– I jak chcesz z tego wybrnąć?
– Zatelefonuję do ciebie. Będę wygadywał jakieś bzdury. Puść wszystko mimo uszu i zapamiętaj tylko adres. Zatelefonuj potem do Mustafy, podaj mu ten adres i powiedz, jak się tam dostać. – Gdy obmyślał całą tę intrygę, wszystko brzmiało zupełnie prawdopodobnie, ale teraz wydało mu się szyte bardzo grubymi nićmi.
Jednak po Jane nie było widać, aby nabrała jakichś podejrzeń.
– To nic trudnego – stwierdziła.
– Świetnie – powiedział wesoło Ellis, nie dając po sobie poznać, jak mu ulżyło.
– A kiedy będziesz w domu, licząc od tego telefonu?
– Za niecałą godzinę. Chcę zaczekać i zobaczyć, jaka będzie reakcja na tę niespodziankę, ale od lunchu jakoś się wymówię. Jane zachmurzyła się nagle.
– Ciebie zaprosili, a mnie nie. Ellis wzruszył ramionami.
– To chyba uroczystość w męskim gronie. – Sięgnął po leżący na nocnym stoliczku notes i zapisał w nim „Mustafa” z numerem telefonu obok.
Jane wstała z łóżka i poszła do kabiny, żeby wziąć prysznic. Otworzyła drzwi i przekręciła kurek. Jej nastrój zmienił się. Nie uśmiechała się już.
– Co cię ugryzło? – spytał Ellis.
– Nic mnie nie ugryzło – odparła. – Tylko czasami nie podoba mi się sposób, w jaki traktują mnie twoi przyjaciele.
– Wiesz przecież, jacy są Turcy w stosunku do dziewcząt.
– No właśnie – dziewcząt. Nie mają nic przeciwko szanującym się kobietom, ale ja przecież jestem dziewczyną. Ellis westchnął.
– To nie w twoim stylu, żeby przejmować się zadawnionymi uprzedzeniami garstki szowinistów. Powiedz, co ci naprawdę leży na sercu?
Przez chwilę stała nago obok natrysku, zastanawiając się. Wyglądała tak ponętnie, że Ellis znowu nabrał na nią ochoty.
– Wydaje mi się – powiedziała wreszcie – że męczy mnie po prostu moja sytuacja. Wszyscy wiedzą, że się zaangażowałam – nie sypiam z nikim innym, nawet nie pokazuję się na mieście z innymi mężczyznami – ale twojego zaangażowania nie widzę. Nie mieszkamy ze sobą, nie wiem, gdzie chodzisz ani co robisz przez większość czasu, nigdy nie spotkaliśmy się z rodzicami któregoś z nas… a ludzie to widzą i traktują mnie jak dziwkę.
– Chyba przesadzasz.
– Zawsze tak mówisz. – Weszła pod prysznic i zatrzasnęła za sobą drzwi. Ellis, z szuflady, w której trzymał swoje przybory toaletowe, wyjął brzytwę i zaczął się golić nad kuchennym zlewem. Nieraz już, często nawet w ostrzejszej formie, dyskutowali na ten temat i doskonale wiedział, o co chodzi: Jane chciała, żeby zamieszkali razem.
Oczywiście, on też tego pragnął; pragnął ją poślubić, związać się z nią na resztę życia. Ale z tym musiał zaczekać, aż wywiąże się ze swojej misji. Tego jednak nie mógł jej powiedzieć, wymigiwał się więc odzywkami w rodzaju „nie jestem jeszcze gotów” albo „potrzeba mi czasu”, a te niezrozumiałe uniki tylko ją złościły. Dla niej rok był wystarczająco długim okresem, by po mężczyźnie, którego kochała, oczekiwać jakiegoś śladu zaangażowania. I miała oczywiście rację. Ale jeśli dzisiaj wszystko pójdzie dobrze, będzie mógł wreszcie uregulować tę sprawę.
Skończył golenie, owinął brzytwę w ręcznik i schował do swojej szufladki. Jane wyszła spod prysznica, zajął więc jej miejsce. Nie odzywamy się do siebie, pomyślał; jakoś głupio wyszło.
Podczas gdy brał prysznic, zaparzyła kawę. Ubrał się szybko w wytarte dżinsy i czarny podkoszulek z krótkimi rękawkami i usiadł naprzeciwko niej przy małym mahoniowym stoliczku.
– Chcę z tobą poważnie porozmawiać – powiedziała rozlewając kawę do filiżanek.
