Obraca się na łóżku i mi się przygląda.
– Bo on jest nudny i brzydki. Masz mnie, więc po co się z nim zadajesz? Nie powinnaś była prosić go o narkotyki. Mówiłam, że to załatwię.
– Nie było cię.
– Ostatnim razem, kiedy się widziałyśmy, leżałaś w szpitalu, a ja przyszłam cię odwiedzić.
– Przypominam, że pobyt w szpitalu zawdzięczam tobie. Kazałaś mi wskoczyć do tej rzeki.
Zoey pokazuje mi język, więc odwracam się do okna. Adam przyjechał już dawno temu. Weszłyśmy do domu na pół godziny, a on w tym czasie zajął się grabieniem liści w ogrodzie. Myślałam, że po nas przyjdzie, ale może to my powinnyśmy pójść do niego.
Zoey staje obok mnie i obie mu się przyglądamy. Za każdym razem, kiedy wrzuca liście na wózek, wiatr część z nich porywa i rozrzuca z powrotem na trawie.
– Czy on nie ma nic lepszego do roboty?
Wiedziałam, że to powie. Zoey jest bardzo niecierpliwa. Gdyby posiała jakieś nasiona, wykopywałaby je codziennie, żeby sprawdzić, czy rosną.
– Uprawia ogród.
Przyjaciółka rzuca mi miażdżące spojrzenie.
– Jest opóźniony w rozwoju?
– Nie!
– Nie powinien studiować, czy coś w tym rodzaju?
– Chyba opiekuje się matką.
Patrzy na mnie, jakby domyślała się czegoś.
– Podoba ci się- mówi.
– Wcale nie.
– Właśnie, że tak. Zabujałaś się. Wiesz o nim takie rzeczy, o których nie miałabyś pojęcia, gdyby cię nie obchodził.
Potrząsam przecząco głową i usiłuję zmienić temat. Ale nic z tego. Zoey będzie sobie teraz ze mnie kpiła i rozdmucha całą sprawę.
– Pewnie codziennie sterczysz w oknie, żeby go szpiegować.
– Nie.
– Na pewno. Zapytam go, co o tobie myśli.
– Nie, Zoye!- krzyczę.
Ale ona biegnie do drzwi ze śmiechem.
– Spytam, czy chce się z tobą ożenić!
– Proszę cię, Zoey. Daj spokój.
Wreszcie wraca i kręci głową z niedowierzaniem.
– Myślałam, że znasz zasady, Tesso. Nigdy się nie zakochuj. To ogromny błąd!
– A ty i Scott?
– Z nami jest inaczej.
– Dlaczego?
Uśmiecha się.
– Łączy nas tylko seks.
– Nieprawda. Kiedy odwiedziliście mnie w szpitalu, nie odrywałaś od niego wzroku.
– Bzdura.
– Tak było.
Zoey prowadziła taki tryb życia, jakby rasa ludzka była na wymarciu i nic nie miało znaczenia. W towarzystwie Scotta stawała się jednak ciepła i uległa. Czy nie zauważyła tego?
Patrzyła teraz na mnie z taką powagą, że chwytam jej twarz w dłonie i ją całuję, bo chcę, żeby się uśmiechnęła. Ma miękkie usta i ładnie pachnie. Przychodzi mi na myśl, że mogłabym wyssać z niej zdrowe białe komórki, ale odpycha mnie, zanim mogę wypróbować swoją teorię w praktyce.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Bo wszystko psujesz. Idź do Adama i spytaj, czy ma grzyby.
– Sama idź.
Śmieję się.
– Chodźmy razem.
Ociera usta rękawem. Czuje się niepewnie.
– Dobrze. W twoim pokoju unosi się dziwny zapach.
Adam widzi, że idziemy w jego stronę. Odstawia grabie i podchodzi do ogrodzenia. Trochę kręci mi się w głowie na jego widok. Na dworze robi się jaśniej.
– To moja przyjaciółka, Zoey.
Kiwa jej głową na powitanie.
– Mnóstwo o tobie słyszałam!- oznajmia Zoey i wzdycha. Nagle wydaje się mała i bezradna. Wszyscy chłopcy, których znałam, uważali, że jest świetną laską.
– Naprawdę?
– O, tak! Tessa mówi o tobie bez przerwy.
Wymierzam jej kopniaka, żeby ją uciszyć, ale ona mnie ignoruje. Odgarnia włosy.
– Masz grzyby?- pytam, by odwrócić jego uwagę.
Sięga do kieszeni kurtki, wyjmuje małą plastikową torebkę i podaje mi. W środku są małe grzyby ciemnego koloru. Wyglądają tak, jakby nie zdążyły przybrać ostatecznego kształtu, wyrosły w sekrecie i nie były jeszcze gotowe zaistnieć dla świata.
– Skąd je wziąłeś?
– Zebrałem.
Zoey wyrywa mi torebkę i unosi w górę.
– Nie wiadomo, czy one są w ogóle jadalne. Może to jakieś muchomory?
