Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Koniec Świata W Breslau: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Koniec Świata W Breslau»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełen napięcia thriller psychologiczny, rozgrywający się w fascynującym świecie lat dwudziestych, zaludnionym przez piękne kobiety, zdegenerowanych arystokratów, morfinistów i członków tajemnych sekt. W mrocznych zaułkach Wrocławia, ponurego, przesiąkniętego zbrodnią miasta, grasuje seryjny morderca, którego tropem podąża radca kryminalny Eberhard Mock. Krajewski tworzy misterną intrygę, zręcznie wykorzystując wzory klasycznego kryminału i kreując własny, niesamowity świat.

Koniec Świata W Breslau — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Koniec Świata W Breslau», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mock przed rokiem przebywał dwa tygodnie w Pradze, gdzie prowadził szkolenie dla policjantów z Wydziału Kryminalnego tamtejszego Prezydium Policji. Wszyscy policjanci mówili biegle po niemiecku z austriackim akcentem. Mock nie poznał zatem prawie żadnego czeskiego czasownika, oprócz jednego, który prascy policjanci często wypowiadali z różnymi końcówkami. Było to słowo „zabit” (zabić). Teraz właśnie ono w jednej ze swoich form – poprzedzone przeczeniem „ne” – dźwięczało zza kotary, a towarzyszyło mu słowo międzynarodowe, spieszczenie, „papa”. Mock wysilił swój filologiczny umysł. „Tatuś” mógł być albo podmiotem do „zabić”, albo dopełnieniem. W pierwszym wypadku, zdanie Franziski należałoby rozumieć jako „tatuś nie zabija”, „tatuś nie zabił” lub „tatuś nie zabije”. W drugim – „nie zabija tatusia”, „nie zabił tatusia” lub „nie zabije tatusia”. Mock wyeliminował pierwszą możliwość, ponieważ trudno było sobie wyobrazić, by matka uspokajała dziecko takim osobliwym stwierdzeniem, że „tatuś nie zabije”, i przyjął możliwość drugą. Franziska Mirga mogła uspokajać syna jedynie zapewnieniem: „Nie zabije tatusia”.

Dziecko przestało płakać, a kobieta wyszła zza kotary i patrzyła na Mocka wyzywająco.

– Czy był tu wczoraj Kurt Smolorz? – ponowił pytanie.

– Nie. Od dawna go nie było. Pewnie u żony.

– Kłamiesz. Kiedyś, gdy się upijał, zawsze przychodził do ciebie. Wczoraj też był pijany. Mów, czy tu był i gdzie jest teraz.

Franziska milczała. Mockowi zrobiło się gorąco. Przed siedmioma laty, jako funkcjonariusz Wydziału Obyczajowego, przesłuchiwał pewną prostytutkę, która nie chciała podać miejsca pobytu swojego alfonsa podejrzanego o handel żywym towarem. Zniecierpliwiony ówczesny szef Mocka wystawił za okno jej roczne dziecko. Miłość matczyna zwyciężyła nad miłością do sutenera.

Czuł w potylicy stukanie małego młotka. Wyjął notes, szybko w nim napisał: „Masz mówić, gdzie jest, bo inaczej powiem małemu, że zabiję tatusia”, i podsunął go kobiecie. Po wściekłości na twarzy Franziski poznał, że dobrze rozszyfrował czeskie zdanie, którym uspokajała dziecko.

– Nic panu nie powiem – teraz była wystraszona.

Z kuchni buchała para z czajnika. Mock wstał i ruszył w stronę kotary. Zatrzymał się przed nią, wyjął z kieszeni kraciastą chustę i otarł nią spocony kark. Nie patrząc na Franziskę, skręcił do kuchni i wyszedł z mieszkania.

Siedząca na klozecie staruszka kiwnęła na niego palcem. Kiedy się zbliżył, wyszeptała:

– Wszyscy byli. Sami wojskowi, nawet jeden generał.

Mock chciał powiedzieć staruszce coś niemiłego. Musiał jednak oszczędzać nerwy. Dzisiejszy dzień będzie wypełniony wędrówką po knajpach i melinach w poszukiwaniu nowo narodzonego alkoholika.