– Zgoda – przystał skwapliwie – najlepiej przy lunchu.
– A dlaczego nie teraz?
– Nie mam czasu.
– Czy urodziny Rahmiego są ważniejsze od naszego związku?
– Naturalnie, że nie – Ellis usłyszał w swym tonie irytację i wewnętrzny głos ostrzegł go: „Uważaj, możesz ją stracić”. – Ale obiecałem, a dotrzymywanie obietnic jest dla mnie bardzo ważne; natomiast to, czy odbędziemy tę rozmowę teraz, czy później, nie ma chyba większego znaczenia.
Twarz Jane przybrała ten tak dobrze mu znany zawzięty, nieustępliwy wyraz, który pojawiał się zawsze, gdy podjęła już jakąś decyzję, a ktoś usiłował ją od niej odwieść.
– A dla mnie ma znaczenie, żebyśmy porozmawiali teraz – oświadczyła stanowczo.
Przez chwilę miał ochotę powiedzieć jej całą prawdę. Ale nie tak to sobie wcześniej zaplanował. Czasu było mało, myśli miał zajęte czym innym i nie był przygotowany do rozmowy. O wiele lepiej będzie odłożyć to na później, kiedy oboje się rozluźnią i będzie mógł jej oznajmić, że jego misja w Paryżu dobiegła końca.
– Wydaje mi się, że sama nie wiesz, czego chcesz, a ja nie dam się terroryzować – powiedział. – Proszę cię, odłóżmy tę rozmowę na później. Teraz muszę już lecieć. – Wstał.
– Jean-Pierre zaproponował mi, żebym pojechała z nim do Afganistanu – rzuciła za nim, gdy był już przy drzwiach.
Zaskoczenie było tak zupełne, że minęła dłuższa chwila, zanim do Ellisa dotarł sens jej słów.
– Mówisz poważnie? – spytał z niedowierzaniem.
– Absolutnie poważnie.
Ellis wiedział, że Jean-Pierre jest zakochany w Jane. Tak samo zresztą jak pół tuzina innych mężczyzn: w przypadku takiej dziewczyny było to nieuniknione.
Żadnego z tych mężczyzn nie można jednak było uważać za poważnego rywala; tak przynajmniej sądził aż do tej chwili. Powoli dochodził do siebie.
– Chciałabyś zakwefiona zwiedzać strefę działań wojennych?
– To nie jest temat do żartów! – zaperzyła się. – Mówię o moim życiu. Potrząsnął z powątpiewaniem głową.
– Nie możesz jechać do Afganistanu.
– Dlaczego?
– Bo mnie kochasz.
– Nie stawia mnie to do twojej wyłącznej dyspozycji.
Przynajmniej nie powiedziała: „Nie, nie kocham cię”. Spojrzał na zegarek.
Śmieszne – za kilka godzin zamierzał jej opowiedzieć wszystko, co chciała usłyszeć.
– Wcale tak nie uważam – powiedział. – Mówimy o naszej przyszłości, a do takiej rozmowy trzeba się przygotować.
– Nie będę czekała w nieskończoność – oznajmiła.
– Przecież nie proszę cię, żebyś czekała w nieskończoność, proszę tylko, żebyś zaczekała do lunchu. – Dotknął jej policzka. – Nie kłóćmy się o te parę godzin.
Wstała i pocałowała go mocno w usta.
– Nie pojedziesz do Afganistanu, prawda? – spytał.
– Nie wiem – odparła szczerze.
– Byle tylko nie przed lunchem – zdobył się na uśmiech. Uśmiechnęła się także i skinęła głową.
– O to możesz być spokojny.
Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę i wyszedł.
* * *
Szerokie bulwary Champs-Elysees roiły się od turystów i paryżan, którzy korzystając z ciepłego wiosennego słońca wylegli na poranną przechadzkę i kłębili się tłumnie na chodnikach oraz wypełniali szczelnie wszystkie kawiarniane ogródki. Ellis stał w pobliżu umówionego miejsca z plecakiem, który nabył w sklepiku z tanimi wyrobami kaletniczymi. Wyglądał na Amerykanina podróżującego autostopem po Europie.
Szkoda, że Jane akurat ten dzień wybrała sobie na kłótnię: będzie teraz rozpamiętywała tę rozmowę i zanim się z nim spotka, wprawi się w wojowniczy nastrój.
No nic, będzie musiał poświęcić trochę czasu na wygładzenie jej nastroszonych piórek.
Usunął Jane ze swych myśli i skoncentrował się na czekającym go zadaniu.
Читать дальше