Po kolejnej przerwie Meredith poprosił:
– Obiecaj mi, że to przemyślisz.
– Tak zrobię – odparła Riley.
Rozmowa została zakończona.
Czuła się okropnie. Meredith widział ją w najgorszych momentach i nigdy wcześniej nie okazał przed nią swojej wrażliwości. Nienawidziła myśli, że może go zawieść i właśnie obiecała mu, że to przemyśli.
I bez względu na to, jak desperacko tego pragnęła, Riley nie była pewna, czy potrafiłaby mu odmówić.
Mężczyzna siedział w samochodzie na parkingu i obserwował dziwkę, która szła ulicą w jego kierunku. “Chiffon”, tak o sobie mówiła. Oczywiście nie było to jej prawdziwe imię. I był pewien, że było o wiele więcej rzeczy, których o niej nie wiedział.
Mogłbym sprawić, że mi powie, pomyślał. Ale nie tutaj. Nie dzisiaj.
Zresztą, nie zabiłby jej w tym miejscu. Nie, na pewno nie w pobliżu jej pracy – tak zwanej siłowni “Kinetic Custom Gym”. Z miejsca, w którym siedział, przez okna witryny widać było rozpadający się sprzęt do ćwiczeń – trzy bieżnie, maszynę do wiosłowania i kilka maszyn do ćwiczeń siłowych, z których żadna nie działała. O ile się orientował, nikt nigdy nie przyszedł tu poćwiczyć.
W każdym razie nie w społecznie akceptowalny sposób, pomyślał, a na jego twarzy zagościł uśmieszek.
Nie przychodził zbyt często do tego miejsca – przynajmniej odkąd sprzątnął brunetkę, która pracowała tu kilka lat temu. Oczywiście nie zabił jej tutaj. Zwabił ją do pokoju motelowego pod pretekstem “dodatkowej usługi” i obietnicy znacznie większych pieniędzy.
Nawet wtedy nie było to morderstwo z premedytacją. Plastikowa torba, którą założył jej na głowę, miała jedynie stanowić element zagrożenia w jego fantazji. Jednak kiedy skończył, był zaskoczony, jak wiele dało mu to satysfakcji. Była to epikurejska przyjemność, wyróżniająca się nawet w jego życiu pełnym przyjemności.
Mimo to odtąd zachowywał większą ostrożność i powściągliwość. A przynajmniej tak było do zeszłego tygodnia, kiedy ta sama zabawa znów okazała się zabójcza dla tej escort girl – jak ona miała na imię?
O tak, przypomniał sobie. Nanette.
Podejrzewał wtedy, że Nanette może nie być jej prawdziwym imieniem. Teraz nigdy się tego nie dowie. W głębi serca wiedział, że jej śmierć nie była wypadkiem. Nie do końca. Chciał to zrobić. Jego sumienie było czyste. Był gotów zrobić to ponownie.
Kobieta, która mówiła o sobie Chiffon, znajdowała się około pół przecznicy dalej. Ubrana w żółty top bez rękawów i ledwie istniejącą spódnicę szła chwiejnym krokiem w kierunku sali gimnastycznej na niemożliwie wysokich obcasach, rozmawiając przez telefon komórkowy.
Naprawdę chciał wiedzieć, czy Chiffon to jej prawdziwe imię. Ich poprzednie spotkanie zawodowe było porażką – i był pewien, że to jej wina, nie jego. Coś w niej go zniechęciło.
Wiedział doskonale, że jest starsza, niż twierdziła. To było coś więcej niż jej ciało – nawet nastolatki miały rozstępy po porodzie. I nie były to także zmarszczki na jej twarzy. Dziwki starzeją się szybciej niż jakiekolwiek inne kobiety, które znał.
Nie potrafił tego rozgryźć. Było w niej wiele rzeczy, które go zastanawiały. Okazywała pewien rodzaj pseudodziewczęcego entuzjazmu, który nie był oznaką prawdziwej profesjonalistki, ani nawet nowicjuszki.
Chichotała za bardzo, jak rozbawione dziecko. Była zbyt chętna. I co najdziwniejsze, podejrzewał, że ona naprawdę lubiła swoją pracę.
Dziwka, która naprawdę lubi seks, pomyślał, obserwując, jak się zbliża. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o czymś takim?
Szczerze mówiąc, to właśnie go zraziło.
Cóż, przynajmniej był pewien, że nie była tajniakiem. Zauważyłby to w ułamku sekundy.
