Dean Koontz - Łzy Smoka

Здесь есть возможность читать онлайн «Dean Koontz - Łzy Smoka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łzy Smoka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łzy Smoka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wydawałoby się, że nie może istnieć żaden związek pomiędzy parą szanowanych detektywów z policji w Laguna Beach i trójką bezdomnych włóczęgów. A jednak tajemnicza, przerażająca istota przepowiedziała, że wszyscy umrą jeszcze tej nocy.
Po ogłoszeniu wyroku cały świat otaczający bohaterów nagle się zmienia, przestają obowiązywać nawet prawa fizyki i wszędzie czyhają niebezpieczeństwa.
Skazani nie poddadzą się jednak; będą działać wspólnie, by przed świtem dotrzeć do sanktuarium nowego, straszliwego boga…

Łzy Smoka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łzy Smoka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jak leci, Ricky?

– Całkiem nieźle. A tobie?

– Miewałem lepsze dni – przyznał Harry.

Kuchnia była duża i weselsza niż przedpokój. Podłogę wyłożono kamiennymi płytami, stały tu szafki z sękatej sośniny, wielkie okno wychodziło na obszerny ogród z tyłu domu. W radio grał Kenny G. Pachniało kawą.

– Napijesz się kawy? – spytał Ricky.

– Nie chcę ci sprawiać kłopotu.

– Jaki kłopot? Właśnie zaparzyłem świeży dzbanek.

Podczas gdy Ricky wyjmował z szafki filiżankę ze spodeczkiem i nalewał kawę, Harry bacznie mu się przyglądał. Zmartwiło go to, co zobaczył.

Ricky wyglądał mizernie. Ubranie było dla niego za luźne. Zaciągnął pasek na ostatnią dziurkę, a siedzenie spodni zwisało jak pusty worek. To znaczy, jeszcze bardziej stracił na wadze. W kącikach oczu i wokół ust rysowały mu się głębokie zmarszczki. Skóra utraciła elastyczność. Siwe włosy, cera i białka oczu miały niezdrowy żółtawy odcień, podobnie jak przy żółtaczce, choć może padał tylko na nie odblask od koszuli.

Enrique Estefan był starcem. Miał dopiero trzydzieści sześć lat, o rok mniej niż Harry, a mimo to był starcem.

2

Zazwyczaj niewidoma kobieta żyła w urojonym świecie, nieświadoma otaczającej ją rzeczywistości. Jej wewnętrzny świat, królestwo najbujniejszej fantazji, to różowe i bursztynowozłote zamki, nefrytowe pałace, luksusowe wieżowce, posiadłości w Bel Air na tle soczystej zieleni wielkich trawników. W tym świecie była absolutną władczynią, a czasem sławną aktorką, modelką, pisarką czy primabaleriną, która przeżywa cudowne, romantyczne przygody. Niekiedy jednak ten świat zmieniał się w imperium zła – mroczne wieże, ociekające wilgocią lochy, w których leżały rozkładające się trupy, upiorne krajobrazy, jałowe jak kratery na Księżycu, zaludnione przez groźne stwory. Tu zawsze musiała uciekać i kryć się, przejęta panicznym strachem, ani potężna, ani sławna, często naga i zziębnięta.

Czasami jej wizje nie przybierały konkretnych kształtów, były jedynie połączeniem kolorów, dźwięków i zapachów, bez linii i faktury, a ona unosiła się pośród nich, pełna zdumienia i zachwytu. Często grała muzyka – Elton John, Three Dog Night, Nilsson, Marvin Gaye, Jim Croce, głosy z czasów jej młodości – a kolory wirowały i eksplodowały w rytm piosenek, tworząc feerię światła tak olśniewającą, że niemożliwą w prawdziwym świecie.

Nawet podczas takiej amorficznej fazy cudowne obrazy w jej głowie mogły zmienić się w scenerię mroczną i przerażającą. Kolorowe wiry ciemniały i krzepły, muzyka stawała się atonalna, złowieszcza. Kobieta czuła, że porywa ją lodowaty, burzliwy nurt, czuła, że krztusi się gorzką wodą, walczy, by nabrać w płuca trochę kwaśnego powietrza, oszalała ze strachu, modląc się, by dotrzeć do ciepłego, suchego brzegu.

Co jakiś czas, tak jak teraz, wynurzała się ze swych rojeń i wracała do rzeczywistości. Stłumione głosy w przyległych pokojach i na korytarzu. Skrzyp gumowych podeszew. Sosnowy zapach środka dezynfekcyjnego, wonie lekarstw, niekiedy ostry odór moczu. Leżała w świeżej, czystej pościeli, która chłodziła rozpaloną skórę. Kiedy wyplątała z prześcieradeł prawą rękę i wyciągnęła ją na oślep w bok, natrafiła na zimną stalową poręcz ochronną szpitalnego łóżka.

