– Poczułem się lepiej – oznajmił Petey, wychodząc z sypialni w dresie. – Nie ma to jak suche ciuchy. – Wyjął puszkę mountain dew z małej lodówki. – Słyszałem, co pan mówił, panie Reilly. Faktycznie poszedł pan po rozum do głowy. Bardzo dobrze wiem, o czym pan mówił. Ja też się tam zgubiłem w drodze do pracy. Chociaż nie jechałem ze sztywną. – Zwrócił się do C.B.: – To idealne miejsce. Będziemy bardzo blisko lotniska. Oni tam są wściekli, jak pasażer nie zgłosi się co najmniej na dwie godziny przed odlotem. Czasami oddają takie miejsce komu innemu. Tak się zdarzyło mojemu kuzynowi, który…
– Petey! – wrzasnął C.B.
– Och, zostaw go – odezwała się Rosita. – Bardzo bym chciała poznać dalszy ciąg tej historii.
Luke widział, że C.B. zastanawia się nad jego sugestią dotyczącą miejsca złożenia okupu.
C.B. sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej złożoną kartkę. Miał tam wyrysowaną krok po kroku trasę, którą wcześniej wskazywał Regan. Odwrócił papier na drugą stronę.
– Okay, panie Reilly, mów pan. Przejedziemy się tam z Peteyem wieczorem i sprawdzimy, czy pan jest też taki bystry, jak pana żona.
– Mamy wracać na ten ziąb? – zaprotestował Petey.
Luke podał C.B. wskazówki, jak ma jechać, po czym rzekł:
– Zanim wyjedziecie, zadzwońcie do mojej córki, niech zacznie organizować pieniądze. I dajcie jej chwilę wytchnienia. Musi się zamartwiać.
– Niech się martwi.
Kiedy C.B. i Petey wrócili na łódź, była już prawie północ. Rosita zdrzemnęła się, lecz Luke przez cały czas czuwał. Bez przerwy przetrawiał w myślach tych kilka słów, które pozwolą mu powiedzieć do Regan w czasie następnej rozmowy telefonicznej.
Gdy C.B. zapalił światło, Rosita otworzyła oczy i wróciła do pozycji siedzącej.
– No i co? – zapytał go Luke.
– Nieźle – odrzekł C.B. – Może się nada.
– Ale tam wszędzie dokoła straszno! – wykrzyknął Petey. – Powiedziałem C.B., żeby zamknął drzwi samochodu.
– Pana córka pewnie już do tej pory wystarczająco się namartwiła – rzekł C.B. – Czy też pan uważa, że jest już za późno na telefon?
– Nie, jakoś mi się nie wydaje.
Regan siedziała przy śpiącej Norze, gdy telefon zadzwonił. Serce zaczęto jej walić jak młotem, modliła się w duchu: błagam, niech to będą oni.
– Słucham – powiedziała cicho.
– Czy odzyskałaś pieniądze?
Regan zesztywniała.
– Co pan ma na myśli?
– Mam na myśli to – odrzekł C.B. gniewnym tonem – że w wojskowym worku było urządzenie naprowadzające. Proszę tego więcej nie robić. Przygotuj następny milion dolarów albo pożałujesz. Zadzwonię do ciebie jutro o czwartej po południu. Masz swego tatusia.
– Regan, w tym momencie mam czerwono przed oczami. Rób, co on ci kazał, i wydostań nas stąd.
Połączenie zostało przerwane.
Fred otrzymał wiadomość od Regan krótko po północy. Poinformowała go o telefonie porywaczy i o ich ostrzeżeniu, żeby nie umieszczać urządzenia naprowadzającego podczas dostarczania następnego okupu. Nie rozmawiała z Rositą, ale ojciec powiedział: „Wydostań nas stąd”.
Po zakończeniu rozmowy wzburzony Fred wrócił na kanapę. Wiercił się na niej i przewracał z boku na bok. Jeżeli następna akcja złożenia okupu się nie uda, myślał, porywacze zrezygnują. I nie będą chcieli zostawić świadków.
O trzeciej nad ranem wziął koc i poduszkę i wyciągnął się na zaścielonym łóżku Rosity. Wkrótce leżeli przy nim dwaj udręczeni malcy, którzy przytuliwszy się do niego, zaraz na powrót usnęli.
– Mamusia jest chora, prawda? – To było pierwsze, nieledwie wyszeptane pytanie Bobby’ego, kiedy się obudzili.
– Może zachorowała tak jak babcia i pojedzie do Puerto Rico bez nas – zaniepokoił się Chris.
