Towarzystwo nudziło się piekielnie. Wszystkie te osoby, oderwane od swojej codziennej pracy, skazane na bezczynność, przygodnie skupione w jednym dworze, nie wiedziały co robić ze sobą. Nie umiały się bawić, a nie miały okazji do roboty. Stąd rodziły się kwasy, dąsy, zadrażnienia.
Doktorowa była zdania, że urzędniczka jest za chuda i dała jej to do zrozumienia ze zwykłą swoją wylewną szczerością.
– Ach, pani kochana, pani powinna więcej jadać, a toż pani chuda, chuda, jak ta szczapa.
Urzędniczka poczuła się dotknięta nie tyle stwierdzeniem jej chudości, ile porównaniem do szczapy. Uznała, że doktorowa jest niedelikatna i dała jej to do zrozumienia, mówiąc:
– Nie chciałabym zanadto utyć, gdyż osoby tłuste stają się czasem zbyt… ciężkie.
– A toż ja z dobrego serca! – wykrzyknęła oburzona doktorowa. – Ja do pani z całą szczerością, a pani do mnie jadowicie! Słusznie mówią, że chudość po woduje kwasy. Dziwię się pani!
– A ja się pani nie dziwię! – odparła urzędniczka, nie bez ironii spoglądając na zbyt daleko posunięte okrągłości doktorowej. – Wcale się pani nie dziwię. Trudno panować nad sobą, gdy człowiek rozlewa się na wszystkie strony. Nie prawdaż? – zwróciła się do pani Ochołowskiej.
Przepraszam, nie słyszałam, o czym panie mówiły – odpowiedziała zażenowana właścicielka, nie chcąc się mieszać do sporu.
Pani zawsze buja myślami daleko od swoich gości – rzekła urzędniczka, tym razem bardzo słodko.
Bójże się pani Boga! A toż pani Ochołowska potąd już chyba ma naszego towarzystwa – zawołała ze zwykłą szczerością i bezpośredniością doktorowa. – Czy to można wymagać?! Czy to myśmy krewni jacy, albo goście przyjemnościowi?!
– Panie nie umieją obcować ze sobą – wtrącił surowo radca Szymczyk. Pod wpływem tego przekonywającego orzeczenia towarzystwo zamilkło. Jednakże obie panie miały żal do pani Ochołowskiej, że nie stanęła w ich obronie. Poza tym doktorowa, rozżalona do głębi, snuła plany zemsty. Od dawna już zauważyła, że urzędniczka ma fatalne wyrzuty na plecach, które widać przez lekką, przejrzystą bluzeczkę i kilka razy chciała jej to powiedzieć „w jej własnym interesie” – ale dotąd wstrzymywała się. Obecnie postanowiła nie hamować dłużej swej spontanicznej szczerości.
A u pani kochanej widać kro… – zaczęła śpiewnie, gdy wtem ujrzeli na ścieżce Maję i Leszczuka. Obie spojrzały po sobie znacząco. To już zakrawało na skandal. Biedna Ochołowska! Czyż ona niczego nie widzi.
Państwo znowu byli na spacerze? – zaakcentowała wyraźnie urzędniczka, zerkając na panią Ochołowska.
Maja podchodziła zwolna, bawiąc się scyzorykiem. Leszczuk przystanął w pewnej odległości.
– A pani znowu mówi, że my znowu byliśmy na spacerze? – powiedziała arogancko przez zaciśnięte zęby. W jej głosie było tyle wielkopańskiego lekceważenia, tak oczywista pewność, że ona, Maja, nie potrzebuje się liczyć ze zdaniem tej pani – że twarz urzędniczki uczyniła się blada w czerwone plamy.
– Każdy dobiera sobie towarzystwo wedle gustu i upodobania! – odrzekła.
Właśnie. I uważam, że byłoby zbyt okrutne robić trudności tym osobom, które dążą… do lepszego towarzystwa! – Maja przyjrzała się urzędniczce w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że ją ma na myśli, po czym zwróciła się do matki.
Czy ci nie chłodno, mamo?
– Majeczko – szepnęła pani Ochołowska – idź do domu i poczekaj na mnie na górze. Zaraz przyjdę.
Tyle powagi i bólu było w jej głosie, że dziewczyna stropiła się.
– Dobrze – odpowiedziała głucho.
Po jej odejściu urzędniczka zwróciła się do pani Ochołowskiej.
– Poproszę o rachunek dziś wieczór. Jutro wyjeżdżam.
– Dobrze. Rachunek otrzyma pani dziś po kolacji.
