— Nie ruszaj się. Teraz będę pił twą krew, lecz nie pozwolę ci umrzeć. Chcę, abyś był spokojny, tak spokojny, abyś mógł usłyszeć, jak twoja krew przepływa do moich żył. Tylko wysiłkiem woli i świadomością chwili możesz utrzymać się przy życiu.
Chciałem jeszcze walczyć, ale przycisnął mnie tak silnie, że całkowicie panował nad moim wyprężonym jak struna ciałem. Gdy tylko zaniechałem oporu, zatopił zęby w mojej szyi.
Oczy chłopaka rozszerzyły się. W trakcie opowieści odsuwał się coraz bardziej i bardziej. Twarz mu stężała, przymrużył oczy, jak gdyby przygotowywał się do odparcia ciosu.
— Czy przydarzyło ci się kiedykolwiek utracić dużą ilość krwi? — zapytał wampir. — Czy znasz to uczucie?
Usta chłopca ułożyły się do wyrazu „nie”, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Przełknął ślinę.
— Nie!
— Świece paliły się u góry w holu, tam gdzie wcześniej planowaliśmy śmierć zarządcy. Na galerii kołysała się na wietrze lampa naftowa. Światło świec i lampy zlewało się i migotliwy blask wypełnił klatkę schodową.
— Słuchaj, miej oczy otwarte — wyszeptał Lestat. Czułem jego oddech na szyi. Pamiętam, że gdy mówił, wszystkie włosy na moim ciele zelektryzowały się, a całe ciało drżało. Przypominało to dreszcz namiętności…
Wampir zadumał się. Zgięte palce prawej ręki podłożył pod brodę. Miało się wrażenie, że wyciągniętym palcem dłoni gładzi się delikatnie po podbródku.
— No cóż, rezultat tego był taki, że w przeciągu kilku minut, byłem tak osłabiony, że prawie nie mogłem się ruszyć. Ogarnięty paniką zdałem sobie sprawę z tego, że nawet gdybym bardzo chciał, nie jestem w stanie nic zrobić. Lestat oczywiście nadal przytrzymywał mnie, a jego ramię ważyło chyba tonę. Poczułem, że wyszarpnął zęby z mojej szyi tak gwałtownie, że dwie zostawione przez ugryzienie rany wydawały się ogromne i były bolesne. Teraz pochylił się nad moją bezwładną głową, i zdjąwszy ze mnie swą prawą rękę, ugryzł własny nadgarstek.
Krew trysnęła na koszulę i marynarkę. Przyglądał się temu z przymrużonymi, błyszczącymi oczyma. Wydawało mi się, że stał tak całą wieczność i patrzył, a odblaski światła migocące za jego głową były jak tło zjawy. Myślę, że już wtedy zrozumiałem, co zamierza zrobić i czekałem, zdawałoby się jakby latami całymi, całkowicie zdany na jego łaskę, na to, co ma nastąpić.
Przycisnął swój krwawiący nadgarstek do moich ust i powiedział stanowczo z lekkim zniecierpliwieniem:
— Louis, pij! Zacząłem pić jego krew.
„Tylko powoli, Louis, teraz szybciej” — szeptał do mnie wiele razy. Piłem, wysysając jego krew z rany w nadgarstku. Po raz pierwszy od czasów niemowlęctwa doświadczając tej szczególnej przyjemności ssania pokarmu, całym ciałem, skupiając się na tym jedynym źródle życia. I wtedy wydarzyło się coś szczególnego.
Wampir oparł się na krześle, jego brwi uniosły się lekko.
— Jak trudno opisać rzeczy, których tak naprawdę nie da się opisać — powiedział po chwili cicho, ledwie szeptem.
Chłopak siedział bez ruchu jak przykuty do krzesła.
