– Czy może mi pani powiedzieć coś więcej o sobocie?
Do oczu Rachel napłynęły łzy.
– Czyli chodzi o Cindy, prawda?
– Tak – powiedziała Avery. – Czy możemy usiąść?
Rachel opadła na kanapę i rozpłakała się.
Szlochając próbowała coś powiedzieć.
– Wszystko z nią w porządku? Gdzie jest?
Tej części Avery najbardziej nie znosiła. Rozmów z krewnymi i znajomymi. Można je było prowadzić tylko w ściśle określonym zakresie. Im więcej ludzie dowiadywali się o sprawie, tym chętniej mówili, co często prowadziło do ustalenia sprawców zbrodni. Na tym etapie nikt niczego nie rozumiał, ani nikomu na niczym nie zależało; wszyscy byli zbyt zdenerwowani. Wszyscy oczekiwali odpowiedzi.
Avery siadła obok niej.
– Bardzo dobrze, że pani zadzwoniła – rzekła. – Właśnie to należało zrobić. Niestety nie mogę rozmawiać o toczącym się dochodzeniu. Mogę natomiast powiedzieć pani, że robię wszystko, co w mojej mocy, aby dowiedzieć się, co się stało tego wieczora z Cindy. Ale sama nie dam rady, potrzebuję pani pomocy.
Rachel skinęła głową i wytarła oczy.
– Mogę pomóc – powiedziała. – Mogę pomóc.
– Proszę powiedzieć co pani pamięta z tamtego wieczoru i o Cindy. Z kim rozmawiała? Czy coś szczególnie zapadło pani w pamięć? Jakieś jej uwagi? Ludzie, którzy się nią interesowali? Wszystko, co dotyczy jej wyjścia?
Rachel kompletnie się rozkleiła.
W końcu podniosła rękę, pokiwała głową i wzięła się w garść.
– Tak – powiedziała. – Oczywiście.
– A gdzie się wszyscy podziali? – spytała Avery, aby odwrócić jej uwagę. – Wydawało mi się, że budynki stowarzyszeń wypełniają skacowane dziewczyny w strojach Kappa.
– Są na zajęciach – odparła Rachel i wytarła oczy. – Kilka dziewczyn poszło zjeść śniadanie. A tak przy okazji – dodała – to nie jest tak naprawdę budynek stowarzyszenia, tylko wynajęte pomieszczenie, żebyśmy miały gdzie się podziać, gdy nie chce nam się wracać do akademika. Cindy tu nie bywała. Dla niej to zbyt nowoczesne miejsce. Ona potrzebowała czegoś bardziej domowego.
– Gdzie ona mieszka?
– W mieszkaniu studenckim niedaleko stąd – powiedziała Rachel. – Ale w sobotę wieczorem nie wracała prosto do domu. Miała się spotkać z chłopakiem.
Avery drgnęła.
– Z chłopakiem?
Rachel pokiwała głową.
– Winston Graves, ważniak z ostatniego roku, wioślarz i do tego palant. Nigdy nie rozumieliśmy, dlaczego Cindy się z nim spotyka. A przynajmniej ja nie rozumiałam. Jest przystojny i rodzina ma forsy jak lodu. A Cindy nigdy się nie przelewało. Jeśli ktoś pochodzi z niezamożnego domu to zawsze go to przyciągnie.
– Taaa – pomyślała Avery. – Wiem. Przypomniała sobie, że pieniądze, prestiż i władza wiążące się z pracą w poprzedniej kancelarii prawniczej sprawiły, że poczuła jak bardzo różni się od zahukanej i zdeterminowanej dziewczynki, która wyjechała z Ohio.
– Gdzie mieszka Winston? – spytała.
– Przy Winthrop Square. To bardzo blisko stąd. Ale Cindy nigdy tam nie dotarła. Winston przyszedł w niedzielę wcześnie rano, bo jej szukał. Uznał, że zapomniała o planach i zasnęła. Razem poszliśmy do niej do domu. Tam też jej nie było. Wtedy zadzwoniłam na policję.
– Czy mogłaby pójść gdzie indziej?
– To niemożliwe – stwierdziła Rachel. – To zupełnie nie w jej stylu.
– Jest więc pani pewna, że gdy stąd wyszła, udała się prosto do domu Winstona.
– Z pewnością.
– Czy było cokolwiek, co mogło wpłynąć na to, by Cindy zmieniła plany? Cokolwiek, co wydarzyło się wcześniej tamtego wieczoru, a może nawet pod koniec?
Rachel potrząsnęła głową.
