Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Jeśli chodzi o pilnowanie, to środki ostrożności, jakie pan podjął, faktycznie wydają się nieco… przesadne. - Odchrząknąłem dyplomatycznie.

- Widział pan miejscowych?

- Ach… Teraz rozumiem - mruknąłem.

- Oni jakoś się dowiedzieli o moich doświadczeniach i sądzą, że pędzę bimber.

- No tak…

Pół godziny później odjeżdżałem spod domu alchemika z wyładowanym butelkami bagażnikiem. Zapłaciłem mu pieniędzmi i kserokopią rzadkiego wydania dzieła Paracelsusa De occulta philosophia, którą przezornie wziąłem ze sobą. Mimo że nie zdobyłem tego, czego chciałem, nie byłem niezadowolony. Czasem człowiek znajduje coś, co przyda mu się innym razem, a dla tej wódki mogłem sobie wyobrazić wiele zastosowań, w tym - niezwiązanych z alchemią…

* * *

- Weźmiesz udział w konferencji, potem będziesz miał wolne - powiedział Davidoff. - Ktoś musi reprezentować naszą katedrę. Sam bym pojechał, ale nie mogę z powodu… reorganizacji wydziału.

Westchnąłem ciężko, na uniwersytecie rozpoczynała się kolejna runda walk frakcyjnych, szumnie nazywana „reorganizacją”. Ponieważ nie interesowało mnie to kompletnie, a Davidoff nie potrzebował mojego wsparcia, nie miałem nic przeciwko wyjazdowi. Niemniej jednak nie szkodziło trochę postękać. Jeśli tego nie zrobię, następnym razem zostanę wysłany do Mozambiku - mój szef miał szerokie kontakty zawodowe.

- I co tam będę robił? Po tej konferencji?

- Pozwiedzasz sobie Arbat, obejrzysz Kreml. - Rosjanin nie wyglądał na specjalnie przejętego moimi uwagami. - Aha, pojedziesz samochodem z Antonem.

- Samochodem?! Przecież to potrwa kilka dni dłużej!

- I tak nie masz tu nic do roboty. Wrócić możesz zresztą samolotem. Anton musi coś przewieźć do Rosji, a samolotem byłoby trudno. A i ty, skoro weźmiesz tę alchemiczną wódkę…

- Wódkę do Rosji? To jak drzewo do lasu albo kokainę do Kolumbii.

- No, no… nie bądź skąpy - napomniał mnie Davidoff. - Sam wiesz, że musisz nawiązać przyjacielskie kontakty z odpowiednimi ludźmi.

Odchrząknąłem niepewnie. Parę miesięcy temu zmieniło się kierownictwo polskich resortów siłowych. Decydenci poszli wreszcie po rozum do głowy i postanowili skorzystać z ogromnego doświadczenia bojowego naszych wschodnich sąsiadów w dziedzinie zwalczania terroryzmu. Struktury antyterrorystyczne na świecie tworzyły coś w rodzaju międzynarodówki i współpracowały ze sobą, nie zwracając specjalnej uwagi na różnice polityczne. Z nieznanych mi przyczyn zostałem wyznaczony do nawiązania bliższych kontaktów ze Specnazem, choć moje związki z polskimi siłami specjalnymi były dość luźne. Oczywiście nie byłem jedyną, czy nawet najważniejszą osobą, która miała działać w tym kierunku, ale, tak czy owak, nałożono na mnie pewne zobowiązania. Niestety, sprawa nie była łatwa, po obu stronach istniały pewne przeszkody i czysto biurokratyczna niechęć do całego przedsięwzięcia.

- Więc myśli pan, że jeśli ich poczęstuję tą wódką… - zawiesiłem głos.

- Na pewno zwiększą się szanse na to, że cię wysłuchają - odparł Davidoff. - Nie chodzi o to, że ich przekupisz, jednak przywożąc prezent, okażesz szacunek, a to się liczy.

- Jak ja to przewiozę przez granicę? Czterdzieści litrów wódki?!

- Kombinuj. - Rosjanin wzruszył ramionami.

Od wiejskiego alchemika kupiłem niemal pięćdziesiąt litrów, ale cztery flaszki zabrał mi profesor po zapoznaniu się z tym nietypowym w końcu produktem „królewskiej sztuki”. Podejrzewałem, że wódka będzie niespodzianką na jakimś przyjęciu dla profesury, Davidoff lubił się popisywać. No cóż, pozostawało mi mieć nadzieję, że zasmakuje ona także chłopcom ze Specnazu…