– Nie- zaprzecza Adam.- To nie są Czapki Śmierci ani Anioły Zniszczenia.
Zoey marszczy brwi i oddaje mu grzyby.
– Chyba nie będziemy próbowały. Wolimy ekstazę.
– Możecie spróbować i tego, i tego- proponuje Adam.- Grzybów skosztujecie dzisiaj, a ekstazę zażyjecie kiedy indziej.
Zoey odwraca się do mnie.
– Co ty na to?
– Powinnyśmy spróbować- mówię.
Z drugiej strony, ja nie mam przecież niczego do stracenia.
Adam uśmiecha się.
– Świetnie. Chodźcie, zaparzę z nich herbatkę.
Ma tak czystą kuchnię, że mógłby ją pokazywać w telewizji. Nawet na suszarce nie stoją naczynia. To dziwne, jego dom jest odwrotnością mojego. I nie chodzi tu o lustrzane odbicie, raczej o panujący w nim porządek i ciszę.
Adam odsuwa dla mnie krzesło przy stole. Siadam.
– Gdzie jest twoja mama?- pytam.
– Śpi.
– Źle się czuje?
– Nie.
Podchodzi do kuchenki i nastawia wodę w czajniku. Wyjmuje filiżanki z szafki i stawia je na blacie.
Zoey robi miny za jego plecami i uśmiecha się do mnie, zdejmując płaszcz.
– Ten dom jest taki sam jak twój- stwierdza.- Tyle, że na odwrót.
– Usiądź- mówię.
Bierze torebkę z grzybami, otwiera ją i wącha.
– Fuj! Na pewno nie są trujące?
Adam odbiera jej opakowanie i wrzuca zawartość do dzbanka. Zalewa wszystko wrzątkiem. Zoey wstaje i patrzy mu na ręce przez ramię.
– Mało tego. Na pewno wiesz, co robisz?
– Ja nie będę pił- wyjaśnia Adam.- Pójdziemy gdzieś, kiedy poczujecie kopa. Zajmę się wami.
Zoey przewraca oczami, jakby to była najbardziej beznadziejna rzecz, jaką słyszałam.
– Brałam już narkotyki – mówi.- Nie potrzebujemy niańki.
Wpatruję się w jego plecy, podczas gdy miesza grzyby w dzbanku. Dzwonienie łyżeczki przypomina mi wieczór, tata zawsze tedy przyrządza dla nas kakao do wypicia przed snem. Jest w tym dzwonieniu jakaś rzetelność.
– Nie wolno ci się śmiać, jeśli będziemy zachowywały się głupio- oświadczam.
Uśmiecha się do mnie przez ramię.
– Nie będziecie.
– Kto wie?- wtrąca Zoey- Wcale nas nie znasz. Może zupełnie nam odbije. Tessa jest zdolna do wszystkiego od czasu, gdy sporządziła swoją listę.
– To prawda?
– Przymknij się, Zoey!- żądam.
Przyjaciółka siada przy stole.
– Ups!- Zakrywa usta dłonią, ale wcale nie wygląda, jakby było jej przykro.
Adam sięga po filiżanki i stawia je przed nami. Napój paruje i strasznie śmierdzi tekturą oraz mokrymi pokrzywami.
Zoey nachyla się nad naparem i wącha go.
– To przypomina sos!
Adam siada obok niej.
– Są dobre. Zaufaj mi. Dosypałem trochę cynamonu, żeby je osłodzić.
Zoey znowu przewraca oczami.
Ostrożnie nabiera trochę płynu do ust i połyka go, krzywiąc się.
– Do dna- mówi Adam.- Im szybciej wypijesz, tym szybciej poczujesz kopa.
Nie mam pojęcia, jak grzyby na mnie zadziałają, ale udziela mi się spokój Adama. Słyszę tylko jego głos zachęcający do wypicia tej mikstury. Siedzimy w kuchni i sączymy brązowawą ciecz, a on patrzy na nas. Zoey zatyka nos i pije wielkimi łykami. Mnie zapach nie przeszkadza. Nie zwracam uwagi na to, co spożywam. Nie czuję smaku.
Siedzimy przez chwilę i gadamy o niczym. Nie mogę się skoncentrować. Czekam, aż coś się wydarzy. Adam tłumaczy nam, jak rozpoznać, czy grzyby są dobre. Muszą mieć stożkowate kapelusze i wrzecionowate nogi. Rosną w skupiskach, ale tylko późnym latem i jesienią. Mówi, że są legalne i suszone można kupić w niektórych sklepach. Potem, ponieważ nic się nie dzieje, parzy nam normalną herbatę. Nie zamierzam jej pić, obejmuję tylko dłońmi filiżankę, żeby ogrzać palce. W kuchni jest zimno, chłodniej niż na dworze. Chcę poprosić Zoey, żeby przyniosła mi płaszcz, ale mam ściśnięte gardło, czuję się tak, jakby dusiły mnie małe rączki.
Читать дальше