Korespondent „Fox News” w Zurychu przeszedł od razu do rzeczy.
– Panie West, czy to tutaj pan siedział, gdy odniósł pan wrażenie, że widzi Nicholasa Spencera?
– To nie było żadne wrażenie – sprostował West zdecydowanie. – Ja go rzeczywiście widziałem.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale spodziewałam się po nim głosu nosowego lub świszczącego. Nic podobnego. Głos miał mocny i sprawnie modulowany.
– Musieliśmy z żoną mocno się zastanowić, czy nie odwołać tego wyjazdu – podjął. – Od dawna planowaliśmy podróż w dwudziestą piątą rocznicę ślubu, ale potem straciliśmy niebagatelne fundusze zainwestowane w Gen-stone. W końcu jednak przyjechaliśmy do Zurychu. Dotarliśmy tu w zeszły piątek. A we wtorek po południu siedzieliśmy tutaj i rozmawialiśmy o tym, jak bardzo się cieszymy, że nie zostaliśmy w domu. I wtedy spojrzałem tam. – Wskazał stolik przy samym ogrodzeniu. – Tam siedział. Nie wierzyłem własnym oczom. Bywałem na spotkaniach akcjonariuszy Gen-stone i wiem, jak wygląda Spencer. Ufarbował włosy, przedtem był ciemnym blondynem, a teraz jest brunetem, ale to nic nie dało. W czapce też bym go poznał. Twarz została ta sama.
– Podobno chciał pan z nim porozmawiać.
– Zawołałem do niego: „Hej, Spencer! Mam parę pytań!”.
– Co się wtedy stało?
– Zerwał się na równe nogi, rzucił trochę drobnych na stół i uciekł. I tyle go widziałem.
Dziennikarz wskazał stolik, przy którym podobno widziano Spencera.
– Ocenę sytuacji zostawiamy widzom. Teraz, w czasie nagrywania programu, warunki pogodowe i czas są takie same jak we wtorkowy wieczór, kiedy pan Barry West ponoć zobaczył Nicholasa Spencera siedzącego przy tamtym stoliku. Jeden z naszych pracowników, mniej więcej wzrostu i budowy pana Spencera, siedzi teraz na tamtym miejscu. Czy pan widzi go wyraźnie?
Z pewnej odległości pracownik telewizji mógłby rzeczywiście zostać uznany za Nicholasa Spencera. Nawet rysy twarzy miał podobne. Z drugiej strony, nie potrafiłabym wytłumaczyć, jak ktokolwiek z takiej odległości i patrząc pod takim kątem mógłby rozpoznać Nicka z całkowitą pewnością.
Kamera wróciła do Barry’ego Westa.
– Widziałem Nicholasa Spencera – oznajmił stanowczo. – Wsadziliśmy w jego firmę sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Żądam, żeby nasz rząd przysłał tu ludzi, którzy go wytropią i wydobędą z niego informację, co zrobił z pieniędzmi. Ciężko na nie pracowałem i chcę je odzyskać.
Korespondent „Fox News” kontynuował:
– Zgodnie z naszymi informacjami, wątek szwajcarski podjęło niezależnie kilka różnych instytucji. Podobnie rzecz ma się ze zniknięciem Vivian Powers, kobiety uważanej za kochankę Nicholasa Spencera.
Zadzwonił telefon, więc wyłączyłam telewizor. Nawet gdyby nie zadzwonił i tak nie oglądałabym dalej. Miałam już serdecznie dosyć wysłuchiwania nieprawdopodobnych teorii.
– Halo – odezwałam się trochę niecierpliwie.
– Czy ktoś ci może dzisiaj nadepnął na odcisk? Jesteś, zdaje się, trochę podminowana. Casey.
Zaśmiałam się lekko.
– Jestem trochę zmęczona – przyznałam. – I może odrobinę smutna.
– Dlaczego? Opowiedz mi.
– Panie doktorze, mam wrażenie, jakby pan pytał: gdzie panią boli?
– W pewnym sensie właśnie o to pytam.
Streściłam mu w zarysach swój dzień.
– Moim zdaniem – zakończyłam – Marty Bikorsky jest niewinny, a z Vivian Powers dzieje się coś złego. Ten facet, który twierdzi, że widział Nicka Spencera w Zurychu, może mieć rację, ale bardzo, bardzo trudno byłoby to udowodnić.
– Gliny oczywiście znajdą faceta, który przysyła ci e-maile?
– Chyba że trafiłam na jakiegoś cybergeniusza. W każdym razie tak twierdzą.