* * *

Polscy i białoruscy celnicy przepuścili nas bez żadnych problemów - poprosiłem jednego ze znajomych, żeby zadzwonił gdzie trzeba. Niestety, Rosjanie nie byli tak wyrozumiali. Skontrolowali dokładnie nasze dokumenty, obejrzeli tajemniczy pakunek Antona i jeden z nich, wysoki, szczupły mężczyzna, nakazał gestem otwarcie bagażnika. Posłusznie wykonałem polecenie. Większość miejsca zajmowało ogromnych rozmiarów brezentowe torbiszcze, w środku - nie da się ukryć, brzęczało szkło… Celnik stanowczym ruchem rozsunął zamek błyskawiczny i zapatrzył się oniemiały w czterdzieści litrowych butelek wódki. Wyciągnął jedną i już odwracał się, by wezwać kolegów, gdy jego wzrok zatrzymał się na etykietce. Ta ostatnia, aczkolwiek nieźle skomponowana, nie była aż takim dziełem sztuki, by przyprawić człowieka o bezdech, zapewne chodziło o odbity na ukos rosyjski napis: „Zarezerwowano dla Specnazu GRU”. Sam pomysł poddała mi Anna, załatwiła także skądś pieczątkę. Celnik zbaraniał, podobnie Anton. Nie zawracałem mu wcześniej głowy detalami dotyczącymi zawartości mojej torby.

- Dobrze by było, gdyby ktoś pokazał legitymację albo coś w tym guście - mruknąłem w przestrzeń.

Gdyby wzrok zabijał, byłbym już martwy. GRU to rosyjski wywiad wojskowy i jego pracownicy raczej nie wymachują dokumentami, aby załatwić przewóz nadnormatywnego alkoholu. Anton nie należał do wyjątków, lecz w tej sytuacji mógł wybierać jedynie między małym problemem i dużo większym problemem - gdyby celnik podniósł alarm. Zgrzytając zębami, machnął przed oczyma urzędnika jakimś dokumentem i po chwili jechaliśmy dalej. Przez jakąś godzinę mój towarzysz wyrażał opinię na temat prowadzenia się moich przodków ze szczególnym uwzględnieniem linii żeńskiej. Znam świetnie rosyjski, ale parę razy musiałem pytać o znaczenie niektórych wyrazów. Z gatunku takich, jakich raczej nie zamieszczają w żadnych słownikach… Nie polemizowałem z nim, zwróciłem mu jedynie uwagę na konieczność zachowania pewnego dystansu w przypadku drobnych trudności życiowych. Wtedy przerzucił się na groźby dotyczące naruszenia mojej nietykalności fizycznej. Po jakimś czasie mamrotane monotonnym głosem przekleństwa sprawiły, że opadły mi powieki. Zasnąłem.

Kiedy dojechaliśmy do Moskwy, zatrzymałem się w czterogwiazdkowym hotelu Aerostar na Leningradzkim Prospekcie. Anton pojechał do tajemniczego ośrodka szkoleniowego Specnazu pod Moskwą. Miałem do niego dołączyć za dwa dni, po konferencji. Przez ten czas zamierzałem skorzystać ze wszystkich dostępnych w okolicy udogodnień cywilizacyjnych. Jedna z hotelowych restauracji, „Borodino”, uchodziła za najlepszą w Moskwie. Podejrzewałem, że w podmoskiewskim centrum treningowym nie zaznam wielu wygód…

* * *

Konferencyjne dyskusje były długie, nudne i męczące. Niemal równie wyczerpujące okazało się życie towarzyskie, jakie profesura prowadziła wieczorami. Na szczęście nadmiar alkoholu mogłem wypocić w saunie, a fachowa obsługa wiedziała, jak pomóc dręczonym kacem gościom.

Ostrożnie pociągnąłem łyk zimnego piwa i odetchnąłem głęboko, czując, jak po pomieszczeniu rozchodzą się kłęby aromatyzowanej pary. Siedziałem półnagi na wygodnej kamiennej ławie. Ręcznik, którym byłem owinięty w pasie, zamienił się już dawno w mokry łachman, przesiąknięty potem i wilgocią. Miałem nadzieję, że dojdę do siebie przed przyjazdem Antona. Zerknąłem na zegarek - została godzina. Zamieniłem piwo na wodę mineralną z dodatkiem soku brzozowego i przymknąłem oczy. Miałem jeszcze trochę luzu.

Pięć minut przed czasem czekałem już na parkingu przed hotelem. Niosłem tylko niewielką walizeczkę, nie lubię zabierać w podróż dużego bagażu, wódkę zostawiłem w bagażniku Antona. Miałem nadzieję, że jest bezpieczna, mimo iż znajduje się w siedlisku Specnazu. Samochodem mojego kumpla przyjechał jednak kompletnie nieznany mi mężczyzna. Niewysoki, szczupły, ostrzyżony na jeża, nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Jednak kiedy wysiadł, zauważyłem, że jego ruchy są oszczędne i precyzyjne, jak u kogoś, kto całkowicie kontroluje swoje ciało. Przywitał się ze mną krótko i po chwili jechaliśmy już do centrum treningowego. Prowadził swobodnie, przeważnie używając jednej ręki. Nie wyglądał na szpanera, raczej jak ktoś, kto został wytrenowany, by mieć w czasie jazdy wolną dłoń, do zadań niekoniecznie związanych z kierowaniem pojazdem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola»

Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x