– Nie, teraz mogę rozmawiać – powiedziała.
– Pomyślałem, że może wpadnę do ciebie i April – zaproponował. – Chciałbym z wami porozmawiać.
Riley stłumiła jęk.
– Wolałbym nie.
– Myślałem, że powiedziałaś, że to nie jest zły moment.
Riley nie odpowiedziała. To było typowe dla Ryana – przekręcanie jej słów tak, by nią manipulować.
– Co u April? – zapytał Ryan.
Prawie parsknęła śmiechem. Wiedziała, że po prostu próbuje rozpocząć jakąś rozmowę.
– Miło z twojej strony, że pytasz – odrzekła sarkastycznie Riley. – Ma się dobrze.
Oczywiście było to kłamstwo, ale informowanie Ryana o sytuacji zupełnie w niczym by nie pomogło.
– Słuchaj, Riley… – głos Ryana ucichł. – Popełniłem wiele błędów.
Taka prawda, pomyślała Riley. Nadal jednak milczała.
Po kilku chwilach Ryan powiedział:
– Ostatnio nie wiedzie mi zbyt dobrze.
Riley wciąż nic nie odpowiadała.
– Chciałam tylko upewnić się, że u ciebie i April wszystko w porządku.
Riley ledwie mogła uwierzyć w jego tupet.
– Mamy się dobrze. A czemu pytasz? Czy to jedna z twoich nowych dziewczyn właśnie odeszła, Ryan? A może źle się dzieje w biurze?
– Strasznie jesteś dla mnie surowa, Riley.
Z jej punktu widzenia, była tak uprzejma, jak tylko potrafiła. Zrozumiała całą sytuację. Ryan musiał być teraz sam. Jego towarzyszka, która wprowadziła się do niego po rozwodzie, pewnie go zostawiła, albo może skończył mu się jakiś nowy romans.
Wiedziała, że Ryan nie może znieść samotności. Zawsze traktował Riley i April jako ostatnią deskę ratunku. Jeśli pozwoli mu wrócić, zostanie tylko dopóty, dopóki inna kobieta nie zwróci jego uwagi.
Riley powiedziała:
– Myślę, że powinieneś dogadać się ze swoją ostatnią dziewczyną. Albo z tą poprzednią. Nie wiem nawet, ile ich miałeś, odkąd się rozwiedliśmy. Ile ich było, Ryan?
Usłyszała cichy jęk w słuchawce. Najwyraźniej nazwała rzeczy dokładnie po imieniu.
– Ryan, prawda jest taka, że to nie jest dobry moment.
I była to prawda. Właśnie złożyła miłą wizytę mężczyźnie, którego lubiła. Po co to teraz psuć?
– Kiedy będzie dobry moment? – zapytał Ryan.
– Nie wiem – odpowiedziała Riley. – Dam ci znać. Narazie.
Rozłączyła się. Odkąd zaczęła rozmawiać z Ryanem, dreptała w kółko. Teraz usiadła i wzięła kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.
Następnie wysłała wiadomość do April.
Lepiej już wracaj do domu.
Już po kilku sekundach otrzymała odpowiedź.
OK. Już idę. Przepraszam, Mamo.
Riley westchnęła. April zdawała się już spokojna. Pewnie przez jakiś czas sytuacja będzie unormowana. Ale nadal coś było nie tak.
Co się z nią działo?
W słabo oświetlonej norze Scratch krzątał się gorączkowo wśród setek zegarów, usiłując wszystko przygotować na czas. Do północy brakowało zaledwie kilku minut.
– Nastaw ten z koniem! – nakrzyczał na niego dziadek. – Spóźnia się o całą minutę!
– Zajmę się tym – odrzekł Scratch.
Scratch wiedział, że i tak zostanie ukarany, ale byłoby szczególnie źle, gdyby nie przygotował wszystkiego na czas. W tej chwili miał pełne ręce roboty z innymi zegarami.
Naprawił zegar ze wijącymi się metalowymi kwiatami, który spóźniał się o całe pięć minut. Potem otworzył zabytkowy zegar i nieznacznie przesunął wskazówkę minutową w prawo.
Spojrzał na duży zegar z porożem jelenia. Ten często się spóźniał, ale tym razem chodził dobrze. W końcu udało mu się także nastawić ten z koniem stającym dęba. Też był ładny. Spóźniał się aż o siedem minut.
– To będzie musiało wystarczyć – mruknął dziadek. – Wiesz, co robić dalej.
