Doktor chichocze.
– Wiedział pan, że co roku mamy ponad trzy tysiące przypadków dymienicy morowej?
– Nie- mówi tata.- Nie wiedziałem.
– Na szczęście wynaleziono antybiotyki.
Tata siada i bierze mnie za rękę.
– Dzięki Bogu.
Kobieta biegnąca na obrazie płoszy kurczęta. Dopiero teraz dostrzegam jej przestraszony wzrok, którym przyzywa mężczyznę. Zaraza, wielki pożar i wojna z Holendrami miały miejsce w jednym roku.- tysiąc sześćset sześćdziesiątym szóstym. Uczyłam się o tym w szkole. Miliony ciał wywożono wozami, wrzucano je do domów wypełnionych wapnem i grzebano bezimiennie. Ponad trzysta czterdzieści lat później nie było już śladu po tych, którzy wtedy przeżyli. Ze wszystkich elementów przedstawionych na obrazie pozostało tylko słońce. I ziemia. Myśląc o tym, czuję się bardzo mała.
– Zaraz poczujesz krótkie ukłucie- informuje doktor.
Tata głaszcze mnie po ręku kciukiem, kiedy do moich kości napływa fala gorąca. Przychodzą mi na myśl słowa:,, Na zawsze”. Myślę o tym, że na świecie znajduje się więcej zmarłych niż żywych, że jesteśmy otoczeni przez duchy. Powinno mnie to pocieszyć, ale tak nie jest.
– Ściśnij mnie za rękę- prosi tata.
– Nie chcę sprawiać ci bólu.
– Kiedy twoja mama cię rodziła, trzymała mnie za rękę przez czternaście godzin i nie powyrywała mi palców. Nie zrobisz mi krzywdy, Tess.
Przeszywa mnie coś w rodzaju prądu elektrycznego, jakby mój kręgosłup został zamknięty w tosterze i doktor wyszarpywał go stamtąd tępym nożem.
– Jak myślisz, co teraz robi mama?- pytam zmienionym głosem.
Trzymaj się. Mocno.
– Nie mam pojęcia.
– Prosiłam, żeby przyjechała.
– Naprawdę?- Tata jest wyraźnie zaskoczony.
– Pomyślałam, że już po wszystkim moglibyście pójść do kawiarni.
Tata marszczy brwi.
– Dziwny pomysł.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że stałam się drzewem wysuszonym przez słońce i moim jedynym pragnieniem jest sprowadzenie deszczu. Myślę o srebrnej wodzie rozpryskującej się na moich liściach, nasączającej korzenie, płynącej w żyłach.
Lekarz przekazuje studentce dane statystyczne. Mówi:
– Mniej więcej jeden na tysiąc pacjentów, przechodzących te badania, cierpi na skutek drobnego uszkodzenia nerwu. Istnieje również niewielkie ryzyko wystąpienia infekcji, krwawienia lub uszkodzenia chrząstki.- Wyciąga igłę.- Grzeczna dziewczynka. Już po wszystkim.
Prawie czekam, aż poklepie mnie po zadzie jak posłusznego konia. Nie robi tego. Macha mi przed oczami trzema wysterylizowanymi fiolkami.
– Zaniosę to do laboratorium- oświadcza i wychodzi bez pożegnania, po prostu wyślizguje się cicho z pokoju, ciągnąc za sobą studentkę. Jakby nagle zawstydził się tej chwili intymności między nami.
Za to pielęgniarka jest kochana. Rozmawia z nami, bandażując mi plecy gazą. Potem obchodzi łóżko i zatrzymuje się przy mnie z uśmiechem.
– Musisz chwilę poleżeć, kochanie.
– Wiem.
– Już to przerabiałaś, co?- Odwraca się do taty.- A co pan będzie robił w tym czasie?
– Posiedzę tutaj i poczytam książkę.
Pielęgniarka kiwa głową.
– Będę w pobliżu. Wie pan, na co trzeba zwracać uwagę po powrocie do domu?
Tata jest już profesjonalistą.
– Na dreszcze, gorączkę, sztywność karku i ból głowy, odwodnienie, krwawienie, stany otępienia lub osłabienia, ucisk w okolicach lędźwi.
Pielęgniarka jest pod wrażeniem.
– Świetnie!
Kiedy wychodzi, tata uśmiecha się do mnie.
– Dobrze się spisałaś, Tess. Już po wszystkim, co?
– Chyba, że wyniki będą kiepskie.
– Nie będą.
– Wtedy każą mi przychodzić na punkcję co tydzień.
– Cicho. Postaraj się zasnąć, malutka. W ten sposób czas minie szybciej.
Bierze książkę i rozsiada się na krześle.