– Więc jeśli to nie jakiś wariat, to z tego co mówiłaś, wkrótce może nastąpić przełom, który zadziała na korzyść Bikorsky’ego. A z innej beczki, gdybyśmy się w niedzielę nie wybrali do Greenwich, co chciałabyś robić? Może przy ładnej pogodzie pojechalibyśmy sobie gdzieś brzegiem oceanu i zjedli obiad w jakiejś sympatycznej restauracyjce?
– Czy twoi przyjaciele odwołali przyjęcie? Zdawało mi się, że to jakaś rocznica albo urodziny?
Zawahał się wyraźnie.
– Nie, nie odwołali, ale kiedy zadzwoniłem do Vince’a i powiedziałem, że możesz ze mną przyjść, zacząłem mu opowiadać o twojej nowej pracy, no i o tym, że piszesz o Nicholasie Spencerze.
– I…?
– Coś zazgrzytało. Gdy wcześniej mówiłem, że postaram się ciebie zaprosić, widział w tobie dziennikarkę prowadzącą kącik porad finansowych. Wyobraź sobie, rodzice pierwszej żony Nicka Spencera, Reid i Susan Barlowe, mieszkają z Vince’em po sąsiedzku, no i oczywiście też przychodzą na to przyjęcie. I tak jest im teraz bardzo ciężko…
– To u nich mieszka syn Nicka, dobrze pamiętam?
– Tak. Mało tego, Jack Spencer jest najlepszym przyjacielem syna Vince’a.
– Posłuchaj, nie chcę, żeby cię przeze mnie ominęło przyjęcie. Wypisuję się z tej imprezy.
– Nie ma mowy – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Możemy się spotkać w sobotę, w poniedziałek albo kiedykolwiek indziej. Ale, szczerze mówiąc, oddałabym prawą rękę, żeby móc porozmawiać z byłymi teściami Nicka. Nie chcą udzielać wywiadów, a moim zdaniem nie pomagają tym swojemu wnukowi. Daję słowo honoru, że nawet nie napomknę o Nicku Spencerze, nie zadam ani jednego pytania ani wprost, ani owijając w bawełnę. Jeżeli będą mieli ochotę, mogą później do mnie zadzwonić.
Milczał.
– Casey, Vivian Powers, asystentka Nicka, zniknęła. – Mówiłam napiętym głosem. – Opowiadałam ci, co się stało z doktorem Broderickiem. Nadal jest w stanie krytycznym. Dom w Bedford spłonął. Nick cały czas utrzymywał ścisły kontakt z byłymi teściami. Powierzył im swojego syna. Może usłyszeli od niego coś, co rzuciłoby na tę sprawę trochę światła?
– To rzeczywiście ma sens – przyznał spokojnie. – Porozmawiam z Vince’em. Z tego, co od niego słyszałem, państwo Barlowe sami czują się już skołowani tymi wszystkimi rozbieżnymi doniesieniami na temat Spencera. Jeżeli wkrótce nie dojdzie do jakiegoś definitywnego wyjaśnienia zagadki, jego syn, Jack, zacznie chyba mieć problemy psychiczne. Może Vince przekona ich, żeby z tobą porozmawiali.
– Trzymam kciuki.
– Dobra. To tak czy inaczej, jesteśmy umówieni na niedzielę.
– Wspaniale, panie doktorze.
– Jeszcze jedno.
– Aha.
– Zadzwoń do mnie, jak się dowiesz, kto ci przysłał te e-maile. Moim zdaniem masz rację. Jestem gotów się założyć, że wszystkie pochodzą z tego samego źródła i nie podoba mi się wzmianka o dniu sądu. Facet robi wrażenie wariata, a jeśli jakiś świrus wziął cię na celownik, jest się czego obawiać. Bądź ostrożna.
Mówił to tak poważnie, że poczułam się w obowiązku go rozweselić.
– Nie sądź, a nie będziesz sądzony – rzuciłam.
– Mądrej głowie dość dwie słowie – sparował. – Dobrej nocy, Carley.
Odkąd strzelba została bezpiecznie ukryta w grobie Annie, Ned poczuł się pewniej. Wiedział, że gliniarze wrócą, więc wcale nie był zaskoczony, gdy znowu zadzwonili do drzwi. Tym razem otworzył bez zwłoki.
Wyglądał lepiej niż we wtorek. Po powrocie z cmentarza we wtorkowe popołudnie ubranie i ręce miał całe ubłocone, ale nic go to nie obchodziło. Otworzył nową butelkę szkockiej, usiadł w fotelu i pił, aż zasnął. Myślał tylko o tym, że gdyby kopał głębiej, dokopałby się do trumny. Mógłby ją otworzyć i wziąć Annie w ramiona.
Читать дальше