– Nie. A może… – uznała – jednak coś zaszło. Jestem pewna, że to nic wielkiego, ale był taki chłopak, który od lat kochał się w Cindy. Nazywa się George Fine. Przystojny, dobrze zbudowany, samotnik, trochę dziwak – wie pani, o co mi chodzi? Ciągle ćwiczy i biega wokół kampusu. W zeszłym roku trafiłam z nim do jednej grupy. Żartowaliśmy, że w każdym semestrze, od pierwszego roku, jest w jakiejś grupie z Cindy. Miał fioła na jej punkcie. Był tu w sobotę. Cindy poszła po bandzie i zatańczyła z nim, a nawet się pocałowali. Zupełnie nie w jej stylu. To znaczy, ona chodzi z Winstonem, nie byli oczywiście idealną parą, ale Cindy się upiła i pękły lody. Całowali się, tańczyli, a potem ona wyszła.
– Czy George poszedł za nią?
– Nie wiem – powiedziała. – Naprawdę nie pamiętam, czy widziałam go, gdy Cindy już wyszła, ale być może. Byłam totalnie zalana.
– A pamięta pani, o której godzinie wyszła?
– Tak – powiedziała – dokładnie o drugiej czterdzieści dwie. W sobotę mieliśmy doroczną imprezę z okazji Prima Aprilis, mieliśmy robić świetne żarty, ale wszyscy tak doskonale się bawili, że zapomnieliśmy o tym do momentu wyjścia Cindy.
Rachel zwiesiła głowę. Na chwilę zapanowała cisza.
– No dobrze – powiedziała Avery. – To mi bardzo pomogło. Dziękuję. Oto moja wizytówka. Jeśli coś się przypomni pani albo innym studentkom ze stowarzyszenia i można by coś dodać, to czekam na kontakt. Śledztwo dopiero się rozpoczęło, nawet najmniejszy szczegół może nas naprowadzić na coś istotnego.
Rachel spojrzała jej w twarz oczyma pełnymi łez. Łez, które zaczęły jej spływać po policzkach, choć zachowała spokojny i opanowany głos.
– Ona nie żyje, prawda? – powiedziała.
– Rachel, ja nie mogę…
Rachel skinęła głową, a następnie ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać z rozpaczy. Avery pochyliła się nad nią i mocno ją przytuliła.
Na zewnątrz Avery obróciła twarz do słońca i ciężko westchnęła.
Church Street była ruchliwą ulicą, na wielu sklepach zamontowano kamery. Nie mogła uwierzyć, że w takim miejscu mogło dojść do porwania, nawet w środku nocy.
– Którędy mogłaś pójść? – zastanawiała się.
Na telefonie szybko znalazła najkrótszą drogę do Winthrop Square. Przeszła ulicę Church i skręciła w lewo w Brattle. Brattle Street była szersza od Church, z taką samą ilością sklepów. Po drugiej stronie zauważyła kino Brattle Theatre. Z boku budynku biegła wąka alejka, na której znajdowała się kawiarnia. Miejsce zacieniały drzewa. Zaciekawiona Avery przeszła ulicę i weszła na wąski spłachetek pomiędzy budynkami.
Wróciła na Brattle i sprawdziła witrynę każdego sklepu w odległości jednej przecznicy po obu stronach Church Street. Przynajmniej na dwóch z nich zamontowano kamery.
Skierowała się do niewielkiego sklepu z papierosami.
U wejścia zadzwonił dzwonek.
– Czym mogę służyć? – zapytał stary, siwy hipis z dredami.
Avery powiedziała:
– Zauważyłam, że ma Pan kamerę w witrynie. Jaki ma zasięg?
– Na całą przecznicę – powiedział. —W obu kierunkach. Musiałem zamontować dwa lata temu. Przez tych cholernych studentów. Wszystkim się wydaje, że szczyle z Harvardu są jakieś wyjątkowe, ale, po prawdzie, to banda takich gnojów, jako wszyscy. Przez lata wybijali mi szyby. Niby, że taki żart, co? Ale nie dla mnie. Wie pani, ile kosztuje wstawienie takich szyb?
– Bardzo mi przykro. Wie pan, nie mam wprawdzie nakazu – powiedziała i pokazała odznakę – ale jacyś cholerni smarkacze chyba coś zmalowali trochę dalej od pana. A tam nie ma kamer. Czy mogłabym spojrzeć na pańskie? Wiem, o której to było. To nie zabierze dużo czasu.
Mężczyzna zmarszczył brwi i coś do siebie wymamrotał.
Читать дальше