WROCŁAW, PIĄTEK 2 GRUDNIA, GODZINA ÓSMA WIECZOREM

Karl Urbanek pracował już cztery lata jako szatniarz w varietes „Wappenhof” i codziennie po rozpoczęciu dyżuru wznosił do Boga modły dziękczynne za swą dobrą posadę. Od godziny starał się wysłać ku niebiosom codzienną porcję zaklęć i mrukliwych inkantacji, lecz dzisiaj nie udało mu się jeszcze wykonać modlitewnej normy. Tym razem przeszkodził mu pikolak Jager. Kiedy dochodził do piątego Ojcze nasz, do westybulu wpadł ów chłopiec i pośliznął się na wypolerowanej marmurowej posadzce, wykonując coś w rodzaju tanecznego pas. Urbanek z irytacją przerwał modlitwę i otworzył usta, aby wrzasnąć na pikolaka, który – jak sądził portier – z posadzki robił sobie ślizgawkę, zamiast z powagą wykonywać zawodowe obowiązki. Niespełniony pokutnik Urbanek nie dał się jednak ponieść irytacji, ponieważ po kilku sekundach namysłu stało się dla niego jasne, że Jager ślizgał się po posadzce zgoła nie z chęci zabawy. Naderwany kołnierz jego uniformu ozdobionego symbolami varietes „Wappenhof” oraz brak czapki świadczyły dobitnie, że Jager swoje stanowisko pracy na trotuarze przed wejściem do lokalu opuścił w sposób dość gwałtowny. Sprawił to – tu Urbanek nie miał najmniejszych wątpliwości – potężnie zbudowany facet, który właśnie cisnął na podłogę czapkę Jagera i z galanterią przepuszczał w obrotowych drzwiach krępego bruneta otrząsającego ze śniegu kapelusz oraz niewysokiego, drobnego człowieczka o wąskiej, lisiej twarzy.

– Próbowałem wytłumaczyć tym panom, że już nie ma miejsc na dzisiejszy występ… – piszczał pikolak, podnosząc swoją czapkę.

– Nie ma miejsca dla mnie? – zapytał brunet i spojrzał uważnie na szatniarza. – Powiedz, Urbanek, czy to prawda, że w tym tingel-tanglu nie ma miejsc dla mnie i dla moich przyjaciół?

Portier przyglądał się przez chwilę nowo przybyłym i po kilku sekundach w jego oczach pojawił się błysk przypomnienia.

– Ależ skądże znowu! – zakrzyknął szatniarz i surowo spojrzał na Jagera. – Pan radca Mock i jego przyjaciele są zawsze naszymi najmilszymi gośćmi. Proszę wybaczyć temu gamoniowi… Pracuje od niedawna i wcale nie szanuje swojej posady… Natychmiast moja służbowa loża dla pana radcy… Och, jak dawno pana radcy u nas nie było, chyba ze dwa lata…

Urbanek zaczął podrygiwać wokół Mocka i jego przyjaciół, usiłując odebrać od nich palta, lecz żaden z trzech mężczyzn najwyraźniej nie zamierzał się rozbierać.

– Masz rację, Urbanek – Mock oparł się przyjaźnie na ramieniu szatniarza i owionął go silnym zapachem alkoholu. – Trzy lata tutaj nie byłem… Ale loża nam niepotrzebna. Chciałem cię tylko o coś zapytać…

– Słucham pana radcę – Urbanek wszedł z powrotem za ladę portierni i dał znak Jagerowi, by zajął swoje stałe miejsce na trotuarze.

– Widziałeś tutaj dzisiaj wachmistrza kryminalnego Kurta Smolorza? – zapytał Mock.

– Nie wiem, kto to jest.

– To ciekawe, że nie wiesz, kto to jest – Mock z zainteresowaniem przyglądał się ciężkiej kotarze oddzielającej westybul od wejścia na widownię. – Rozumiem, że twój szef nie pozwala ci udzielać informacji o gościach, ale ja znam twojego szefa i jestem przekonany, że pochwali cię za pomoc, której mi udzielisz.

Kotara poruszyła się kilkakrotnie. Dochodziły zza niej przytłumione skoczne dźwięki. Mock podszedł do kotary i odsłonił ją gwałtownie. Wytłumiane przez gruby materiał słowa piosenki nagle stały się całkiem wyraźne i wszyscy poznali słynny szlagier o dwóch nierozłącznych przyjaciółkach, śpiewany w berlińskich teatrzykach przez Marlenę Dietrich i Claire Waldoff. Za kotarą stała dziewczyna sprzedająca papierosy. Na widok Mocka schowała coś szybko do białego fartuszka i zmieszana podeszła do lady szatniarza. Ubrana była jak pokojówka z hotelu, którego właściciel oszczędza na ubraniach dla swojego żeńskiego personelu. Podczas gdy Mock, porażony prowokującą krótkością jej sukienki, zastanawiał się, co by było, gdyby dziewczyna nagle musiała się schylić bez zginania nóg w kolanach, Urbanek wydawał jej nową porcję papierosów. Zimny powiew padający od obrotowych drzwi musiał jej najwyraźniej nie służyć, bo pociągała co chwilę zaczerwienionym nosem.

– Jak się z nią dzielisz? – zapytał portiera, gdy dziewczyna z powrotem znalazła się w gęstym od dymu powietrzu widowni. – Pół na pół?

– Nie rozumiem, o czym pan radca raczy mówić – Urbanek zrobił niewinną minę.

– Sądzisz, że nie domyślam się, co schowała w fartuszku? – Mock uśmiechnął się krzywo. – Myślisz, że nie wiem, że sprzedajesz na lewo własne fajki, a potem odpalasz dziewczynie jej dolę? Jak dużą? Wystarcza jej na kakao?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Koniec Świata W Breslau»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Koniec Świata W Breslau» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Liczby Charona
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau»

Обсуждение, отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x