— Gdy piłem jego krew, poza światłem, nie widziałem nic. A potem następną rzeczą, jaką odczułem, był… dźwięk. Głuchy huk na początku, a następnie łomotanie, dudnienie, jak w wielki bęben, narastające, jak gdyby jakiś nadludzki olbrzym przedzierał się powoli przez ciemny i tajemniczy las. Tuż po chwili usłyszałem identyczny, drugi taki odgłos, jakby za pierwszym olbrzymem, w pewnej odległości pojawił się drugi, a każdy z nich w rytmie swojego własnego dudnienia. Hałas narastał, zbliżał się coraz bardziej, aż wydawało się, że wypełnia już nie tylko mój zmysł słuchu, ale i wszystkie pozostałe. Zdawał się tętnić i pulsować w wargach i palcach, w skroniach i żyłach. Przede wszystkim w żyłach. Najpierw jeden odgłos dudnienia, potem ten drugi. Aż wreszcie Lestat wyszarpnął rękę, odrywając ją od moich ust. Otworzyłem oczy i odzyskałem świadomość. Ponownie sięgnąłem po jego rękę, chwyciłem ją i siłą przywarłem do ust. Zdałem sobie sprawę, że odgłosy tego bębna były biciem mego serca, i jego serca, nas obu. — Wampir westchnął. — Czy ty to rozumiesz? Chłopiec zaczął coś mówić i potrząsnął głową.
— Nie…, to jest tak — powiedział. — To jest… to jest…
— Oczywiście — odrzekł wampir, odwracając wzrok.
— Chwileczkę, chwileczkę — powiedział chłopak — taśma już się prawie kończy, muszę ją odwrócić.
Wampir spokojnie przyglądał się, jak chłopak zmieniał taśmę i ponownie włączył magnetofon.
— I co stało się potem? — Usłyszał po chwili.
Twarz chłopaka była spocona, więc wytarł ją chusteczką.
— Zmienił się mój sposób widzenia — podjął na nowo wampir. — Widziałem rzeczy wokół siebie tak, jak widzą to wampiry. — Jego głos był z lekka obojętny, wydawało się, jakby myśli wampira przez moment odbiegły gdzieś dalej. Zaraz jednak poprawił się na krześle i kontynuował:
— Lestat stał ponownie przy schodach i dostrzegałem teraz to, czego poprzednio nie widziałem. Przedtem jego skóra wydawała mi się biała, tak uderzająco biała, że w nocy prawie świeciła. Teraz widziałem go, jakby był kimś takim samym jak ja. Jego twarz promieniała, ale nie była wcale świecąca. Zobaczyłem wtedy także, że nie tylko Lestat zmienił się, lecz i wszystko, co mnie wokół otaczało.
To było tak, jakbym dopiero teraz po raz pierwszy zaczął widzieć kolory i prawdziwe kształty rzeczy. Widok guzików na czarnym surducie Lestata tak przykuł moją uwagę, że wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę, aż on zaczął się śmiać ze mnie. A i śmiech ten słyszałem teraz tak, jak nigdy wcześniej. Nadal też słyszałem jego serce niczym uderzenia w bęben. Miałem zamęt w głowie, bo każdy nowy dźwięk nakładał się na poprzedni, tworząc mieszaninę odgłosów, aż do chwili gdy nauczyłem się je oddzielać, a wtedy, choć nakładały się na siebie, każdy z nich cichy ale wyraźny, narastający lecz nie ciągły, jak salwy śmiechu — wampir uśmiechnął się z rozkoszą — jak huk dzwonów.
— Przestań patrzeć na moje guziki — odezwał się Lestat. — Wstań i idź popatrzeć na drzewa. Wybierz się na spacer i pozbądź się resztek zbytecznego człowieczeństwa w swoim ciele. Tylko nie zakochaj się przypadkiem do szaleństwa w tej nocy, żebyś mógł odnaleźć drogę powrotną do domu!
To rzeczywiście była mądra rada. Kiedy bowiem ujrzałem światło księżyca na bruku przed domem, wpadłem w takie oczarowanie, że musiałem spędzić tam chyba z godzinę. Minąłem bez większego zainteresowania kaplicę w ogrodzie, i stojąc pomiędzy zagajnikami bawełny i dębami, wsłuchiwałem się w noc, jak gdyby był to chór szepczących kobiet, przywołujących mnie do swych piersi. Co do mojego ciała, nie było jeszcze całkowicie przemienione i jak tylko zacząłem jako tako odróżniać dźwięki i obrazy, poczułem fizyczny ból. Opuszczały mnie wszystkie moje człowiecze fluidy, wypychane przez nową postać. Umierałem jako człowiek, a przecież byłem najzupełniej żyw jako wampir. Wraz z budzącymi się zmysłami, musiałem nadzorować śmierć mojego ludzkiego ciała, choć nie bez pewnego niepokoju, a wkrótce nawet strachu. Wbiegłem z powrotem na schody i wpadłem do górnego holu, gdzie zastałem Lestata przeglądającego moje papiery dotyczące plantacji, porównującego wydatki i zyski za ostatni rok.
Читать дальше