Najpierw zaabsorbowała ją konieczność określenia dziwnego dźwięku. Nie próbowała się podnieść, lecz uczepiona poręczy słuchała z wytężeniem. Początkowo wydało jej się, że to ryk tłumu na odległym stadionie. Nie. Nie tłum. Ogień. Huk, szum i syk niszczących płomieni. Serce zaczęło jej mocno walić, lecz w końcu rozpoznała dźwięk. Nie ogień, wręcz przeciwnie wielka ulewa.

Odprężyła się nieznacznie, a wtedy gdzieś blisko rozległ się szmer. Znów zesztywniała, od razu czujna.

– Kto tu jest? – spytała i stwierdziła z zaskoczeniem, że mówi ochryple i niewyraźnie.

– A, Jennifer, wróciłaś do nas.

Jennifer. A więc ma na imię Jennifer.

Głos należał do kobiety w starszym wieku, brzmiał w nim profesjonalny ton pielęgniarki, lecz również serdeczność.

Jennifer rozpoznała głos, wiedziała, że słyszała go już wcześniej, ale jeszcze się nie uspokoiła.

– Kim jesteś? – spytała, zła, że wciąż mówi niewyraźnie.

– To ja, Margaret, kochanie.

Stąpanie gumowych podeszew, zbliżających się do łóżka.

Jennifer skuliła się jak przed ciosem, choć nie wiedziała czemu.

Stawiła opór, kiedy czyjaś dłoń ujęła ją za rękę.

– Spokojnie, kochanie. Chcę tylko sprawdzić ci puls.

Jennifer ustąpiła i słuchała szumu deszczu.

Po chwili Margaret puściła jej przegub.

– Szybki, ale ładny i regularny.

Jennifer z wolna wracała pamięć.

– Jesteś Margaret?

– Tak.

– Dzienną pielęgniarką?

– Tak, kochanie.

– Więc jest rano?

– Dochodzi trzecia po południu. Za godzinę kończę dyżur. Potem zajmie się tobą Angelina.

– Dlaczego jestem zawsze taka zdezorientowana, kiedy… kiedy się budzę?

– Nie martw się tym, kochanie. Nie możesz nic na to poradzić. Nie masz sucho w ustach? Może chciałabyś się czegoś napić?

– O tak.

– Co ci podać, sok pomarańczowy, pepsi czy sprite’a?

– Proszę sok.

– Zaraz przyniosę.

Oddalające się kroki. Drzwi się otworzyły. Pozostały otwarte. Szum deszczu, odgłosy krzątaniny z innych pomieszczeń w budynku.

Jennifer było niewygodnie. Spróbowała się przekręcić w łóżku i przy tym ruchu zdała sobie sprawę nie tylko ze swojej słabości, lecz również z faktu, że ma sparaliżowaną lewą stronę ciała. Nie mogła ruszać lewą nogą, nawet samymi palcami. Nie miała też czucia w lewym ramieniu i ręce.

Ogarnął ją okropny strach. Była bezbronna, zdana na łaskę innych. Co się z nią stało? Jak się tu znalazła?

Podniosła prawą rękę. Przyszło jej to z trudem, jakby ręka wiele ważyła, chociaż Jennifer zdawała sobie sprawę, że jest chuda i wynędzniała.

Dotknęła ręką brody, ust. Trafiła na suche, spękane wargi. Kiedyś były inne. Mężczyźni lubili je całować.

W mroku niepamięci zamigotało wspomnienie: słodki pocałunek, szeptane na ucho czułe słówka. Był to tylko przelotny fragment, pozbawiony szczegółów, prowadzący donikąd.

Dotknęła prawego policzka, nosa. Kiedy badała lewą część swojej twarzy, czuła ją opuszkami palców, lecz skóra policzka nie rejestrowała dotyku. Mięśnie po tej stronie twarzy były jakby ściągnięte.

Po krótkim wahaniu przesunęła dłoń ku oczom. Końcami palców obwiodła ich kontury i nagle jej ręka zaczęła drżeć.

Przypomniała sobie nie tylko, jak trafiła w to miejsce. Wiedziała już wszystko. W jednej chwili wróciło do niej całe życie od czasów dzieciństwa, dużo więcej niż chciała pamiętać, niż mogła znieść.

Gwałtownie cofnęła rękę i wydała przeszywający jęk. Ciężar pamięci wprost ją miażdżył.

Usłyszała cichy skrzyp pantofli Margaret.

Postawiona na nocnym stoliku szklanka zadźwięczała o blat.

– Poczekaj, podniosę łóżko, żebyś mogła pić.

Zaszumiał mechanizm, wezgłowie łóżka uniosło Jennifer do pozycji siedzącej.

Kiedy ruch ustał, Margaret powiedziała:

– Co się stało, kochanie? Doprawdy, można by pomyśleć, że zaraz się rozpłaczesz… gdybyś mogła.

– Czy on wciąż przychodzi? – spytała drżącym głosem.

– Oczywiście, że tak. Co najmniej dwa razy w tygodniu. Byłaś nawet przytomna podczas jego odwiedzin kilka dni temu. Nie pamiętasz?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łzy Smoka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łzy Smoka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łzy Smoka»

Обсуждение, отзывы о книге «Łzy Smoka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x