– Pozdrawiam was, duchy przodków, i proszę, byście przyjęły naszą ofiarę wina i krwi, byście wspomniały smak życia. – Uniosła w górę kielich, a mgliste postaci zakołysały się gwałtownie, najwyraźniej podekscytowane. – Pozdrawiam was, duchy przodków, a chroniona naszym kręgiem…
– Zoey! Wiedziałem, że cię znajdę, jeśli tylko będę wy trwale szukał!
Głos Heatha przeszył powietrze, przerywając mowę Afrodyty.
– Heath! Co u diabła tutaj robisz?!
– Nie zadzwoniłaś od mnie. ~ I nie zwracając uwagi na obecność tylu osób, porwał mnie w objęcia. Nawet bez światła księżyca zauważyłabym, że ma przekrwione oczy.
– Tęskniłem za tobą, Zo – wypalił, ziejąc piwem.
– Aha, ale musisz stąd iść.
– Nie, niech zostanie – wtrąciła się Afrodyta.
Heath podniósł na nią oczy. Łatwo mi było sobie wyobrazić, jaka mu się wydała. Stała w przebijającym się przez zasłonę dymną świetle reflektorów skierowanych na balkon, przez co wyglądała jak rusałka. Jedwabna czerwona suknia oblepiała jej ciało. Ciężkie jasne włosy spływały na plecy, sięgając krzyża. Usta miała wykrzywione w uśmiechu, który w zamierzeniu miał być sympatyczny, ale byłabym przysięgła, że Heath uznał, że musi być miła. Przypuszczalnie nawet nie zauważył obecności duchów, które przestały krążyć nad kielichem i teraz na niego skierowały swoje oczodoły. Na pewno też nie zwrócił uwagi na to, że głos Afrodyty stał się dudniący, a oczy szkliste. Cóż, znając Heatha można się domyślać, że nie zauważył niczego poza jej wielkimi cycami.
– O rany, ale fajna wampirska cizia – powiedział jakby na potwierdzenie moich domysłów.
– Zabierzcie go stąd – odezwał się Erik tonem pełnym napięcia i niepokoju.
Heath oderwał wzrok od cycków Afrodyty i spojrzał na Erika.
– Coś ty za jeden?
O cholera. Znałam ten ton. Zawsze oznaczał gotowość Heatha do bitki z zazdrości o dziewczynę. (Był to następny powód, dla którego uznałam go za swojego eks).
– Heath, powinieneś stąd odejść – powtórzyłam.
– Nie. ~ Podszedł bliżej i gestem osoby uprawnionej otoczył mnie ramieniem, ale nie spuszczał wzroku z Erika.
– Przyszedłem spotkać się ze swoją dziewczyną i nie zamierzam z tego rezygnować.
Zignorowałam fakt, że poczułam pulsującą krew w jego żyłach, gdy trzymał rękę na moim ramieniu. Pohamowałam przemożne pragnienie, by wgryźć się w jego przegub, i strąciłam jego rękę ze swoich ramion, wyrywając się gwałtownie, co sprawiło, że wreszcie spojrzał na mnie, a nie na Erika.
– Nie jestem twoją dziewczyną-powiedziałam dobitnie.
– Oj, Zo, ty tylko tak mówisz.
Zacisnęłam zęby. Boże, co za tępak. (Następny powód, dla którego został moim eks).
– Czyś ty zgłupiał? – zapytał Erik.
– Słuchaj, ty pieprzony krwiopijco, ja jestem… – zaczął Heath, ale dziwnie rezonujący głos Afrodyty go zagłuszył.
– Podejdź tu, człowiecze.
Wszyscy, Heath, Erik, ja i Córy Ciemności, zwrócili na nią spojrzenia, jakby jej powab działał niczym magnes. Jej ciało wyglądało niesamowicie. Czyżby pulsowało? Jakim cudem? Odrzuciła do tyłu włosy i przeciągnęła ręką wzdłuż ciała bezwstydnie jak striptizerka, ujmując w dłoń jedną pierś, a potem sięgając między uda. Drugą rękę uniosła do góry i zagiętym palcem przywoływała Heatha.
– Chodź tu, człowiecze. Chcę spróbować, jak smaku jesz.
To było nieczyste zagranie. Coś złego stanie się z Heathem, jeżeli podejdzie do niej i stanie wewnątrz kręgu.
Całkowicie zauroczony nią Heath rzucił się do przodu bez chwili wahania wykazując w ten sposób absolutny brak zdrowego rozsądku. Chwyciłam go za jedną rękę, a Erik za drugą.
