Nic więc dziwnego, że ciemnowłosa nauczycielka muzyki, dwudziestokilkuletnia panna Inga Martens, nie mogła się napatrzyć na wystrój gabinetu zakupiony w luksusowym sklepie Wilhelma Kornatzkiego. Siedziała przy stole nakrytym serwetą, stojącym na eleganckim zielonym dywanie. Na stole był wazon z wodą nieco pożółkłą i kwiatami cokolwiek przywiędłymi, co panna Martens – patrząc z lekkim niepokojem, ale i zainteresowaniem na krępego bruneta o kwadratowej, świeżo wygolonej szczęce – z uśmiechem tłumaczyła sobie męską niefrasobliwością i nieczułością na piękno kwiatów. Nad nią był okrągły żyrandol, z którego zwieszały się żarówki ukryte w kloszach w kształcie żołędzi. Po prawej stronie, pod wielkim obrazem przedstawiającym morską burzę, całą długość ściany zajmowały niewysokie kredensy, a w nich zamiast kryształowych karafek, kieliszków i pucharów stały – co również nieprzyjemnie dotknęło pannę Martens – segregatory o starannie wykaligrafowanych grzbietach. Na małym podwyższeniu w podokiennej wnęce mieściło się biurko, również nakryte serwetą i również ozdobione wazonem, lecz tym razem pustym.
W wypadku powabnej nauczycielki efekt psychologiczny, który miało wywoływać „domowe” wnętrze, wcale się nie pojawił. Stało się wręcz odwrotnie. Ruchliwa i bogata wyobraźnia panny Martens szybko rozebrała policjanta z ciemnego, dobrze skrojonego ubrania i odziała go w domowy szlafrok z aksamitnymi wyłogami i w szlafmycę. Skutkiem był wybuch perlistego śmiechu panny Martens, co radca kryminalny przyjął z wyrozumiałym i nieco – co z drżeniem skonstatowała – lubieżnym uśmiechem.
– Miło mi, że ma pani dobry humor. – Mock wyciągnął w stronę młodej kobiety srebrną papierośnicę. – Ale pozwolę sobie przypomnieć o celu pani wizyty…
– Tak, tak – szybko odpowiedziała, biorąc papierosa. – Przepraszam, nigdy jeszcze nie byłam w takim biurze…
Mock nie powiedział ani słowa, lecz mocnymi, krótkimi palcami pobębnił przez chwilę o serwetę.
– No to co mam robić? – zapytała.
– Opowiedzieć mi wszystko – odparł Mock, zastanawiając się, czy to właśnie domowa atmosfera, czy też piękne oczy i usta panny Ingi sprawiły, że na to uległe pytanie „co mam robić” pojawiły się w umyśle Mocka nieprzyzwoite odpowiedzi. – Od momentu, w którym pani przerwała. To znaczy od chwili, kiedy w nocy obudził panią huk nad głową…
– Tak, właśnie tak było. – Panna Martens wypuściła w górę dym, nie zaciągając się nim. – Huknęło coś nad moją głową. Obudziłam się. Byłam przerażona. Wtedy spojrzałam przez okno i wrzasnęłam. Za oknem rysował się jakiś ciemny kształt. Po chwili, wstrząśnięta, kuląc się w kącie pokoju, wyróżniłam w tym kształcie nogi, ręce, głowę… I sznur… To było straszne… panie radco, za moim oknem był wisielec…
– I co dalej? – Mock nie mógł oderwać wzroku od jej biustu.
– Pobiegłam do stróża – odpowiedziała i zgasiła niezdarnie papierosa. – A on panów wezwał… To wszystko… Do rana nie wróciłam do mojego mieszkania…
– A dokąd pani poszła? – zaciekawił się Mock.
– O, mam dokąd pójść. – Panna Martens lekko się uśmiechnęła. – Mam wielu przyjaciół w Breslau, mimo że jestem tu od niedawna… Ale byłam zbyt roztrzęsiona, aby dokądkolwiek pójść… Spędziłam noc u stróża… – Teraz uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Och, źle się wysłowiłam… Pani Suchantke, zacna małżonka stróża, towarzyszyła mi do rana w swojej jadalni… To wszystko, panie oficerze…
Mock nie zdążył zareagować jakimś błyskotliwym bon motem o rozczarowaniu i frustracji stróża, kiedy ktoś zapukał głośno do drzwi.
– Wejść! – rozkazał Mock donośnym głosem.
– Melduję, panie radco – Kurt Smolorz spojrzał z zakłopotaniem na pannę Martens – że w sprawie wisielca.
