— Tym razem wybrał pan walkę. — Współprezydent przeniosła wzrok na wyświetlacz.
— Tak. Ale gdybyśmy chcieli uciec, Syndycy nie zdołaliby nas dogonić.
I wychodzi na to, że dokonałem słusznego wyboru, pomyślał po chwili Geary. Ale nie mów hop, zanim nie przeskoczysz. Bitwa wciąż trwa, mimo że zadaliśmy wrogowi poważne straty.
— Oni wciąż zmierzają w kierunku eskadry pomocniczej — powiedział.
— Nie wygląda pan na zaniepokojonego.
— Nie. Gdyby zawrócili od razu po szturmie, kilka jednostek mogłoby się przedrzeć i uciec. A tak dali mi czas na skoncentrowanie sił. — Nie powiedział już głośno tego, co wydawało się oczywiste. Los każdego okrętu Syndykatu był przypieczętowany. Żaden z nich nie przetrwa do końca bitwy.
Desjani wskazała na wyświetlacz, chcąc zwrócić uwagę przełożonego. Rozkazy wydane formacji Lis Pięć Pięć zmusiły ścigające eskadrę pomocniczą niedobitki floty wroga do zmiany kursu. Dzięki temu jednostki sprawne oddzieliły się od tych, które nie były w stanie manewrować. I dzięki temu formacja Syndyków straciła spójność. Zdolne do walki okręty skręcały ku celowi, zachowując sześcienny szyk, skrócony teraz o jedną trzecią długości. W wielu jego miejscach ziały ogromne dziury, powstałe w wyniku pierwszego starcia.
Geary zauważył, że Rione także obserwuje podział floty przeciwnika. Część okrętów mknęła w kierunku eskadry pomocniczej, a część pozostała na pierwotnym kursie.
— Widziałam wiele raportów z kosmicznych bitew, komodorze, ale nigdy czegoś podobnego.
— Ta bitwa jeszcze się nie skończyła, pani współprezydent.
— Wiem o tym. Ale użyty przez pana szyk, sposób kierowania zgrupowaniami… Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Dlaczego?
Desjani uśmiechnęła się szeroko. Geary wiedział, że gdyby sam nie udzielił odpowiedzi, po prostu okrzyknęłaby go największym dowódcą wszech czasów.
— Formacje takie jak Lis Pięć od dawna nie są używane. Najprawdopodobniej dlatego, że wymagają specjalnego przeszkolenia i sporo doświadczenia w wydawaniu rozkazów z odpowiednim opóźnieniem. Proszę wziąć pod uwagę, że nasze jednostki są rozproszone w promieniu kilku minut świetlnych, a manewry muszą być na bieżąco synchronizowane. Trzeba umiejętnie kompensować niewielki, ale wciąż istotny wpływ efektu relatywistycznego na wyliczenia, a także przewidywać zachowania przeciwnika na podstawie opóźnionych obrazów. W dodatku opóźnienie różni się w zależności od tego, którą część floty nieprzyjaciela obecnie obserwujemy. — Przypomniał sobie przedstawienie, które oglądał przed laty. — Proszę sobie wyobrazić balet w czterech wymiarach. Wszystkie akty są odgrywane jednocześnie z różnym przesunięciem czasowym, a pani stara się połączyć je w całość i zrozumieć. Rione nawet nie próbowała ukryć zdumienia.
— Zadziwiające… Gdzie się pan tego nauczył?
Geary ciężko westchnął, zanim odpowiedział:
— Uczyłem się manewrowania od starych wygów, którzy doskonalili tę sztukę całymi dekadami.
Dopiero po chwili zrozumiała, co to oznacza.
— A oni od dawna nie żyją.
— Tak. — Spojrzał na nią ze smutkiem. — Wszyscy, których wyszkolili, zginęli w walce. Podobnie jak uczniowie tych drugich, którzy dopiero zaczynali szkolenia.
— Rozumiem. Zapomniane sekrety z czasów pokoju. Jeśli ci, którzy znają tajemnicę, przed śmiercią nie przekażą jej następcom, łańcuch zostaje przerwany. Umiejętność zaniknie i trzeba będzie odkrywać ją na nowo.
Geary przytaknął. Od dziesięcioleci nie uczono manewrowania w przestrzeni. Flota cofnęła się, stosując najprostsze szyki i najprymitywniejszą taktykę. Dopóki ja się nie pojawiłem, pomyślał, niczym starożytny generał, który wciąż zna zapomnianą przez barbarzyńców sztukę.
