Gdy podjechałam pod dom, spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że jestem o wiele za wcześnie, jak zwykle. Przysiadłam więc na skuterze, otworzyłam teczkę i wyjęłam książkę do greki, by przejrzeć lekcję, którą miałam powtórzyć w szkole dziś rano (gdyby tak moi nauczyciele wiedzieli, że urwałam się ze szkoły, by pójść do łóżka z chłopakiem!). Byłam jednak niespokojna i w kółko kartkowałam książkę, nie rozumiejąc ani słowa; czułam, jak szybko bije mi serce, jak prędko płynie krew w żyłach. Odłożyłam książkę i przejrzałam się w lusterku skutera. Pomyślałam, że moje różowe okulary powinny go zachwycić i że czarne poncho na moich ramionach powinno go zszokować; uśmiechnęłam się, przygryzając wargi, i poczułam dumę z samej siebie. Do dziewiątej brakowało tylko pięciu minut, więc nie byłby to dramat, gdybym zadzwoniła wcześniej.
Gdy tylko nacisnęłam dzwonek domofonu, ujrzałam za oknem jego gołe plecy; podciągnął żaluzje i ostrym, ironicznym tonem oświadczył:
– Jeszcze pięć minut, poczekaj tam, zawołam cię dokładnie o dziewiątej.
W tamtym momencie zaśmiałam się głupio, ale teraz, gdy to przemyślałam, wydaje mi się, że było to przesłanie, które miało dokładnie wyjaśnić, kto ustala zasady, a kto ma ich przestrzegać.
Wyszedł na balkon i powiedział:
– Możesz wejść.
Na schodach poczułam zapach kocich sików i suszonych kwiatów, usłyszałam otwieranie drzwi; pokonywałam po dwa schodki naraz. Zostawił otwarte drzwi i weszłam, wołając go po cichu; usłyszałam hałasy w kuchni i skierowałam się do pokoju, on wyszedł mi naprzeciw, zatrzymując mnie szybkim, ale miłym pocałunkiem w usta, który przywołał wspomnienie ich truskawkowego smaku.
– Idź tam, zaraz przyjdę – powiedział, wskazując mi pierwsze drzwi na prawo. Weszłam do jego pokoju, w którym był totalny bałagan. Było jasne, że pokój ten obudził się przed chwilą razem z nim. Na ścianie wisiały tablice rejestracyjne amerykańskich samochodów, plakaty z kreskówek manga i rozmaite zdjęcia z jego podróży. Na komodzie stała fotografia z dziecięcych lat, dotknęłam jej lekko palcem, a on podszedł od tyłu i położył ramkę zdjęciem do dołu, mówiąc, że nie powinnam go oglądać.
Schwycił mnie za ramiona, obrócił, przyjrzał mi się dokładnie i krzyknął:
– Jak ty się, do cholery, ubrałaś?!
– Odpieprz się – odpowiedziałam, zraniona po raz kolejny. Zadzwonił telefon, więc Daniele wyszedł z pokoju, by go odebrać; nie słyszałam dokładnie, co mówił, tylko jakieś wyciszone słowa i tłumione śmiechy. W pewnym momencie usłyszałam:
– Poczekaj chwilę. Zajrzę do niej, a potem ci powiem. Wtedy wsunął głowę przez drzwi i spojrzał na mnie, wrócił do telefonu i powiedział:
– Stoi obok łóżka z rękami w kieszeniach. Teraz ją przelecę, a potem ci powiem. Cześć.
Wrócił z uśmiechniętą twarzą, a ja odpowiedziałam nerwowym uśmiechem.
Nic nie mówiąc, opuścił żaluzje i zamknął na klucz drzwi do swojego pokoju; patrzył na mnie przez chwilę, zsunął spodnie i został w slipach.
– No? Na co jeszcze czekasz w tym ubraniu? Rozbieraj się! – powiedział z grymasem na twarzy.
Śmiał się, gdy się rozbierałam, a kiedy już byłam całkiem naga, powiedział, przechylając lekko głowę:
– Hm… jesteś całkiem niezła. Zawarłem umowę z piękną cipką.
Tym razem nie uśmiechnęłam się, byłam zdenerwowana, patrzył na moje białe, jasne ramiona, które błyszczały w przedzierających się przez okno promieniach słońca. Zaczął całować moją szyję, potem stopniowo schodził coraz niżej, na piersi, a następnie do mojego Sekretnego Miejsca, gdzie zaczęły już płynąć wody Lety.
– Dlaczego się nie wydepilujesz? – szepnął.
– Bo nie – powiedziałam też szeptem. – Tak mi się bardziej podoba.
Schylając głowę, dostrzegłam jego podniecenie i wtedy spytałam, czy chce zacząć.
– Jak chciałabyś to zrobić? – spytał od razu.
– Nie wiem, ty mi powiedz… nigdy tego nie robiłam – odpowiedziałam lekko zawstydzona.
Wyciągnęłam się na jego niepościelonym łóżku, na zimnej pościeli, Daniele położył się na mnie, popatrzył mi prosto w oczy i powiedział:
– Usiądź na mnie.