– Przestań, Heath. Chcę, żebyś stąd odszedł. I to natychmiast. To nie twoje miejsce.
Heath z wysiłkiem oderwał wzrok od Afrodyty. Wyszarpnął się Erikowi i dosłownie warknął na niego. I zaraz zwrócił się do mnie ze słowami:
– Ty mnie zdradzasz!
– Czy ty nie słuchasz, co się do ciebie mówi? Nie jesteśmy ze sobą. A teraz zabieraj się stąd!
– Jeśli on nie odpowie na nasze wołanie, to my przyjdziemy po niego.
Odwróciłam się do Afrodyty. Jej ciało drżało w konwulsjach i wydobywały się z niego jakieś szare smugi. Z gardła wyrwał jej się ni to okrzyk, ni to szloch. Duchy, nie wyłączając tego, który najwyraźniej ją posiadł, ruszyły do granic kręgu, chcąc się z niego wyrwać na zewnątrz i dopaść Heatha.
– Zatrzymaj je, Afrodyto! Jeśli tego nie zrobisz, zabiją go! – zawołał Damien, przeskakując przez ozdobny żywo płot, który otaczał staw.
– Damien, co ty… – zaczęłam, ale on potrząsnął głową
– Nie ma czasu na wyjaśnienia – odkrzyknął mi tylko, by zaraz zwrócić się znów do Afrodyty. – Wiesz, jakie one są- zawołał. – Musisz zatrzymać je wewnątrz kręgu, inaczej on umrze.
Afrodyta była tak blada, że sama wyglądała jak duch.
– Nie będę ich zatrzymywała. Jeśli chcą, niech go sobie wezmą. Lepiej jego niż kogokolwiek z nas – odpowiedziała.
– Pewnie, nie chcemy ani kawałka tego ścierwa – do dała Straszna, upuszczając świecę, która zaskwierczała i zgasła. Bez słowa Straszna wyrwała się z kręgu i zbiegła po schodach z balkonu. W jej ślady natychmiast poszły trzy pozostałe personifikacje żywiołów, znikając w ciemnościach nocy i rzucając zgasłe świece.
Patrzyłam przerażona, jak jedna z szarych postaci zaczyna przenikać przez niewidzialne granice kręgu. Dym, który był jej spektralnym ciałem, zaczął snuć się po schodach w dół, jak wąż pełznący w naszą stronę. Córy i Synowie Ciemności poruszyli się niespokojnie, patrząc na mnie wyczekująco. Zaczęli się cofać, przerażenie malowało się na ich twarzach.
Teraz kolej na ciebie, Zoey!
– Stevie Rae!
Stała chwiejnie na środku balkonu. Odrzuciła pelerynę, odsłaniając nie tylko swą twarz, ale i zabandażowane przeguby rąk.
– Mówiłam ci, że musimy się razem trzymać
uśmiechnęła się do mnie blado.
– Lepiej się pospiesz – dodała Shaunee.
– Bo twój eks zaraz się zesra ze strachu – powiedziała ostrzegawczo Erin.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Bliźniaczki za plecami Heatha, który stał z otwartymi ustami blady i przerażony. Wtedy poczułam przypływ prawdziwego szczęścia. Więc mnie nie opuściły! Nie jestem sama!
– Do dzieła! – powiedziałam. ~ Trzymaj go tutaj -poleciłam Erikowi, który patrzył na mnie zszokowany.
Nie musiałam oglądać się za siebie, by mieć pewność, że moi przyjaciele podążają za mną. Wbiegłam po schodach wiodących na balkon wypełniony duchami. Zawahałam się tylko na moment, gdy dotarłam do granicy kręgu. Duchy z wolna przez nią przenikały, zmierzając wyraźnie w kierunku Heatha. Zaczerpnęłam tchu i przekroczyłam niewidzialną granicę kręgu. Przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy poczułam na skórze powiew śmierci.
– Nie masz prawa tu wchodzić. To mój krąg – zaprotestowała Afrodytą starając się zatarasować mi drogę do stołu i świecy ducha która była ostatnią palącą się świecą.
– To był twój krąg, ale już nie jest. A teraz zamknij się i odejdź – odpowiedziałam.
Afrodyta popatrzyła na mnie złowrogo spod zmrużonych powiek.
Do cholery, nie miałam czasu na to, by się z nią cackać.
– Słuchaj, kukło, masz robić, co ci każe Zoey. Od dwóch lat czekam, by ci nakopać do dupy – powiedziała Shaunee, pojawiając się na szczycie schodów, by do mnie dołączyć.
Читать дальше