Jerzy Edigey - Jedna noc w „Carltonie”

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Edigey - Jedna noc w „Carltonie”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Jedna noc w „Carltonie”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jedna noc w „Carltonie”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Lekkomyślny jubiler
Październik w Tatrach bywa na ogół piękny i spokojny, więc stali bywalcy pensjonatu "Carlton" tę porę wybrali na urlop. Jednak najwyraźniej mieli pecha, bo choć pogoda dopisała, to niemal na ich oczach popełniono przestępstwo i z gromadki turystów zmienili się w gromadkę podejrzanych.
Otóż jeden z wczasowiczów, jubiler z Warszawy, niejaki Dobrozłocki (dobre nazwisko dla jubilera), został znienacka walnięty młotkiem w głowę i obrabowany z cennych klejnotów, którymi dopiero co chwalił się przed mieszkańcami pensjonatu. Na uwagę na temat beztroskiego traktowania precjozów, odpowiedział: "Gdyby pan całe życie miał do czynienia z klejnotami, traktowałby je pan jak zwykłe kamienie".
Przestępca był innego zdania i właściwie ocenił wartość biżuterii. "Przecież to jest suma, która każdego z nas urządza do końca życia. Bez zmartwień i kłopotów. A jeżeli jeszcze do tego taką fortunę można zdobyć jednym uderzeniem ciężkiego przedmiotu w cudzą głowę, to okoliczności mogły skusić niejednego, który dotychczas w oczach ludzi, a nawet we własnym sumieniu uchodził za kryształowego człowieka." – stwierdził pułkownik Edward Lasota, pracownik Komendy Głównej Milicji, który wprawdzie przebywał w Zakopanem na zupełnie prywatnym urlopie, ale na prośbę prowadzącego śledztwo porucznika Klimczaka włączył się do sprawy.
Porucznik Klimczak potrzebował wsparcia, ponieważ zaledwie miesiąc wcześniej opuścił mury szkoły milicyjnej w Szczytnie i właściwie nie miał żadnego doświadczenia w prowadzeniu takich spraw. A poza tym, jak powiedział współpracujący z nim sierżant: "Jeżeli pułkownik będzie razem z nami, to i śledztwo będzie poważniej wyglądało, i skorzystamy z doświadczenia fachowca."
Tak więc jubiler wylądował w szpitalu, a w "Carltonie" zainstalowała się ekipa śledcza. Po dokładnym zbadaniu miejsca przestępstwa przystąpiono do przesłuchiwania podejrzanych, czyli wszystkich w owym czasie obecnych w pensjonacie. Nie była to łatwa praca, ponieważ goście pensjonatu "Carlton" mało przypominali zwykłych wczasowiczów.
Był tu między innymi dziennikarz z Warszawy, autor bestsellerowej powieści kryminalnej "Zbrodnia w Powszechnym Domu Towarowym", był artysta malarz, oryginał, który w restauracji demonstracyjnie zamawiał likier do dzwonka śledzia, był inżynier z Wrocławia, straszny podrywacz, było też kilka innych osób, ale największe emocje budziła pani Zofia Zachwytowicz, kandydatka na gwiazdę filmową (jakieś niewielkie rólki miała już na swoim koncie), osoba pozująca na ekscentryczną i roztrzepaną, a w rzeczywistości trzeźwa i konsekwentnie dążąca do wyznaczonego sobie celu.
Przesłuchiwani kolejno wczasowicze mówili dużo i chętnie, nie pozostawiając na bliźnich suchej nitki. Okazało się, że choć mieszkają w różnych miastach i obracają się w różnych środowiskach, wiedzą o sobie nadspodziewanie dużo (a szczególnie o kłopotach finansowych) i chętnie dzielą się tymi informacjami z milicją. Jednak – ku zaskoczeniu milicjantów – nikt nikogo nie oskarżał o napad na jubilera, wszyscy wzajemnie dawali sobie alibi. W pewnym momencie porucznik zauważył nawet kąśliwie, że wygląda na to, iż jubiler w ten oryginalny sposób usiłował popełnić samobójstwo.
W końcu jednak winny został odkryty, a namierzyli go niemal łeb w łeb pułkownik z długoletnim doświadczeniem i porucznik stawiający pierwsze kroki jako detektyw. Co może tylko dobrze świadczyć o szkole milicyjnej w Szczytnie, która wypuszczała takich fachowców. Autor podsumował sprawę: "Oto do skomplikowanego dochodzenia zaprasza się asa służby wywiadowczej i to aż z samej Komendy Głównej MO. As przybywa, prowadzi dochodzenie i stwierdza, że jego obecność właściwie nie była wcale potrzebna, bo młody podporucznik, zaledwie miesiąc na stażu, dochodzi do tych samych wniosków."
Książka z pewnością nie należy do najlepszych powieści Edigeya, ale czyta się ją całkiem sympatycznie. Mamy trochę realiów, trochę emocji i trochę odkrywczych informacji typu: "kolano jest najbrzydszą częścią kobiecej nogi".
I gdyby nie to, że w pewnym miejscu autor napisał: "Powieść kryminalna to w ogóle żerowanie na najniższych gustach pospólstwa", to zapewne książka podobałaby mi się o wiele bardziej.