Przez następne kilka minut mógł się jedynie przyglądać formacjom Sojuszu zmierzającym w kierunku floty Syndykatu. Od czasu do czasu odbierał raport na temat uszkodzeń własnych okrętów albo szacunkowych strat przeciwnika. Jak do tej pory bilans był zdecydowanie korzystniejszy dla Sojuszu.
— Komodorze Geary, tutaj kapitan Numos. Żądam, aby okręty mojego zgrupowania otrzymały pozwolenie na zaatakowanie wroga.
Desjani zakaszlała, chcąc ukryć wybuch śmiechu. Gdy się już uspokoiła, starała się nie okazywać żadnych emocji.
Geary chwycił mocno konsolę komunikacyjną, ale powściągnął emocje i po chwili namysłu przemówił zimnym głosem:
— Kapitanie Numos, rolą pańskiej formacji jest odcięcie drogi ucieczki niedobitkom floty Syndykatu. Podobnie jak Lis Pięć Jeden, mieliście możliwość przechwycenia przeciwnika, zatem naprawdę nie rozumiem, jakim cudem nie weszliście z nim w kontakt.
Odpowiedź nadeszła po dłuższej chwili:
— Z rozmysłem wyznaczył nam pan pozycję, z której nie mieliśmy szans na dotarcie do wroga.
— Nie, kapitanie Numos. — Geary nie bez zdziwienia zauważył, że jego głos nadal brzmi spokojnie. — Wydałem pańskiej formacji rozkaz, którego wykonanie miało zaowocować wprowadzeniem do walki wszystkich jednostek. Niestety, zignorował pan moje instrukcje, zszedł z kursu i znalazł się w martwej pozycji. Jeśli ma pan jakiekolwiek zastrzeżenia, proszę je skierować do dowódcy formacji Lis Pięć Dwa. Powinien go pan znaleźć na pokładzie „Oriona”. — Przerwał połączenie, aby się jeszcze bardziej nie rozpraszać.
Kapitan Desjani machnęła nerwowo ręką, ale glos wciąż miała opanowany:
— Z jakiegoś powodu ta rozmowa była nadawana na kanale otwartym. Co za fatalna pomyłka…
Geary spojrzał na konsolę i pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Numos wywołał mnie na kanale otwartym? Naprawdę sądził, że przyznam mu rację i nie wspomnę o tym, że znalazł się na niewłaściwej pozycji wyłącznie z własnej winy?
— Tak, sir. Chyba tak właśnie myślał.
— A niech mnie… To prawda, że zasługiwał na krytykę, ale chciałem z nim porozmawiać na osobności.
— Rozumiem — odparła Desjani. — W innej sytuacji zgodziłabym się z panem. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że zarzuty stawiane przez Numosa powtarzano by szeptem po mesach, podkopując pański autorytet, a pan nie miałby o tym pojęcia. Myślę, że dobrze się stało. Publiczna odpowiedź załatwia sprawę raz na zawsze.
— Pewnie ma pani rację — przyznał. — Ale mimo wszystko nie cieszy mnie, że tak to się skończyło.
Gdy tylko zamilkł, nadeszła kolejna wiadomość, tym razem jednak w bardziej stosownej formie:
— Komodorze, tutaj kapitan Tulev z „Lewiatana”. Syndycy utrzymują kurs na przechwycenie jednostek pomocniczych, które mam osłaniać. Najłatwiej będzie powstrzymać wroga przed zbliżeniem się na odległość umożliwiającą atak, jeśli odsunę najcięższe okręty pięć sekund świetlnych od eskadry pomocniczej. Proszę o zgodę na to posunięcie.
Ciekawy pomysł. Geary patrzył na wyświetlacz, próbując sobie wyobrazić rozwój sytuacji po zezwoleniu na taki manewr. Tulev pozostanie blisko eskortowanych jednostek, ale jednocześnie zyska możliwość związania przeciwnika walką, zanim transportowce znajdą się w zasięgu jego dział. Ale czy to konieczne? Lis Pięć Pięć nie musi przecież odlatywać aż tak daleko.
„Tytan”! Powinienem się domyślić. Przy takim obciążeniu ledwie wyciąga połowę maksymalnej prędkości. Zresztą „Wiedźma” i inne jednostki pomocnicze także ruszają się jak muchy w smole.
— Kapitanie Tulev, zezwalam na zwiększenie promienia strefy obrony o pięć sekund świetlnych. Kapitanie Duellos, eskorta jednostek pomocniczych zaatakuje wroga w odległości pięciu sekund świetlnych od głównych sił Lisa Pięć Pięć. Zalecam synchronizację uderzenia.
Читать дальше