– Nie chcesz ze mną rozmawiać? – spytałam. – Może doda ci to otuchy.
Odczekała, aż snop światła przybladł i zgasł. Następnie zwróciła twarz w moją stronę i przez chwilę obserwowała mnie w milczeniu, po czym odrzekła, że dodanie jej otuchy nie leży w mojej mocy. Ma na to swoje sposoby. Zresztą dlaczego miałaby mi cokolwiek wyjawiać? Czy ja zdradziłabym jej szczegóły własnego życia?
Głos jej, zrazu ostry, począł drżeć, nadając zuchwałej wypowiedzi ton bezdennej rozpaczy. Jeśli okażę jej współczucie, pomyślałam, rozpłacze się, do czego nie mogłam dopuścić. Cóż, odparłam energicznie, istnieje mnóstwo tematów, których nie wolno poruszać, lecz nikt nie zabronił mi opowiadać o sobie. Wyjawię jej, co tylko chce wiedzieć.
Powiedziałam, jak się nazywam, że mieszkam w Chelsea, na Cheyne Walk. Opowiadałam, że mam żonatego brata oraz siostrę, która sposobi się do zamążpójścia; sama nie jestem zamężna. Dodałam, że kiepsko sypiam i wiele godzin spędzam na czytaniu, pisaniu bądź obserwacji rzeki. Następnie udałam zastanowienie. Cóż więcej?
– To byłoby chyba wszystko. Nie mam wiele do opowiadania…
Spoglądała na mnie, mrugając powiekami. Wreszcie odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ma równe i bardzo białe zęby – "białe jak pasternak", żeby użyć sformułowania Michała Anioła – lecz jej wargi są spierzchnięte i pozagryzane. Dalej rozmowa potoczyła się bardziej naturalnie. Dawes spytała, od kiedy jestem wizytującą. Dlaczego wybrałam takie zajęcie? Po cóż przychodzić do Millbank, jeśli w Chelsea mogę swobodnie pławić się w bezczynności…?
– Uważasz, że dama powinna pławić się w bezczynności? – spytałam.
Odrzekła, że na moim miejscu nie robiłaby nic innego.
– Ależ robiłabyś – zapewniłam ją. – Gdybyś naprawdę była na moim miejscu.
Odpowiedź wprawiła ją w zdziwienie; słowa zabrzmiały głośniej, niż chciałam. Ręce Dawes znieruchomiały. Spoglądała na mnie uważnie. Zapragnęłam, by odwróciła wzrok, gdyż jej spojrzenie było nieruchome i wydawało się przewiercać mnie na wskroś. Wyznałam, że nie znoszę braku zajęcia. I że przymusowa dwuletnia bezczynność wpędziła mnie w chorobę.
– Pan Shillitoe zaproponował mi wizyty w Millbank – wyjaśniłam. – To stary przyjaciel mojego ojca. Przybył do nas z wizytą i opowiedział o więzieniu oraz systemie wizytowania. I pomyślałam…
Co pomyślałam? Pod jej spojrzeniem poczułam pustkę w głowie. Odwróciłam twarz, nadal czując na sobie jej oczy.
– Przychodzi pani do Millbank – dokończyła spokojnym tonem – żeby zobaczyć kobiety nieszczęśliwsze od siebie, w nadziei, że to poprawi pani humor. – Dokładnie pamiętam jej słowa: były niegrzeczne, a jednocześnie tak bliskie prawdy, że oblałam się purpurą. – Cóż – podjęła – może pani patrzeć na mnie: jestem nieszczęśliwa. Wszyscy mogą przyglądać mi się do woli, to część mojej kary. – Twarz młodej kobiety znowu przybrała dumny wyraz.
Odrzekłam, iż moją nadzieją jest złagodzić nieco trudy jej kary, a nie czynić ją bardziej nieznośną, na co natychmiast ponownie odparła, że nie leży to w mojej mocy. Ma bowiem wielu przyjaciół, którzy w razie potrzeby służą jej wsparciem i słowami pociechy.
Utkwiłam w niej zdziwione spojrzenie.
– Przyjaciół? – powtórzyłam. – Tutaj?
Przymknęła powieki, po czym teatralnym gestem musnęła ręką czoło.
– Mam przyjaciół, panno Prior – powtórzyła. – Tutaj.
Na śmierć zapomniałam. Nagłe wspomnienie słów panny Craven sprawiło, że krew odpłynęła mi z twarzy. Dawes siedziała z zamkniętymi oczami. Chyba odczekałam, aż otworzy je ponownie, i wtedy powiedziałam:
– Panna Craven wspomniała, że jesteś spirytystką. -Dawes przechyliła głowę na bok. – Zatem owi przyjaciele to… duchy? – Kiwnęła głową. – I odwiedzają cię… kiedy?
