Józef Kraszewski - Infantka

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Infantka» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Infantka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Infantka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Anna Jagiellonka była córką królowej Bony i króla Zygmunta Starego, siostrą Zygmunta Augusta. Poznajemy ją w ostatnim roku panowania brata w Polsce.Jest wówczas niezbyt lubiana na dworze, czuje się niedoceniona i zapomniana. Wszystko zmienia się po śmierci Zygmunta Augusta – staje się kobietą stanowczą i zaradną, bierze udział w przygotowaniach i przeprowadzeniu kolejnej elekcji, przyczynia się do wyboru na króla Henryka Walezego. Liczy przy tym, że pewnego dnia zostanie jego żoną i królową. Czy jej się to uda?Opisane przez Kraszewskiego lata 1572-1575 były burzliwym okresem w historii Polski, a Anna Jagiellonka niewątpliwie była wówczas postacią ważną.Powieść historyczna napisana przez Kraszewskiego w 1884 roku, która weszła w skład cyklu Dzieje Polski.

Infantka — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Infantka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pomimo że starosta jak najciszej wnijść się starał, Zygmunt August posłyszał czy przeczuł jego przybycie, powolnie ciężkie podniosły się powieki i poruszyły usta blade.

Górnicki przejęty widokiem umierającego stał jak wryty i oczy mu się zwilżyły.

Chwilę trwało milczenie, słaby głos dał się słyszeć od łoża.

– A to ty… nareście… czekałem…

Ręka jedna z trudnością podniosła się nieco i skinął aby przystąpił. Górnicki posłuszny zbliżył się na palcach powoli.

Oczy króla, które były zapadły, podniosły się ku niemu i usta drgnęły.

Starosta, który od tak dawna i dobrze króla znał, a widywał go w różnych ducha usposobieniach, przerażony został zmianą jego twarzy.

Było to zawsze tożsamo, poważne, Jagiellońskie oblicze, wiekuistym jakimś obleczone smutkiem, lecz teraz zbliżający się zgon nadawał mu wyraz uroczysty, jeszcze bardziej majestatyczny i namaszczony.

Nie był to już człowiek na ziemi żyjący i ziemskiemi sprawami przejęty, lecz duchem na poły na świecie innym.

Starosta pytania żadnego zadać mu nie śmiał, stał z boleścią w duszy wpatrując się w niego i ręce załamał.

Słychać było oddech w piersiach ciężki i chrzęszczenie.

Parę razy powieki trochę się poruszyły i opadły.

– Koniec, koniec się zbliża – odezwał się po cichu po długiej chwili oczekiwania. – Żyłem za długo, za długo, cierpiałem wiele… zostawiam was sierotami.

Górnicki ledwie mógł stłumić płacz, który, mimo męztwa, pierś mu i oczy napełniał.

– Miłościwy panie – rzekł – żyjcie, Bóg łaskaw, zdrowie wam przywróci.

Na ustach króla widać było jakby uśmiech niedokończony.

– Ani dla siebie, ani dla was tego nie życzyć – odezwał się cichym bardzo głosem. – Walczyłem próżno, z dolą walczyć nadaremnie, nikt swego nie uniknie losu.

Zatrzymał się król, jakby mu tchu zabrakło, spojrzał na Górnickiego i szeptał znowu:

– Całe życie, całe stoi przedemną jak rozwinięta karta. Widzę je przed sobą. Pasmo przeznaczeń. U kolebki, matka! tak, matka, która być miała mi prześladowcą i mojego szczęścia nieprzyjaciółką. Ojciec kochający a surowy… pochlebcy i kobiety… a! te kobiety, te sokoły, które mi żywot zatruć miały.

Przez nie ginę! a tak je kochałem?

Zamilkł znowu. Górnicki chciał powstrzymać go i szepnął, że mówienie rozdrażnia i męczy.

August nie zdawał się słyszeć i rozumieć. Oddech stał się żywszym, powieki odkryły oczy wpadłe, ale jaśniejące blaskiem niezwykłym.

– Widziałeś Elżbietę, pierwszą moją… padła ofiarą, niewinna, biedna, anielska istota. Co ona zawiniła, że jej męczennicą być przeznaczono…

Barbara… a! ukochana Basia moja, o którą z narodem walczyć, z matką wojnę prowadzić, z całym światem się poróżnić przyszło, ją i mnie żółcią i piołunem poili.

I ta jak kwiat w mych oczach uwiędła… i ta…

Górnicki dostrzegł jak dwie łzy dobyły się z pod powiek powoli i nieotarte potoczyły zwolna po twarzy, znikając gdzieś na bieliźnie, w którą wsiąkły.

I znowu było milczenie, król się podniósł nieco, uczynił wysiłek, lecz osłabłe ciało zmusiło opaść na pościel bezwładnie, oddychał coraz ciężej, ale oddech stawał się przyśpieszony.

– Chcieli bym żył z Katarzyną, to mi śmierć zadało. Nie mogłem się zwyciężyć. Przez to umrę bezpotomny, ostatni, ze mną do grobu pójdą Jagiellonowie.