Jedna noc w „Carltonie” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jedna noc w „Carltonie”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wracając na górę i ponownie schodząc, nie zauważył pan niczego podejrzanego i nikogo pan nie spotkał?

– Wchodząc spotkałem kierownika i widziałem, że z drugiego piętra schodzi pani Miedzianowska. W drodze powrotnej nie dostrzegłem niczego nadzwyczajnego i nikogo nie widziałem.

Kiedy Krabe dopełnił swoim podpisem formalności przesłuchania i wyszedł, pułkownik zwrócił się do podporucznika:

– Te zeznania obalają pańską koncepcję, że przestępcą może być Jacek Pacyna. Musiałby czaić się na balkonie już wtedy, gdy Krabe wyglądał przez szybę. Gdyby nawet nie zauważył narciarza, musiałby zobaczyć drabinę.

– A niech to…! Każde następne przesłuchanie, gmatwa coraz bardziej tę przeklętą sprawę! Przecież przestępca miał bardzo mało czasu na ukrycie biżuterii. Znaleźlibyśmy ją, gdyby napastnikiem był jeden z wczasowiczów. Nie mógł jej wynieść z „Carltonu”, jak nie wyniósł młotka.

– Młotek mógł wyrzucić – obstawał przy swoim pułkownik – podobnie jak wyrzucił kasetkę. Jeżeli tego nie zrobił, miał w tym jakiś plan. Ale jaki? Rozwiązanie zagadki – młotek i drabina – wskaże nam zbrodniarza.

– Po co Krabe przyznał się, że wracał po papierosy? Nikt go o to nie pytał i nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym. A może wracając wziął młotek, trzasnął jubilera, zabrał brylanty, a potem spokojnie powrócił do salonu, aby popatrzeć na „Kobrę”?

– Gdyby tak zrobił – zabrakłoby mu czasu na ukrycie biżuterii. Jego nieobecność w salonie trwała krótko. Najlepszy tego dowód, że nikt jej nie zauważył. Ktoś wprawdzie wspominał w swoich zeznaniach, że literat wchodził na górę po papierosy, ale umieszcza ten fakt o wiele później, po wykryciu przestępstwa, wtedy gdy wszyscy, prócz kierownika i Rogowiczowej, powrócili do salonu i czekali na przyjazd pogotowia i milicji. A poza tym drabina? Krabe nie miał możliwości przystawienia jej do balkonu, bo nie opuszczał willi.

– W czasie każdego przesłuchania – westchnął podporucznik – wydaje mi się, że wiem, kto jest przestępcą. Tymczasem zeznania następnej osoby obalają te poszlaki i wskazują inny trop – po to tylko, aby i ten okazał się fałszywy po kolejnym przesłuchaniu. I tak w kółko.

– Znane są w matematyce – zauważył pułkownik – zadania dające wiele rzekomo prawdziwych rozwiązań. Są to jednak tylko pozory, bo prawdziwe rozwiązanie jest jedno. Spotykamy się w tej sprawie z podobnym zjawiskiem. Rozwiązanie jest jedno. Później wyda się ono nam bardzo proste i łatwe. Na razie błądzimy po fałszywych śladach. W tej chwili wiemy, że dwadzieścia minut przed wypadkiem redaktor Burski był w pokoju jubilera. Nie pozostaje nam nic innego, jak posłuchać jego opowieści. Może ona dorzuci jakąś ważną cegiełkę do rozwiązania zagadki!

Podporucznik polecił sprowadzić do jadalni redaktora Andrzeja Burskiego.

Rozdział X

W przeciwieństwie do większości przesłuchiwanych Andrzej Burski pragnął podkreślić swoim zachowaniem, że kontakty z milicją są dla niego sprawą powszednią, a takie przesłuchanie nosi charakter rozmowy towarzyskiej. Toteż z wielką pewnością siebie zajął miejsce naprzeciwko podporucznika, założył nogę na nogę i rozejrzał się wokoło.

– Jakże się cieszę – powiedział – że nareszcie mam okazję poznać osobiście podporę Komendy Głównej MO, słynnego pułkownika Edwarda Lasotę. Wiele o panu słyszałem od naszego wspólnego przyjaciela, pułkownika Włochowicza. Również generał wspominał pana w słowach niezmiernie pozytywnych.

Pułkownik bez słowa lekko kiwnął głową.

– No, a jak panom idzie? Macie już jakieś ślady? Przyznam się, że dla mnie, dziennikarza, jest to szczęśliwy zbieg okoliczności, znaleźć się w samym środku tak poważnej sprawy. Niektórzy moi koledzy dużo by dali, aby być na moim miejscu. Zgodzi się porucznik, że nie udzieliłby pan żadnej informacji dziennikarzowi, poza krótką informacją o napadzie i zaginięciu cennej biżuterii? Tymczasem ja siedzę z panami i razem głowimy się nad rozwiązaniem tej zagadki. To niesłychana gratka. Czuję, że moje sprawozdanie będzie bestsellerem o światowym zasięgu. Może nawet następną powieść osnuję na tle tych wydarzeń? Oczywiście ubarwię ją odpowiednio, bo rzeczywistość jest zwykle zbyt prosta i łatwa do odgadnięcia. Natomiast w rasowym „kryminale” czytelnik musi się nagłowić od pierwszej kartki aż do ostatniego rozdziału nad znalezieniem sprawcy, aby w końcu stwierdzić, że wszystkie jego dociekania były błędne, bo rozwiązanie jest inne. Kogo podejrzewacie?