Scratch posłusznie podszedł do stołu i podniósł bicz. Był to kańczug [1]. Dziadek zaczął go bić, gdy był jeszcze zbyt młody, by to pamiętać.
Podszedł do końca nory oddzielonej płotem z metalowej siatki. Za ogrodzeniem siedziały cztery kobiety, które tu więził. Pomieszczenie nie miało żadnego wyposażenia, z wyjątkiem drewnianych łóżek piętrowych bez materacy. Za nimi znajdowała się szafa, w której mogły załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Scratch już dawno przestał się przejmować smrodem.
Irlandka, którą przywiózł kilka nocy wcześniej, uważnie go obserwowała. Po długim czasie odżywiania okruszkami i wodą, pozostałe kobiety były zabiedzone i zmęczone. Dwie z nich tylko płakały lub jęczały i niewiele więcej. Czwarta po prostu siedziała na podłodze w pobliżu ogrodzenia skurczona. Przypominała trupa. W ogóle nie wydawała z siebie dźwięków. Wyglądała na ledwie żywą.
Scratch otworzył drzwi do klatki. Irlandka skoczyła naprzód, próbując uciec. Bicz trzasnął ją gwałtownie w twarz. Skuliła się i odwróciła. Chłostał ją po plecach raz za razem. Wiedział z doświadczenia, że będzie to ją bolało nawet przez jej postrzępioną bluzkę, a zwłaszcza na pręgach i ranach, które jej zadał wcześniej.
Potem, gdy wszystkie zegary zaczęły jednocześnie wybijać północ, kakofonia dźwięków wypełniła powietrze. Scratch wiedział, co powinien teraz zrobić.
Podczas gdy harmider trwał, pospieszył z powrotem do najsłabszej i najchudszej dziewczyny – tej, która wydawała się ledwie żywa. Spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Tylko ona była tu wystarczająco długo, by wiedzieć, co zaraz zrobi. Wyglądała prawie tak, jakby była na to gotowa, a może nawet przyjęła to z zadowoleniem.
Scratch nie miał wyboru.
Przykucnął obok niej i skręcił jej kark.
Podczas gdy życie uchodziło z jej ciała, wpatrywał się w ozdobny, zabytkowy zegar tuż po drugiej stronie ogrodzenia. Ręcznie rzeźbiona figurka Śmierci maszerowała w przód i w tył, odziana w czarną szatę, z uśmiechniętą czaszką wyzierającą spod kaptura. Skracała o głowę rycerzy, królów, królowe i nędzarzy. To był ulubiony ze wszystkich zegarów Scratcha.
Hałas wypełniający pomieszczenie powoli zanikał. Wkrótce nie było już żadnego dźwięku oprócz chóru tykających zegarów i skomlenia kobiet, które jeszcze żyły.
Scratch przerzucił sobie martwą dziewczynę przez ramię. Była lekka jak piórko, więc nie wymagało to żadnego wysiłku. Otworzył klatkę, wyszedł na zewnątrz i zamknął ją za sobą.
Wiedział, że nadszedł czas.
Niezły pokaz, pomyślała Riley.
Głos Larry’ego Mullinsa trochę drżał. Kiedy skończył wygłaszać przygotowane oświadczenie przed komisją warunkową i rodzinami swoich ofiar, brzmiał, jakby był bliski łez.
– Miałem piętnaście lat na to, by spojrzeć wstecz – oznajmił Mullins. – Nie ma dnia, żebym tego nie żałował. Nie mogę cofnąć czasu i zmienić tego, co się stało. Nie mogę przywrócić Nathana Bettsa i Iana Hartera do życia. Ale został mi jeszcze czas, aby wnieść znaczący wkład w społeczeństwo. Dlatego proszę o szansę.
Mullins usiadł. Jego adwokat podał mu chusteczkę, którą wytarł oczy – chociaż Riley nie zauważyła żadnych prawdziwych łez.
Rzeczniczka praw stron wraz z kuratorem rozmawiali szeptem, podobnie jak członkowie komisji do spraw przedterminowych zwolnień warunkowych.
Riley wiedziała, że wkrótce nadejdzie jej kolej, by zeznawać. Tymczasem badała twarz Mullinsa.
Dobrze go pamiętała i stwierdziła, że niewiele się zmienił. Nawet wtedy, gdy zeznawał z poważną miną zapewniającą o niewinności, wyglądał schludnie i mówił z elokwencją. Jeśli teraz był bardziej zatwardziały, ukrył to za wyrazem żalu. Wtedy pracował jako niania lub, jak wolał nazywać to jego adwokat, “pan niania”.
Читать дальше