– Mamusi zależy tylko na tym, żeby wrócić do domu i być z wami – pocieszał ich Fred. – Tyle że pani Reilly naprawdę jej teraz potrzebuje.
– Ale ona jutro nie zostanie z panią Reilly? – spytał Bobby.
Jutro, pomyślał Fred, dzień Bożego Narodzenia. Co mógłby im powiedzieć, gdyby jutro nie wróciła? I co powie matce Rosity, kiedy ta zatelefonuje z życzeniami świątecznymi, a to jest niemal pewne?
Żeby jakoś wypełnić czas, zabrał chłopców na śniadanie na miasto, jednak obaj odrzucili propozycje ponownego odwiedzenia Świata Sportu.
– Powinniśmy być w domu, w razie gdyby mamusia wróciła – oznajmił Chris poważnym tonem.
Ernest Bumbles obudził się w Wigilię Bożego Narodzenia w bardzo – jak na niego – złym humorze. Nadal nie był w stanie doprowadzić do spotkania z Lukiem Reillym, chociaż wczoraj dwa razy zatrzymywał się przy domu pogrzebowym Reilly’ego – raz po południu, a następnie jeszcze wieczorem.
– Dar spóźniony to dar odrzucony – obwieścił Dolly, pakując walizkę na ich doroczną wyprawę do teściowej.
Dolly świetnie znała naturę męża, której istotną cechą był niesłabnący nigdy zapał. Jeżeli miał coś zrobić, wkładał w to całe serce. Kiedy czegoś pragnął, nic nie mogło stanąć mu na drodze. I właśnie dlatego, rok po roku, był jednogłośnie wybierany na przewodniczącego Stowarzyszenia Nasiona-Sadzonki-Kwiaty-Drzewka Owocowe. Odznaczał się jednocześnie wielką skrupulatnością. Nic więc dziwnego, że nigdy żadna roślina mu nie zmarniała.
– Bumpy – zaczęła Dolly łagodnie. – Wyjeżdżamy dopiero późnym popołudniem. Może byśmy przed wyjazdem z miasta wpadli do pana Reilly’ego do domu i sprawdzili, czy go nie ma?
– Nie chcę uchodzić za natręta.
– O, daj spokój. Nikt nigdy by cię za takiego nie wziął.
Norę obudziła rozmowa Regan z porywaczem męża. Gdy została tak szybko przerwana, Regan powtórzyła jej słowo w słowo, dokładnie to, co od niego usłyszała.
Niemal zaraz rozległ się dzwonek telefonu stojącego przy łóżku.
– Nie mogą wiedzieć, że w worku było urządzenie naprowadzające – oświadczył stanowczo Jack. – Blefują. Nie byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że temu facetowi z motorówki worek przypadkowo wpadł do wody.
– Też bym się nie zdziwiła – odparła Regan – ale mama nieugięcie obstaje przy tym, żeby tym razem żadnego urządzenia w worku nie było.
– Rozumiem – rzekł Jack. – Regan, uświadom mamie, jakim dobrym znakiem jest fakt, że znowu rozmawiałaś z ojcem. W czasie tej rozmowy powiedział: „Mam w tym momencie czerwono przed oczami”. Czy to takie jego porzekadło, którego używa, gdy jest rozgniewany?
– W życiu nie słyszałam, by używał takiego wyrażenia – oświadczyła Regan. – Ani on, ani mama.
– Wobec tego zdecydowanie chciał ci coś w ten sposób przekazać – rzekł Jack. – Spróbuj wysondować mamę, czy to określenie z czymś jej się nie kojarzy.
Uzgodnili, że porozmawiają następnego dnia rano, po czym Regan zatelefonowała do Alvirah i Freda.
To była kolejna, prawie bezsenna noc, w czasie której obie z Norą próbowały doszukać się jakiegoś sensu w słowach Luke’a oraz przypomnieć sobie ulubioną książkę Regan z dzieciństwa.
Nora wysuwała różne przypuszczenia.
– Regan, kiedy tata wracał do domu po pracy, zawsze wybiegałaś do niego z książeczką w ręce. Tylko nie mogę sobie przypomnieć, która z nich była twoją ulubioną. Może jakaś bajka? O Królewnie Śnieżce albo o Śpiącej Królewnie, a może któraś z baśni braci Grimm?
– Nie – odrzekła Regan. – Żadna z nich.
Nad ranem obie zapadły w płytki, niespokojny sen.
Читать дальше