– Nie będzie mnie bolało kiedy będę na górze? – spytałam niemal z wyrzutem.
– A czy to ważne?! – krzyknął, nie patrząc na mnie.
Wdrapałam się na niego i pozwoliłam, by jego dzida wbiła się w środek mojego ciała. Odczułam niewielki ból, ale nie było to nic strasznego. Fakt, że czułam go w środku, wcale nie wywołał u mnie tego wstrząsu, którego się spodziewałam, wręcz przeciwnie. Jego członek powodował wewnątrz uczucie pieczenia i podrażnienia, ale czułam się w obowiązku pozostać z nim szczepiona.
Moje usta, napięte w uśmiechu, nie wydały żadnego jęku. Okazanie mu, że cierpię, byłoby wyrażeniem uczuć, których on nie chce znać. Chce korzystać z mojego ciała, nie chce poznać mego świata.
– No dalej, mała, nie zrobię ci krzywdy – powiedział.
– Dobrze, spokojnie, nie boję się. A czy ty nie mógłbyś być na górze? – spytałam z lekkim uśmiechem.
Zgodził się, wzdychając, i wskoczył na mnie.
– Czy coś czujesz? – spytał, gdy powoli zaczął się poruszać.
– Nie – odpowiedziałam, sądząc, że ma na myśli ból.
– Jak to nie? Czy to przez prezerwatywę?
– Nie wiem – ciągnęłam dalej – nie czuję żadnego bólu. Spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
– Ty, kurwa, wcale nie jesteś dziewicą!
Nie odpowiedziałam od razu i patrzyłam na niego zszokowana.
– Jak to nie? Przepraszam, co masz na myśli?
– Z kim to zrobiłaś, co? – spytał, podnosząc się pospiesznie z łóżka i zbierając rozrzucone na podłodze ubrania.
– Z nikim, przysięgam! – powiedziałam głośno.
– Na dzisiaj koniec.
Pamiętniku, nie ma sensu opowiadać reszty. Poszłam sobie, nie mając nawet odwagi, by płakać lub krzyczeć, z ogromnym smutkiem, który ściskał mi serce i powoli je trawił.
6 marca 2001
Dziś przy obiedzie matka spojrzała na mnie badawczo i zdecydowanym tonem spytała, o czym tak rozmyślam w ostatnich dniach.
– O szkole – powiedziałam, wzdychając. – Bardzo dużo nam zadają.
Ojciec dalej nawijał na widelec spaghetti, unosząc wzrok, by dokładniej śledzić w dzienniku ostatnie zawirowania w polityce. Wytarłam usta w obrus i poplamiłam go sosem; szybko wybiegłam z kuchni, gdy matka zaczęła mi wypominać, że nigdy nie okazywałam szacunku dla niczego i dla nikogo, że ona w moim wieku była osobą odpowiedzialną i prała obrusy, zamiast je brudzić.
– Tak, tak! – wrzeszczałam z drugiego pokoju. Rozłożyłam łóżko i wsunęłam się pod kołdrę, zalewając prześcieradło łzami.
Zapach płynu do płukania mieszał się z dziwnym zapachem śluzu, który płynął mi z nosa, obtarłam go dłonią i wytarłam też łzy. Obserwowałam wiszący na ścianie portret, który narysował mi kiedyś w Taorminie jakiś brazylijski malarz. Zatrzymał mnie, gdy sobie szłam, i powiedział:
– Masz taką piękną twarz, pozwól, że ją narysuję. Zrobię to za darmo, naprawdę.
I kiedy ołówkiem szkicował na papierze linie, jego oczy błyszczały i śmiały się – zamiast ust, które w tym czasie były nieruchome.
– Dlaczego pan sądzi, że mam ładną twarz? – spytałam go w trakcie pozowania.
– Dlatego, że wyraża piękno, czystość, niewinność i uduchowienie – odpowiedział, wykonując zamaszyste gesty.
Wtulona w pościel myślałam o słowach malarza, a potem o wczorajszym ranku, kiedy utraciłam to, co stary Brazylijczyk dostrzegł we mnie jako coś rzadkiego. Utraciłam to pośród zbyt zimnych prześcieradeł i w rękach kogoś, kto pożarł własne serce, i teraz przestało ono bić. Umarło. Ja, pamiętniku, mam serce, nawet jeśli on tego nie dostrzega i nawet jeśli nikt nigdy tego nie dostrzeże. Ale zanim je otworzę, będę oddawać swe ciało każdemu mężczyźnie, i to z dwóch powodów: dlatego że być może rozsmakowując się we mnie, poczuje smak złości i goryczy, a w związku z tym wykaże odrobinę czułości, a ponadto -może rozkocha się w mej namiętności do tego stopnia, że nie będzie mógł bez niej żyć. Dopiero później oddam się całkowicie, bez wahania, bez przymusu, by nie uronić ani odrobiny tego, czego zawsze pragnęłam. Będę go mocno trzymać w ramionach i będę go pielęgnować jak rzadki i delikatny kwiat, uważając, by nie zniszczył go nagły powiew wiatru, przysięgam.
Читать дальше