Pod powiekami przelatują mi punkciki światła jak ogniste nietoperze. Słyszę szum krwi, tętni niczym końskie kopyta na bruku. Za szpitalnymi oknami zapada mrok.
Tata przewraca kartkę.
Na obrazie za jego plecami dym unosi się niewinnie z komina wiejskiej chatki. Kobieta biegnie z twarzą wykrzywioną przerażeniem.
– Wstawaj! Wstawaj!- wrzeszczy Cal. Naciągam kołdrę na głowę, ale on ją zrywa.- Tata mówi, że jeśli natychmiast nie wstaniesz, przyjdzie do ciebie z mokrą szmatą!
Przewracam się na drugi bok, jednak on jest szybszy. Stoi nade mną i krzywi się w uśmiechu.
– Tata mówi, że masz wstawać każdego ranka i coś robić.
Wymierzam mu solidnego kopniaka i znów naciągam kołdrę na głowę.
– Gówno mnie to obchodzi, Cal! Wynocha.
Dziwne, że nie przejmuję się, kiedy wreszcie wychodzi. Następuje inwazja dźwięków- Cal dudni piętami, zbiegając po schodach, z kuchni słychać brzdęk naczyń, kiedy otwiera drzwi i nie zamyka ich za sobą. Dobiegają mnie różne odgłosy- mleka nalewanego do miski z płatkami, łyżki unoszonej w górę. Tata syczy ze zniecierpliwieniem., próbując zetrzeć ścierką plamę ze szkolnej koszulki Cala. Kot zeskakuje na podłogę. Słyszę, jak tata otwiera szafę i wyjmuje kurtkę mojego brata. Wkłada mu ją, zasuwa zamek błyskawiczny i zapina guzik pod szyją, żeby nie zamarzł. Dochodzi mnie odgłos cmoknięcia i zaraz potem słyszę westchnienie- wielka fala rozpaczy spływa na dom.
– Idź się pożegnać- prosi tata.
Cal hałasuje, wbiegając po schodach, zatrzymuje się na chwilę pod moimi drzwiami, a potem wchodzi i zbliża się do łóżka.
– Mam nadzieję, że umrzesz, kiedy będę w szkole!- syczy mi do ucha.- Umrzesz w męczarniach i pochowają cię w jakimś okropnym miejscu, na przykład w sklepie z rybami albo w gabinecie stomatologicznym.
Pa, braciszku, pa, pa.
Tata zostanie w kuchennym rozgardiaszu w szlafroku i kapciach, nieogolony i przecierający oczy, jakby dziwił się, że jest sam. W ciągu kilku ostatnich tygodni wypracował sobie poranną rutynę. Po wyjściu Cala parzy kawę, sprząta ze stołu, zmywa naczynia i włącza pralkę. Zajmuje mu to około dwudziestu minut. Potem przychodzi do mnie i pyta, czy dobrze spałam, czy jestem głodna i o której wstanę. Zawsze w tej samej kolejności. Odpowiadam:,,Nie”,,,Nie” i,,Nigdy”, a wtedy on idzie się ubrać i schodzi na dół do komputera, przy którym przesiaduje godzinami, szukając w Internecie informacji, które mogą utrzymać mnie przy życiu. Mówiono mi, że proces żałoby dzieli się na pięć etapów. Jeśli to prawda, tata utknął na pierwszym: zaprzeczaniu.
Dzisiaj puka do mnie wcześniej niż zwykle. Nie zdążył wypić kawy ani pozmywać. Co się dzieje? Leżę nieruchomo, gdy wchodzi, cicho zamyka za sobą drzwi i zrzuca kapcie.
– Posuń się- prosi i unosi rąbek kołdry.
– Tato! Co robisz?
– Kładę się obok ciebie.
– Nie ma mowy!
Obejmuje mnie ramieniem tak, że nie mogę się ruszyć. Ma twarde kości. Czuję dotyk jego skarpetek na bosych stopach.
– Tato! Wynoś się z mojego łóżka!
– Nie.
Odpycham jego rękę i siadam, żeby mu się przyjrzeć. Cuchnie papierosami i piwem i wygląda starzej niż zazwyczaj. Słyszę bicie jego serca i nie podoba mi się to wszystko.
– Co ty wyprawiasz, do cholery?
– Nigdy ze mną nie rozmawiasz, Tesso.
– Myślisz, że to by coś zmieniło?
Wzrusza ramionami.
– Być może.
– Czy ty nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym weszła ci do łóżka, gdy śpisz?
– Robiłaś tak, kiedy byłaś mała. Mówiłaś, że to niesprawiedliwe, że musisz spać sama. Każdej nocy mama i ja braliśmy cię do naszego łóżka, bo czułaś się samotna.
Читать дальше