– Do Oksfordu? – Daniel powtórzył z niedowierzaniem.
– Jasne, od samego początku miałam taki zamiar, ale nie dałeś sobie tego powiedzieć – odparła, czule klepiąc ojca po ramieniu.
Daniel spojrzał w kierunku wejścia.
– A oto i nasz pan młody – mruknął.
Na twarzy Marka odmalowało się niezadowolenie.
– Pewnie już namówiliście ją, żeby zrezygnowała – powiedział na powitanie.
– Nie było takiej potrzeby – odrzekła Lee. – Phoebe doskonale wie, że żadne z was nie dojrzało jeszcze do małżeństwa. Chyba ty też to rozumiesz.
– Wszystko byłoby w porządku, gdybyś nie skąpiła mi moich własnych pieniędzy – zirytował się Mark. – To wszystko twoja wina i gdybyś…
Nie dokończył, gdyż mocna pięść Daniela wylądowała na jego szczęce, w wyniku czego wyciągnął się jak długi na podłodze.
– Przepraszam – mruknął Daniel, rozmasowując sobie dłoń. – Nie chciałem zachowywać się jak dzikus, ale nie pozwolę, żeby ktoś obrażał moją przyszłą żonę.
– Och, jak cudownie! – wykrzyknęła z prawdziwą radością Phoebe. – Już myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie.
– Ale… – zaczęła Lee, zaskoczona obrotem wydarzeń.
– Kochanie – odezwał się Daniel, podnosząc rękę. – Osiwiałbym, gdybym miał czekać na twoją decyzję, więc nie zamierzam tego robić, zwłaszcza po ostatniej nocy. A więc przestań się wahać i daj mi wreszcie odpowiedź, żebyśmy mogli wziąć ślub.
– Rozumiem, że moja odpowiedź powinna brzmieć „tak”? – roześmiała się.
– Innej nie przyjmę do wiadomości. Może nie jestem najlepszą partią, bo zachowuję się protekcjonalnie i apodyktycznie, ale cię kocham. Chodźmy zaraz do tej kuźni i weźmy ślub.
– Ale to nie jest oficjalna ceremonia – przypomniała mu Lee.
– Nieważne, oficjalną urządzimy po powrocie do Londynu. Zależy mi na tej w kuźni, bo wiem, że słowa danego tutaj na pewno nie złamiesz.
Lee wahała się jeszcze przez chwilę, zbierając w sobie odwagę, by wykonać ten decydujący krok.
– Dobrze, wyjdę za ciebie – odpowiedziała wreszcie, podając mu rękę.
Razem z uśmiechniętą Phoebe i nadąsanym Markiem powędrowali z powrotem do kuźni, gdzie stało jeszcze to samo kowadło, które było niemym świadkiem błędu, jaki Lee popełniła przed prawie czternastoma laty. Tym razem jednak wiedziała, że decyzja, jaką właśnie podjęła, jest najsłuszniejszą decyzją w jej życiu.
Stanąwszy po obu stronach kowadła, Lee i Daniel wzięli się za ręce.
– Ja, Daniel, biorę wszystkich tu obecnych na świadków, że odtąd Leonie będzie moją umiłowaną żoną.
– Ja, Leonie, biorę wszystkich tu obecnych na świadków, że odtąd Daniel będzie moim umiłowanym mężem.
Wtedy przewodnik uderzył młotem w kowadło i zawołał:
– Niech się tak stanie!
***