Bóg, los, przeznaczenie, fatalność, żelazne prawo zniszczenia.

Górnicki chciał coś wtrącić, aby smutne te myśli odwrócić, król mówić mu nie dał.

– Bezpotomnym! – rzekł – to nic, ale zejść bez dobrego imienia, bez pociechy z wielkiego dzieła.

Starosto, wszystkom chciał, nic nie mogłem. Litwa dotąd dąsa się na to co jej przyszłość miało zapewnić. Na Unię pracowałem życie całe, dla niej praw się zrzekłem… oni jej nie chcą.

Swobody ich szanowałem… plwali mi w oczy za to.

Nie było nieszczęśliwszego nademnie. Na Ruś zbierałem się iść odzyskać zabrane… zawady mi stawili.

Wrogów wszędzie, przyjaciół nie miałem nigdzie, nigdzie, nikogo.

– A! miłościwy panie – przerwał Górnicki – nie czyńcie nam wiernym sługom swoim krzywdy, myśmy cię cenili i miłowali!

– Wielu? kto? – przerwał król. – Mój starosto, śmierć oczy przemywa i wzrok daje co do głębi dusz sięga… widzę w każdym co w sobie nosi, do szpiku kości.

Przyjaciół dla łupieży, kochanek dla łask i darów, jest wiele, a ktoby kochał?…

Zamilkł nagle i zwolna w piersi się uderzył.

– Winienem, winienem – szeptał – przebacz mi panie, winienem wiele, ale przejrzałem za późno.

Starosto, pamiętajcie o tej sierocie królewnie Annie, ja życie jej zatrułem. Co z nią będzie? maż ona do końca żywota łzami się obmywać?

– Miłościwy panie – podchwycił Górnicki – naród nigdy panów swoich krwi nie odtrącił i nie zapomniał o niej. Nie trwożcie się o los królewnej.

– Zapóźno przyjdzie jej korona i małżeństwo – przerwał znowu ciszej król. – Katarzyna przecierpiała wiele, Zofia owdowiała, sierota Anna na łasce waszej.

A cóż z tem państwem?

Wstrzymał się król i milczał długo, spojrzał na starostę, jak gdyby go wyzywał.

– Wybierajcie ostrożnie, abyście za soczewicę praw swych nie pozbyli. Jest ich dosyć co sięgną po koronę naszą.

– Cesarz pierwszy – podszepnął Górnicki.

– Cesarz? – zamruczał król – przez nich my straciliśmy Czechy i Węgrów, oba kraje Jagiellonom należały. Ojciec dał się im uwikłać i wydrzeć je sobie.

Cesarz uczynił mnie bezpotomnym, cesarz zakuje was w niewolę!

Podniósł rękę, która opadła ciężko na posłanie.

– Litwa za carem ze strachu. Tyran jest. Katarzyna truchlała, by mu jej nie wydano; nie oddawajcie mu Anny, biednej Anny. Zabije ją.

Nie śmiał Górnicki wspomnieć o Francuzie, ale król sam szepnął.

– Francuskiego króla brat się swata, obcy nam, daleki, młody. Polska niczem dla niego, on na nic dla was.

I dodał po namyśle.

– Pruski książe? któż wie? Zechcecie go?

Starosta słuchał z natężoną uwagą, lecz te myśli przesuwające się z kolei rozmarzonemu po głowie, zdały mu się go dręczyć nadto; przerwał uspokajając.

– Miłościwy panie, Bóg miłosierny. Jeśli osierocić zechce, opiekować się będzie! Pocóż trapić się zawcześnie.

– Tak! przeznaczenia są nieuniknione, konieczność żelazna – westchnął. – Widzę przyszłość, widzę ją… smutna…

– Wasza miłość – odezwał się Górnicki – zechcecie mi wydać jakie rozkazy. Rozkazaliście mnie przywołać.

Król niespokojnie ręką powiódł po czole.

– Nie wiem już – rzekł – tak… potrzebowałem was… Chciałem mieć kogoś przy sobie…

Oczy jego skierowały się na drzwi.

– Sokoły i sępy… chciwe… nikogo więcej… wszyscy czegoś żądają, nikt nic nie przynosi. Słowa pociechy… łzy poczciwej…

Jaki to dzień? – zapytał nagle.

– Niedziela – szepnął Górnicki.

– Tak, byłoż to dziś rano? czy wczoraj, czy miesiąc temu? już nie wiem. Wszystko się zmięszało razem, cała przeszłość leży pogmatwana przedemną.

Te sokoły…

– Zbyćby się ich, miłościwy panie – rzekł starosta.

– Płaczą – począł król – jak ojciec łez niewieścich znieść nie umiem. Giżanka ma córkę… dziecko moje jedyne. Zajączkowska… wiesz… żenić się z nią chciałem… czeka… świat zawiązany.

Zuzię Orłowską aż tu przywieźli… i ta… A! te sokoły!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Infantka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Infantka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Stara baśń
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - W oknie
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Z dziennika starego dziada
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Garbucha
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Głupi Maciuś
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Rejent Wątróbka
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Rzym za Nerona
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Infantka»

Обсуждение, отзывы о книге «Infantka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x