— Nie mam pojęcia. Poza tym Ponter powiedział, że to tylko jedna z teorii na temat losów naszego gatunku na ich świecie.
— Zgładzili nas podstępem — ciągnął Bedros, ignorując słowa Tukany. — Chytrością. Niewypowiedzianą przemocą. Całe ich chmary, uzbrojone w kamienie i oszczepy, wdarły się do naszych dolin i, mając nad nami olbrzymią przewagę liczebną, tępiły nas, dopóki ziemia nie spłynęła krwią naszych przodków i dopóki ostatni z nas nie zginął. Taka jest ich historia. Tacy są. Szaleństwem byłoby pozostawienie otwartego portalu łączącego dwa światy.
— Portal znajduje się głęboko pod ziemią i może pomieścić jednorazowo zaledwie dwie osoby. Naprawdę nie sądzę, abyśmy musieli się martwić o…
— Niemal słyszę głosy naszych przodków, którzy tak właśnie mówili pół miliona miesięcy temu. „Och, spójrzcie! Inny rodzaj ludzkości! Na pewno nie mamy się czym martwić. Przecież wejścia do naszych dolin są tak wąskie”.
— Nie mamy pewności, że tak właśnie było — zauważyła Tukana.
— Po co ryzykować? Po co nadstawiać głowę, utrzymując portal nawet o dzień dłużej?
Tukana wyłączyła holobańkę i zaczęła powoli krążyć po pomieszczeniu.
— Wizyta na tym drugim świecie była dla mnie trudną lekcją — powiedziała cicho. — Dowiedziałam się, że według ich standardów marny ze mnie dyplomata. Mówię za bardzo konkretnie i zbyt otwarcie. To prawda. Dlatego nie zamierzam kryć, że w tamtych ludziach jest wiele nieprzyjemnych cech. Masz rację, uważając ich za gwałtownych. Poza tym nie sposób ocenić zniszczeń, jakie poczynili w środowisku naturalnym. Ale są też wspaniali. Ponter ma rację, kiedy mówi, że w przyszłości dotrą do gwiazd.
— Szczęśliwej drogi — rzucił Bedros.
— Nie mów tak. Widziałam na ich świecie zdumiewająco piękne dzieła sztuki. Są inni niż my, a ich charakter i temperament sprawiają, że potrafią robić rzeczy, których my nie umiemy… niezwykłe rzeczy.
— Ale jeden z nich próbował cię zabić!
— Jeden, tak. Jeden z sześciu miliardów. — Tukana umilkła na moment, po czym dodała: — Wiesz, jaka jest największa różnica między nimi i nami?
Bedros spojrzał na nią tak, jakby chciał coś powiedzieć z przekąsem, ale zrezygnował.
— Wytłumacz mi.
— Oni wierzą w celowość tego wszystkiego. — Tukana rozpostarła ręce, wskazując wszystko wokół. — Wierzą, że życie ma sens.
— Ponieważ wmawiają sobie, że wszechświatem kieruje jakaś inteligencja.
— Po części tak. Ale ta ich wiara sięga głębiej. Nawet ateiści, ci, którzy nie wierzą w ich Boga, szukają sensu i odpowiedzi. My istniejemy, ale oni żyją. Oni poszukuj ą.
— My także poszukujemy. Angażujemy się w naukę.
— Ale pcha nas do tego praktyczność. Chcemy stworzyć lepsze narzędzie, więc studiujemy, dopóki takiego nie zrobimy. Tymczasem oni szukają głównie odpowiedzi na to, co sami nazywają ważnymi pytaniami: Dlaczego tu jesteśmy? Czemu to wszystko służy?
— To bezsensowne pytania.
— Czy aby na pewno?
— Oczywiście!
— Może masz rację. Ale może się mylisz. Niewykluczone, że oni są już blisko znalezienia odpowiedzi, blisko nowego oświecenia.
— I wtedy przestaną się nawzajem zabijać? Przestaną gwałcić swoje środowisko?
