkie były na miejscu: sobole, kuny, kaszmir, biały płaszcz, burberry, skóra, peleryna. Na widok zdumionej miny Tse-tse wyjaśniła, czego szuka.
Dziewczyna potwierdziła jej wątpliwości.
– Ethel zawsze mi mówiła, że przestała kupować przypadkowo, odkąd zaczęłaś ją ubierać. Masz rację. Ona nie ma innego płaszcza.
Neeve zamknęła drzwi szafy.
– Nie lubię wtykać nosa w cudze sprawy, ale muszę. Ethel zawsze nosi kalendarzyk w torebce, na pewno jednak ma też duży terminarz.
– Owszem, ma – potwierdziła Tse-tse. – Na biurku.
Terminarz leżał obok stosu poczty. Neeve otworzyła go. Na każdy dzień miesiąca przypadała duża kartka formatu A-4, włącznie z grudniem ubiegłego roku. Neeve przewertowała strony i znalazła 31 marca. Śmiałymi bazgrołami Ethel zapisała: „Kazać Dougowi odebrać ubrania w Salonie Neeve”. Zakreśliła okienko o godzinie trzeciej i obok dodała: „Doug u mnie”.
Tse-tse zaglądała Neeve przez ramię.
– Więc nie kłamał w tej sprawie – stwierdziła.
Poranne słońce jasno oświetliło pokój. Nagle skryło się za chmurą. Aktorka zadrżała.
– Słowo daję, Neeve, zaczynam się tutaj bać.
Neeve w milczeniu przekartkowała kwiecień. Tu i tam natrafiała na umówione spotkania, przyjęcia koktajlowe, lunche. Wszystkie stronice zostały przekreślone grubą linią. Pod datą pierwszego kwietnia Ethel wpisała: „Badania / pisanie książki”.
– Skreśliła wszystko. Zamierzała wyjechać albo przynajmniej zaszyć się gdzieś i pisać – mruknęła Neeve.
– Więc może wyjechała dzień wcześniej? – zasugerowała Tse-tse.
– Możliwe.
Neeve zaczęła przewracać stronice do tyłu. Ostatni tydzień marca szczelnie wypełniały nazwiska wybitnych projektantów mody: Nina Cochran, Gordon Steuber, Victor Costa, Ronald Altern, Regina Mavis, Anthony della Salva, Kara Potter.
– Nie mogła spotkać się z nimi wszystkimi stwierdziła Neeve. – Myślę, że autoryzowała ich wypowiedzi przez telefon, zanim oddała artykuł. – Wskazała notatkę z czwartku, 30 marca: „Termin oddania artykułu do «Contemporary Woman»„.
Szybko przejrzała pierwsze trzy miesiące roku i zauważyła, że obok terminów spotkań Ethel wpisywała koszt taksówek i napiwków, uwagi na temat lunchów, obiadów i rozmów: „Dobry wywiad, ale on się złości, jeśli każesz mu czekać… Carlos, nowy kierownik sali w Le Cygne… Nie korzystać z Valet Limo – samochód śmierdział jak fabryka serów…”.
Notatki były niechlujnie nabazgrane, liczby często przekreślone i poprawione. Poza tym Ethel miała zwyczaj machinalnie rysować, myśląc o czymś innym. Trójkąty, serca, zawijasy i inne gryzmoły pokrywały każdy centymetr kwadratowy dostępnej powierzchni.
Pod wpływem impulsu Neeve zajrzała na stronę 22 grudnia, daty przyjęcia gwiazdkowego u niej i Mylesa. Ethel widocznie potraktowała to jako ważne wydarzenie. Adres Schwab House i nazwisko Neeve zapisała drukowanymi literami i podkreśliła. Zakrętasy i zawijasy otaczały komentarz: „Ojciec Neeve, samotny i interesujący”. Na marginesie narysowała niezdarną imitację szkicu z książki kucharskiej Renaty.
– Myles dostałby wrzodów, gdyby to zobaczył – skomentowała Neeve. – Musiałam jej powiedzieć, że wciąż jest zbyt chory, żeby prowadzić życie towarzyskie. Chciała go zaprosić na uroczysty obiad w Nowy Rok. Mało się nie udławił.
Wróciła do ostatniego tygodnia marca i zaczęła przepisywać nazwiska zanotowane przez Ethel.
– Przynajmniej mamy od czego zacząć – stwierdziła.
Dwa nazwiska zwróciły jej uwagę. Toni Mendell, redaktor naczelna „Contemporary Woman”. Przyjęcie koktajlowe nie było najlepszym miejscem, żeby ją zapytać, czy nie przypomina sobie jakiejś uwagi Ethel o ewentualnym wycofaniu się z książki. Drugie nazwisko to Jack Campbell. Najwyraźniej umowa na książkę była dla Ethel bardzo ważna. Może powiedziała wydawcy więcej o swoich planach, niż sam zdawał sobie sprawę.
Neeve zatrzasnęła swój notes i zapięła teczkę.
– Lepiej stąd znikam.
Zawiązała na szyi czerwono-niebieski szal. Jej płaszcz miał wysoki kołnierz, a masa czarnych włosów była upięta w kok z tyłu głowy.
– Wyglądasz świetnie – zauważyła Tse-tse. – Dzisiaj rano w windzie słyszałam, jak facet z jedenaście C pytał, kim jesteś.
Neeve naciągnęła rękawiczki.
– Typ księcia z bajki, mam nadzieję. Aktorka zachichotała.
– Gdzieś pomiędzy czterdziestką a grobem. Fatalna peruka. Wygląda jak czarne pióra na polu bawełny.
– Jest twój. Okay, jeśli Ethel się objawi albo jej kochający bratanek wróci wcześniej do domu, wiesz, co mówić. Posprzątaj trochę w kuchennych szafkach, umyj szklanki na górnych półkach. Udawaj, że ciężko pracujesz, ale miej oczy otwarte. – Zerknęła na stos poczty. – Przejrzyj to. Może Ethel dostała list i dlatego zmieniła zdanie. Boże, czuję się jak podglądaczka, ale musimy to zrobić. Obie wiemy, że dzieje się coś dziwnego, ale nie możemy tutaj ciągle przychodzić. – Neeve ruszyła do drzwi, rozglądając się uważnie. – Dzięki tobie mieszkanie wygląda jako tako stwierdziła. – W pewien sposób przypomina mija samą. Zwykle widać tutaj przede wszystkim powierzchowny bałagan, który każdego odrzuca. Ethel zawsze zachowuje się tak nieobliczalnie, że zapominasz, jaka bystra z niej kobieta.
Ścianę obok drzwi pokrywały tysiące prasowych fotografii pisarki. Neeve zatrzymała się z ręką na klamce i obejrzała zdjęcia. Na prawie wszystkich Ethel wyglądała tak, jakby sfotografowano ją w połowie zdania. Usta miała lekko rozchylone, mięśnie twarzy wyraźnie napięte, oczy błyszczały energią.
Jedno zdjęcie przyciągnęło wzrok Neeve. Spokojny wyraz twarzy, milczące usta, smutek w oczach. Co wyznała jej kiedyś Ethel? „Urodziłam się w dniu Świętego Walentego. Łatwo zapamiętać, co? Ale wiesz, ile lat upłynęło, odkąd ktoś przysłał mi kartkę albo chociaż zadzwonił? W końcu sama składam sobie życzenia”.
W dzień Świętego Walentego Neeve zamierzała wysłać Ethel kwiaty i zaprosić ją na lunch, ale w tamtym tygodniu wyjechała na narty do Vail. Przepraszam, Ethel, pomyślała. Naprawdę mi przykro.
Читать дальше