Kiedy zbliżyła się na tyle, by go zobaczyć, trącił klakson swojego samochodu. Na chwilę przestała rozmawiać przez telefon i spojrzała w jego stronę, osłaniając oczy przed porannym słońcem. Kiedy go zobaczyła, pomachała i uśmiechnęła się uśmiechem, który wyglądał na zupełnie szczery.
Następnie przeszła na tyły siłowni w kierunku wejścia służbowego. Uświadomił sobie, że prawdopodobnie miała umówione spotkanie w burdelu. Trudno, zatrudni ją innego dnia, kiedy będzie w nastroju do określonego typu igraszek. Tymczasem wokół było mnóstwo innych prostytutek.
Przypomniał sobie, w jakim stanie zostawił sprawy ostatnim razem. Była wesoła, dobroduszna i przepraszająca.
– Wróć, kiedy tylko będziesz miał ochotę – powiedziała mu. – Następnym razem pójdzie lepiej. Zabawimy się. Będzie naprawdę ekscytująco.
– Och, Chiffon – mruknął głośno do siebie. – Nie masz pojęcia.
Wokół Riley rozległy się strzały. Z lewej strony dochodził głośny zgrzyt broni krótkolufowej. Z prawej słychać było cięższe uzbrojenie – ryk karabinów szturmowych i strumień pocisków z broni maszynowej.
W środku tego zgiełku wyciągnęła pistolet Glock z kabury biodrowej, opadła na brzuch i wystrzeliła sześć nabojów. Podniosła się do pozycji klęczącej i wystrzeliła kolejne trzy. Zręcznie i szybko przeładowała magazynek, potem wstała i wystrzeliła sześć pocisków, a na końcu uklękła i wystrzeliła jeszcze trzy lewą ręką.
Wstała i schowała broń, po czym cofnęła się od linii ognia i zdjęła nauszniki oraz ochraniacze oczu. Tarcza z sylwetką butelki była oddalona o dwadzieścia pięć jardów. Nawet z tej odległości widziała, że wszystkie jej strzały były ładnie skupione. Na sąsiednich stanowiskach stażyści z Akademii FBI kontynuowali praktykę pod okiem instruktora.
Minęło trochę czasu, odkąd Riley ostatnio otworzyła ogień, mimo że w pracy zawsze była uzbrojona. Zarezerwowała to stanowisko na strzelnicy Akademii FBI na trening i, jak zawsze, było coś satysfakcjonującego w potężnym odrzucie broni, jej surowej sile.
Usłyszała za sobą głos.
– Stara szkoła, prawda?
Odwróciła się i zobaczyła w pobliżu agenta specjalnego Billa Jeffreysa. Uśmiechnęła się. Riley wiedziała dokładnie, co miał na myśli, gdy mówił o “starej szkole”. Kilka lat temu FBI zmieniło zasady strzelania na żywo do egzaminu na uprawnienia na broń. Strzelanie w pozycji leżącej stanowiło część starego drylu, ale nie było już wymagane. Teraz większy nacisk kładziono na ostrzał z bliska z odległości od trzech do siedmiu jardów. Uzupełnienie treningu stanowiła instalacja do wirtualnej rzeczywistości, w której agenci uczestniczyli w scenariuszach starć zbrojnych w niewielkiej odległości. Stażyści przechodzili także przez słynną Aleję Hogana, dziesięcioakrową atrapę miasta, gdzie ich zadaniem było odeprzeć terrorystów-przebierańców uzbrojonych w karabiny do paintballa.
– Czasami lubię działać zgodnie ze starą szkołą – oznajmiła. – Sądzę, że pewnego dnia będę musiała użyć broni na odległość.
Z własnego doświadczenia Riley wiedziała, że prawdziwe sytuacje były prawie zawsze bliskie i osobiste, a i często nieoczekiwane. W rzeczywistości w dwóch ostatnich przypadkach musiała walczyć wręcz. Jednego napastnika zabiła jego własnym nożem, a drugiego przypadkowym kamieniem.
– Myślisz, że cokolwiek przygotuje te dzieciaki do prawdziwej walki? – zapytał Bill, kiwając głową w stronę trenujących, którzy właśnie skończyli i opuścił strzelnicę.
– Raczej nie – stwierdziła Riley. – W rzeczywistości wirtualnej twój mózg postrzega sytuację jako realną, ale nie ma bezpośredniego zagrożenia, bólu, żadnej wściekłości, którą trzeba kontrolować. Coś w środku nas zawsze wie, że nie ma szans, aby zginąć.
Читать дальше