Po krótkim namyśle zaoferowała sir Mortimerowi sumę znacznie mniejszą od żądanej.
Zaczęły się negocjacje.
Malvina niejeden raz była świadkiem, kiedy ojciec uzgadniał cenę. Zawsze prowadził rozmowę spokojnie, nieco znudzonym głosem.
W ten sposób sprzedawca nie miał nigdy pewności, do jakiego stopnia nabywcy zależy na towarze.
Teraz starała się zachowywać podobnie.
Pogrążeni w cichej rozmowie wyszli ze stajen.
Hrabina popatrywała na nich ze zdziwieniem.
Wraz z sir Mortimerem dziewczyna stała na tyle daleko, że nie można było usłyszeć, o czym rozmawiają, a dla postronnego obserwatora ich targi wyglądały na przyjacielską pogawędkę.
Uzgodnienie ceny zajęło im niemal kwadrans, lecz w końcu sir Mortimer skapitulował. Przystał na sumę znacznie niższą niż żądana początkowo.
– Niełatwo ubijać z tobą interesy, Malvino! – zauważył.
– Był pan zbytnim optymistą biorąc mnie za żółtodzioba – rzekła dziewczyna. – A przy okazji… przywykłam, by zwracano się do mnie „panno Maulton”.
– Nonsens! – oburzył się sir Mortimer. – Nie mogę przecież traktować pani tak formalnie.
Przy tym… jeśli już znalazłem dla pani tak wspaniałe konie, czy przypadkiem nie zmieniłaby pani zdania i nie przyjęła ich w prezencie ślubnym?
Malvina nie mogła się nie roześmiać.
Gdyby się rzeczywiście zgodziła na coś tak nieprawdopodobnego, bez wątpienia po ślubie zapłaciłaby za ten podarunek bardzo wysoką cenę.
Wróciła do stajni, zawiadomiła służbę, że przyśle po konie własnych stajennych, i rozdała szczodre napiwki.
Idąc do powozu myślała jeszcze o tym, że sir Mortimer jest zapewne całkiem zadowolony z odniesionych korzyści. Trzeba było jednak przyznać, że na nie zasłużył. W końcu przecież udzielił jej cennej informacji, dzięki czemu stała się właścicielką koni, z których posiadania byłby dumy nawet jej ojciec.
W drodze do domu babka dziewczyny wróciła jeszcze w rozmowie do osoby sir Mortimera.
– Nie podoba mi się ten człowiek – rzekła w zamyśleniu. – Jest w nim jakaś nieprawość.
– Wiem, babciu. Mam takie samo odczucie.
Wyobraź sobie, miał czelność pytać, czy może dołączyć do mojego piątkowego przyjęcia!
– Odmówiłaś mu, oczywiście? – upewniła się hrabina.
– Nie pozostawiłam wątpliwości, że jest za stary – wyjaśniła Malvina.
Hrabina uśmiechnęła się ukontentowana.
– To mu się nie spodoba! Roi sobie, że jest eleganckim młodym amantem, ale przecież ma już trzydzieści sześć lat, a zalecał się do każdej bogatej panny, od kiedy ukończył szkoły.
Malvina roześmiała się wesoło.
– Staram się z całych sił, by nie miał chęci zalecać się do mnie.
– Dobrze robisz, kochana – podsumowała krótko hrabina.
Następnego dnia musiały wcześnie wyruszyć w podróż na wieś.
Malvina oczekiwała wyjazdu do Maulton Park prawdziwie podekscytowana. Wmawiała sobie, że powodem jest powrót do ukochanego domu, ale w głębi duszy całkiem jasno zdawała sobie sprawę z rzeczywistej przyczyny: chciała jak najszybciej usłyszeć o postępach w pracach nad projektem toru wyścigowego.
Nie mogła się także doczekać wiadomości, czy lord Flore przyjął hrabiego tak, jak sobie wyobrażała. Musiał być przecież mocno zaskoczony niespodziewaną wizytą młodego człowieka.
Ciekawa też była, jak zareagował na oświadczenie hrabiego, że spłaciła jego długi.
Do Maulton Park dotarły w porze obiadu.
Zaraz po jedzeniu hrabina udała się na górę, by nieco wypocząć, a Malvina pobiegła do stajen.
– Czy lord Flore trenował wierzchowce? – zapytała Hodgsona.
– Był tutaj z samego rana, panienko – odpowiedział masztalerz. – Z jednym młodym panem.
– Osiodłaj dla mnie Lotnego Smoka – poprosiła Malvina.