– Duchy towarzyszą nam nieustannie – odrzekła.
– Nieustannie? – Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem. – Nawet tu? Nawet teraz?
Nawet tu. Nawet teraz. Po prostu wolą się nie ujawniać, wyjaśniła. Czasem też nie mają wystarczającej mocy…
Rozejrzałam się po celi. Przypomniałam sobie samobójczynię – Jane Samson – w sektorze pani Pretty, siedzącą wśród wirujących skrawków przędzy. Czyżby Dawes uważała, że w jej celi w podobny sposób roi się od duchów?
– Skąd twoi przyjaciele czerpią swoją moc? – spytałam. Odrzekła, że z niej.
– I widzisz ich, całkiem wyraźnie?
Powiedziała, że czasem słyszy tylko ich głosy.
– O, tutaj. – Ponownie dotknęła ręką czoła.
– Zapewne odwiedzają cię, kiedy pracujesz? – dopytywałam się.
Potrząsnęła głową. Odrzekła, że przychodzą, gdy w więzieniu zapada cisza, a ona udaje się na spoczynek.
– Są dla ciebie dobrzy?
Skinęła głową.
– Bardzo dobrzy. Przynoszą mi podarunki.
– Doprawdy? – Tym razem na pewno się uśmiechnęłam. – Przynoszą ci podarunki. Niematerialne?
Wzruszyła ramionami. Niematerialne. I rzeczywiste. Rzeczywiste! Na przykład…?
– Na przykład kwiaty – odpowiedziała. – Czasami różę. Czasem fiołek…
Gdzieś w oddali trzasnęły drzwi. Podskoczyłam, choć na Dawes nie zrobiło to żadnego wrażenia. Obojętnie przyjęła mój uśmiech i wyrzekła owe słowa mimochodem, prawie niedbale, jakby moja opinia nic dla niej nie znaczyła. Zdrętwiałam. Przecież nie mogłam powiedzieć, że obserwowałam z ukrycia, jak bawiła się kwiatkiem. Bezskutecznie usiłowałam wówczas wyjaśnić jego pochodzenie i chyba później o nim zapomniałam. Odwróciłam wzrok.
– Cóż… – zająknęłam się. – No cóż. – Potem dodałam, w przypływie fałszywej wesołości: – Cóż, miejmy nadzieję, że panna Haxby nie dowie się o twoich gościach! Co to za kara, skoro mogą swobodnie składać ci wizyty…
A nie? Czy moim zdaniem coś mogło uczynić jej karę mniej dotkliwą, spytała cicho. Jak mogłam tak myśleć, ja, która prowadziłam wystawne życie i patrzyłam, jak one żyją tu i pracują, co jedzą i zakładają na siebie?
– Bez przerwy pod czujnym okiem strażniczek – ciągnęła. – Bez wody i mydła. Zapominamy najprostszych słów, albowiem wąski zakres czynności wymaga znajomości zaledwie garstki wyrazów. "Kamień, zupa, grzebyk, Biblia, igła, ciemny, więźniarka, spacer, baczność, szybciej, szybciej!". Leżymy nękane bezsennością, nie jak pani, w przytulnym łóżku i przy kominku, w otoczeniu rodziny oraz służby. Leżymy zziębnięte, słuchając, jak więźniarka dwa piętra niżej krzyczy, dręczona koszmarami lub brakiem gorzałki, albo dlatego, że jest nowa i nie może uwierzyć, iż obcięto jej włosy i zamknięto ją w celi na klucz!
Czy moim zdaniem istnieje coś, co pomogłoby jej to znieść? I czy karę łagodzi fakt, że duch odwiedza ją czasem i nachyla się do pocałunku, po czym znika, nim jego wargi dotkną jej ust, pozostawiając ją w jeszcze większej ciemności niż poprzednio?
Jej tyrada nadal dźwięczy mi w uszach i wciąż słyszę ściszony głos dziewczyny, bo przecież nie mogła tego wykrzyczeć w obawie przed strażniczką, przeto zdławiła emocje, sącząc zjadliwe słowa na mój wyłączny użytek. Przestałam się uśmiechać. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chyba stanęłam do niej tyłem, wyglądając przez kratę na gładką, bieloną ścianę korytarza.
Usłyszałam jej kroki. Wstała z krzesła i stanęła obok mnie, po czym chyba uniosła rękę, żeby mnie dotknąć.
Kiedy odsunęłam się, stając bliżej kraty, dłoń z powrotem powędrowała w dół.
Читать дальше