– Mówcie przy tej pannie – rzucił Mock, widząc, że oczy jego rozmówczyni robią się okrągłe z ciekawości. – Panna wczoraj znalazła te zwłoki.
– Dziwne – powiedział Smolorz, wciąż nieufnie patrząc na nauczycielkę. – To pański dobry znajomy. Z więzienia. Niejaki Dieter Schmidtke.
Panna Martens otworzyła usta z przejęcia.
– I jeszcze jedno jest dziwne. – Smolorz zbliżył się do Mocka, jakby chciał mu coś szepnąć do ucha, lecz machnięcie ręki jego rozmówcy kazało mu porzucić tę konfidencję. – Przy trupie był święty obrazek. W kieszeni kamizelki. Święta Jadwiga.
– Dziękuję wam, Smolorz – powiedział Mock i odprowadził wzrokiem wiernego podwładnego, kiedy ten opuszczał gabinet.
Zapadła cisza. Za oknem, na Schuhbrücke, gwałtownie zahamował tramwaj i nastąpiła kłótnia pomiędzy motorniczym a kimś jeszcze, tak gwałtowna, że wyzwiska sięgnęły drugiego piętra prezydium i wdarły się w uszka przesłuchiwanej, nawykłe do muzyki.
– Jaki pan jest nieczuły – powiedziała nagle wzburzona Inga Martens – ten wisielec to pański znajomy, a ponadto zabił go jakiś maniak religijny… A na panu to nie robi żadnego wrażenia… Nic pana naprawdę nie dziwi?
– Droga panno Martens – odpowiedział Mock z uśmiechem i swoją krótkopalczastą mocną dłonią przykrył jej wysmukłe palce. – Mnie w tej całej sprawie dziwi tylko jedno… Że tak piękna młoda panna śpi sama… To doprawdy niewytłumaczalne…
Powieść ukończyłem we Wrocławiu,
w piątek 18 maja 2007 roku, o godzinie 15:37
Ogromnie wdzięczny jestem moim pierwszym Czytelnikom: Mariuszowi Czubajowi, Zbigniewowi Kowerczykowi i Przemysławowi Szczurkowi, którzy przeczytali tę powieść w błyskawicznym tempie i zgłosili bardzo istotne uwagi stylistyczne, redakcyjne i fabularne. Za wszystkie ewentualne błędy winę ponoszę tylko ja.
Indeks nazw topograficznych
Agnesstrasse – ul. Bałuckiego
Altbusserstrasse – ul. Łaciarska
Am Weidendamme – wieża wodociągowa „Na Grobli”; również nazwa ulicy Na Grobli
An der Gucke – Brochowska Antonienstrasse – ul. św. Antoniego
Bismarckstrasse (Deutsch Lissa) – ul. Eluarda (Wrocław-Leśnica)
Benau – Bieniów
Blücherplatz – pl. Solny
Brauergasschen – Zaułek Browarny
Breitestrasse – ul. Purkyniego
Buchwald – Bukówek
Burgfeld – ul. Cieszyńskiego
Carlowitz – Karłowice
Cmentarz Miejski – Cmentarz Grabiszyński
Cmentarz parafii św. Henryka – cmentarz św. Ducha
Dahnstrasse – ul. Moniuszki
Deutsch Lissa – Leśnica
Dom Krajowy – dziś nieistniejący
Elbing – Elbląg
Flurstrasse – ul. Małachowskiego
Freiburger Strasse – ul. Świebodzka
Gandau – Gadów
Gartenstrasse – ul. Piłsudskiego
Giersdorf – Podgórzyn
Gimnazjum św. Jana – dzisiejszy Zespół Szkół Ekono-
miczno-Administracyjnych im. Marii Dąbrowskiej,
przy ul. Worcella 3
Goldberg – Złotoryja
Grabschener Strasse – ul. Grabiszyńska
Graupenstrasse – ul. Krupnicza
Grünberg – Zielona Góra
Hermannsdorf – Jerzmanów
Hirschberg – Jelenia Góra
Holteihöhe – Wzgórze Polskie
Hotel „Cztery pory roku” – dzisiejszy hotel „Polonia”
Hotel „Furstenhof” – dziś nieistniejący
Hotel „Germania” – dziś nieistniejący
Hotel „Pod Rucianym Wiankiem” – dziś nieistniejący
Hummerei – ul. Kazimierza Wielkiego
Frankenstein – Ząbkowice Śląskie
Jahnstrasse – ul. Sokolnicza Junkernstrasse – ul. Ofiar Oświęcimskich
Читать дальше