– Byłem pewien, że panienka zechce go dosiąść zaraz po przyjeździe – powiedział Hodgson. – Czeka gotowy.
Chłopak stajenny wyprowadził wierzchowca z boksu.
Malvina czule pogładziła konia po nozdrzach, a on, wyraźnie zadowolony z jej widoku, trącił ją kształtnym łbem.
– Kogo panienka weźmie ze sobą? – zapytał Hodgson.
– Nikogo – odparła Malvina. – Jadę tylko do klasztoru Flore, a jeśli będę potrzebowała eskorty w drodze powrotnej, lord Flore mnie odprowadzi.
– Więc nie będę się o panienkę martwił – uśmiechnął się Hodgson.
– Nigdy nie ma powodu, byś się o mnie martwił – odparowała Malvina.
Hodgson pomógł jej wsiąść.
Śpiesznie popędziła konia. Nie miała wiele czasu na odwiedziny w klasztorze Flore, ponieważ zaproszone na przyjęcie towarzystwo zacznie się zjeżdżać do Maulton Park w porze popołudniowej herbaty. Nawet nie zatrzymała się, jak to. zwykle czyniła, w Dzikim Lesie. Do starego zamczyska dotarła po niecałym kwadransie.
Nikt nie wyszedł jej na spotkanie.
Zsiadła z Lotnego Smoka i wyjątkowo starannie zawiązała wodze na przednim łęku.
Wbiegła na schody prowadzące do wejścia.
W wielkim hallu nie zastała żywej duszy.
Ruszyła korytarzem zastanawiając się, gdzie najszybciej kogoś odnajdzie.
Otworzyła drzwi dawnej komnaty opata.
Bezwiednie krzyknęła zdumiona.
Środek pomieszczenia zajmowała wysoka drabina. Na ostatnich szczeblach stał nie kto inny, lecz sam hrabia i… malował sufit. Wyglądał zupełnie inaczej niż wówczas, gdy Malvina widziała go ostatnim razem. Był bez marynarki, bez fularu i miał wysoko podwinięte rękawy koszuli.
Spojrzał w dół.
– Och, panno Maulton! – wykrzyknął. – To pani! Jakże się cieszę!
Ostrożnie zszedł z drabiny.
Kiedy dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń na powitanie, spojrzał żałośnie na własną rękę grubo pokrytą farbą.
– Lepiej nie będę się teraz z panią witał – rzekł skruszony. – Ślicznie pani wygląda!
– Co pan robi? – spytała dziewczyna spoglądając w górę.
– Prawie skończyłem sufit – odpowiedział z dumą. – Potem zabieram się do ścian.
– Mówiłam panu, że tutaj jest się czym zająć!
– I w dodatku naprawdę warto. Nigdy nie widziałem równie pięknych fresków!
– Gdzie znajdę lorda Flore?
– W sąsiedniej komnacie – rzekł hrabia.
– Na pewno będzie chciał pani coś pokazać.
– Pójdę do niego.
– Ja też tam przyjdę, jak tylko to skończę i umyję ręce – powiedział hrabia.
Na powrót wdrapał się na drabinę. Widać było, że chce jak najszybciej wrócić do swojego zadania.
Malvina zostawiła go przy pracy.
Otworzyła drzwi sąsiedniej komnaty i ujrzała ustawiony na środku ogromny stół.
Lord Flore, mocno czymś zajęty, pochylał się nad blatem.
Usłyszawszy kroki Malviny, podniósł na dziewczynę zdziwione spojrzenie.
– Czy też byłaś po prostu ciekawa, jak sobie radzę? – zapytał.
Malvina roześmiała się, bo i w jednym, i w drugim było trochę prawdy.
– Pochlebiasz sobie! – rzekła przekornie.
– Po prostu byłam ciekawa, jak przyjąłeś niespodziewanego gościa.
– David to miły chłopiec. Natychmiast zaprzągłem go do pracy.
– Właśnie widziałam. Odniosłam wrażenie, że jest dosyć zadowolony.
Podeszła do stołu. Na pulpicie rozpostarte były szczegółowe plany toru wyścigowego i one to właśnie tak absorbowały lorda Flore.
Na dużej płachcie papieru zaznaczono nazwy ziem należących do majątku lorda Flore, na których miał się rozciągać teren wyścigów.
Przyjrzawszy się bliżej, Malvina dostrzegła, że sąsiad włączył w przedsięwzięcie także pewien obszar należący do Maulton Park.
Читать дальше