Pani Ochołowska pożegnała panie skinieniem głowy i skierowała się w stronę domu. Starała się nie myśleć o tym, co mogły mówić teraz te dwie rozszalałe paniusie, jakie morze żółci, brudnych podejrzeń, inwektyw wylewały na nią i na Maję. Zresztą wszystko to bladło wobec konieczności rozmówienia się z Mają – póki nie będzie za późno. Trener musi wyjechać jak najprędzej! Ale czy pomówić z nią otwarcie, czy też nie stawiać raczej kropek nad i? Może lepiej nie nasuwać jej młodej wyobraźni tych podejrzeń, które by dopiero mogły sprowadzić ją na bezdroża. A nuż ona nie widzi nic złego w swobodnym koleżeństwie z Leszczukiem na gruncie sportu.
– Dlaczegoś to zrobiła? – spytała córkę, gdy znalazły się same w jej pokoju. – Straciłam gościa. Panna Wyciskówna zażądała rachunku i wyjeżdża jutro.
– Bardzo mi przykro. Niech sobie nie pozwala za dużo ta chamka.
– Maja, taka wyniosłość w ogóle nie ma sensu, a już dziś w naszych warunkach jest po prostu śmieszna.
– Żeby płaciła góry złota, to bym jej nie trzymała. Mama słyszała jej głupie aluzje. Ja nie pozwolę na to, żeby byle kto robił mi jakieś uwagi.
– Ale chodzisz z byle kim do lasu.
– A to i mama podchodzi do tego z punktu widzenia panny Wyciskówny? Przede wszystkim Leszczuk nie jest byle kto, jest nawet lepszy ode mnie – po wiedziała dziecinnie.
– Jak to lepszy od ciebie?
– Lepszy, bo mnie bije w tenisie. A po wtóre przecież to jest prosty chłopak, na poziomie nieomal służącego. Czy mama może podejrzewa mnie o flirt z Leszczukiem?
Na dnie jej słów drgała obraza. Matka znała niesłychaną ambicję córki – nie miała odwagi powiedzieć jej o „podobieństwie”.
– Majuś – rzekła ujmując ją ciepło za rękę – nie wiem… może masz rację… Ale ludzie widzą to inaczej. Masz najlepszy dowód: Wyciskówna… Jeżeli więc chcesz to zrobić dla mnie, niech on wyjedzie pod tym czy innym pozorem. Zrezygnuj z tej partii.
– O, nie – wycedziła Maja przez zęby.
Była bardzo blada i odwróciła głowę.
– To jest dla mnie obrażające! Ja nie będę nawet brała pod uwagę takich niesłychanych… To mnie obraża! Radzę niech mama nigdy ze mną w ten sposób, bo ja… Leszczuk zostanie i koniec!
Wybiegła z pokoju. Pani Ochołowska załamała ręce. Zupełnie nie umiała poradzić sobie z córką!
Ale gwałtowna i pogardliwa reakcja Maji uspokoiła ją przynajmniej pod tym względem, że nie może być mowy o żadnym romantycznym niebezpieczeństwie. Ambicja uchowają lepiej od najlepszych rad matczynych.
Skąd jednak w tej dziewczynie tyle wzgardy? Dlaczegóż ja – myślała – wychowana przecież w innych warunkach i w czasach mniej demokratycznych, nigdy nie miałam tak absolutnego poczucia wyższości.
Pani Ochołowska zabrała się do rachunku panny Wyciskówny, ale czynność ta okazała się niepotrzebna, gdyż urzędniczka zjawiła się u niej zaraz po odejściu Maji.
Tonem lodowatym oświadczyła, że niewłaściwe zachowanie się panny Maji Wadzie na karb jej młodego wieku i nie chce zawstydzać ją natychmiastowym wyjazdem. Zresztą życzliwość jaką czuje dla pani Ochołowskiej także nie pozwala jej na ten krok zbyt radykalny Jest bowiem pewna, że – ze względu na wzburzenie reszty gości pensjonatowych – jej wyjazd spowodowałby także wyjazd innych osób. Dlatego postanawia zignorować na razie wybryk panny Maji pod warunkiem, oczywiście, że pani Ochołowska wpłynie na córkę. Co się tyczy spacerów i zabaw panny Maji, to ona nie zamierza wtrącać się w te sprawy, pozostawiając troskę o nie matce.
Pani Ochołowska podziękowała jej dość chłodno. Nie okazała ulgi, jakiej w głębi duszy doznała – wyjazd urzędniczki mógłby być rzeczywiście katastrofą dla świeżo założonego pensjonatu. Nie wiedziała jednak, iż szczęśliwe załatwienie incydentu zawdzięcza przede wszystkim doktorowej.
Читать дальше