– Właściwie – zauważył podporucznik – zaprosiliśmy pana tutaj nie po to, aby odpowiadać na jego pytania, lecz aby usłyszeć odpowiedź na kilka naszych pytań.

Burski machnął lekceważąco ręką.

– Niestety, nic nie wiem, mam za to kilka ciekawych koncepcji. Zgadzacie się chyba, że piękna Zosieńka maczała w tym swoje paluszki?

– Tak pan mniema?

– Jakże mogło być inaczej? Mieszka tuż obok. Doskonale orientuje się w zwyczajach jubilera. Była z nim bardzo zaprzyjaźniona, a on miał do niej wiele sentymentu. Ona zresztą interesuje się każdym i musi wiedzieć, kto co robi i z kim robi. Podpatrywanie innych jest, obok niewybrednych flirtów i chęci imponowania otoczeniu, jej głównym zajęciem.

– Widzę, że pani Zachwytowicz nie cieszy się pana uznaniem?

– Co mnie obchodzi taka… artystka?

– Ale dlaczego pan twierdzi, że to ona zrabowała klejnoty?

– Któż inny mógłby to zrobić?

– Na przykład pan. Był pan bodaj ostatnim człowiekiem, z którym rozmawiał jubiler przed napadem.

Burski nagle zaniemówił. Chwilę pokonywał zmieszanie, aby roześmiać się nieszczerze.

– Panowie są w żartobliwym nastroju.

– Przeciwnie, mówię poważnie. Jest pan jednym z podejrzanych i to bardzo poważnie podejrzanych.

– Nonsens – dziennikarz wzruszył ramionami.

– O godzinie 20.40 był pan w pokoju jubilera. Po panu nikt już nie widział Dobrozłockiego, aż do chwili znalezienia go z rozbitą głową.

– Nikt go nie widział? Przecież pan Dobrozłocki wyszedł z pokoju razem ze mną i zszedł na dół. Mówił, że idzie zatelefonować i przypomnieć Rózi o przyniesieniu szklanki herbaty do lekarstwa. Zapytajcie pokojówki, musi to potwierdzić.

– Co z tego, że potwierdzi? Pan wiedział, że jubiler opuszcza swój pokój tylko na chwilę. Mógł się pan na niego zaczaić i czekać z młotkiem na jego powrót.

– Poszedłem na górę – na czole dziennikarza wystąpiły krople potu – do swojego pokoju. Widziała to pani Miedzianowska, bo właśnie wychodziła od siebie i szła na dół.

– A kto nam zaręczy, że po pół minucie nie zszedł pan piętro niżej? Może właśnie wtedy decydował się pan na morderstwo i może wrócił pan na górę po młotek?

– Przecież młotek leżał na dole. W hallu, na kanapce. Wszyscy go tam widzieli.

– Skąd pan wie, że właśnie tym młotkiem popełniono zbrodnię?

– Spędziłem tyle czasu w salonie w oczekiwaniu swojej kolejki, że coś niecoś przeniknęło do mojej świadomości. Kierownik mówił, że milicja znalazła młotek ze śladami krwi. Później pani Zosia wstąpiła po płaszcz i szal i mówiła, jak to wypytywano ją o ten młotek i gdyby przypuszczała, że tak się stanie, nie podniosłaby go ze schodów.

– Po co pan poszedł do jubilera?

– Jako mediator. Ten wariat, mówię naturalnie o naszym malarzu Ziemaku, nie miał nic lepszego do roboty, jak pójść do Dobrozłockiego i nawymyślać mu od ostatnich. Tak krzyczał, że słyszałem na drugim piętrze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Jedna noc w „Carltonie”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jedna noc w „Carltonie”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie
Jerzy Żuławski
Jerzy Pilch - The Mighty Angel
Jerzy Pilch
Jerzy Kosiński - The Painted Bird
Jerzy Kosiński
Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego
Jerzy Edigey
Edigey Jerzy - Król Babilonu
Edigey Jerzy
Jerzy Edigey - Walizka z milionami
Jerzy Edigey
Jerzy Andrzejewski - Ład Serca
Jerzy Andrzejewski
Joanna Chmielewska - Dwie Głowy I Jedna Noga
Joanna Chmielewska
Jerzy Pilch - Miasto utrapienia
Jerzy Pilch
Jerzy Andrzejewski - Miazga
Jerzy Andrzejewski
Jerzy Żuławski - Zwycięzca
Jerzy Żuławski
Отзывы о книге «Jedna noc w „Carltonie”»

Обсуждение, отзывы о книге «Jedna noc w „Carltonie”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x