— Nie wiem. Może. Jest w nich wiele dobroci.
— Jest też śmierć. Przetrwać zdołamy tylko, jeśli powybijają się nawzajem, zanim uda im się zabić nas.
Tukana zamknęła oczy.
— Wiem, że twoje intencje są dobre, Radny Bedrosie, i że…
— Nie mów do mnie jak do idioty.
— Nie robię tego. Rozumiem, że myślisz przede wszystkim o tym, co jest najlepsze dla naszych ludzi. Ale ja także. Tylko że ja patrzę na to z perspektywy dyplomaty.
— Niekompetentnego dyplomaty — prychnął Bedros. — Nawet Gliksini tak uważają!
— Ja…
— A może zawsze masz zwyczaj uśmiercać autochtonów?
— Radny Bedrosie, martwię się tym tak samo jak ty, ale…
— Dosyć tego! — krzyknął Bedros. — Dosyć! Nie powinniśmy w ogóle byli dać się przekonać Bodditowi. Czas, aby górę wzięły starsze i mądrzejsze głowy.
Mary cicho weszła na szpitalną salę do Pontera. Chirurdzy bez trudu usunęli pocisk — w końcu anatomicznie neandertalczycy nie różnili się aż tak bardzo od Homo sapiens, a do tego Hak podobno rozmawiał z nimi przez całą operację. Ponter stracił sporo krwi i zazwyczaj w takich przypadkach przeprowadzano transfuzję, ale lekarze uznali, że lepiej się wstrzymać z tego typu procedurami, dopóki nie będzie więcej wiadomo na temat neandertalskiej hematologii. Poprzestano na kroplówce z soli fizjologicznej. Kompan często informował personel medyczny o stanie Pontera.
Ponter od operacji niemal cały czas był nieprzytomny. W jej trakcie podano mu narkozę, używając środka z jego własnych zapasów medycznych, tak jak poinstruował Hak.
Mary patrzyła, jak jego szeroka pierś unosi się i opada. Przypomniała sobie pierwszy raz, gdy go zobaczyła, na podobnej szpitalnej sali. Wtedy jego widok zaskoczył ją. Nie wierzyła, że żywy neandertalczyk może naprawdę istnieć.
Teraz jednak nie patrzyła na niego jak na niezwykły okaz, dziwadło czy odmieńca. Patrzyła na niego z miłością i czułością.
Nagle Ponter otworzył oczy.
— Mare — odezwał się cicho.
— Nie chciałam cię obudzić — powiedziała, podchodząc do łóżka.
— Już nie spałem. Hak puszczał dla mnie muzykę. Poczułem twój zapach.
— Jak się czujesz? — spytała, stawiając krzesło na metalowych nogach tuż przy łóżku.
Ponter odsunął przykrycie. Jego owłosiony tors był nagi. Biały plaster przytrzymywał na jego ramieniu duży opatrunek z gazy, z rdzawymi plamami zaschniętej krwi.
— Będę żył.
— Przykro mi z powodu tego, co się stało.
— A co z Tukana?
Mary uniosła brwi, zdziwiona, że nikt mu nic nie powiedział.
— Dogoniła mężczyznę, który do ciebie strzelał.
Na szerokich wargach Pontera pojawił się nikły uśmiech.
— Podejrzewam, że on jest w gorszym stanie niż ona, co?
— Na pewno — odparła cicho Mary. — Ponterze, ona go zabiła.
Przez chwilę milczał.
— Rzadko bierzemy sprawiedliwość w swoje ręce — powiedział w końcu.
— Słuchałam debaty telewizyjnej na ten temat, kiedy trwała twoja operacja. Większość osób jest zdania, że było to działanie w obronie własnej.
— Jak go zabiła?
Mary lekko wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie potrań tego przedstawić w delikatny sposób.
— Uderzyła jego głową o chodnik i jego czaszka… pękła.
Ponter milczał dość długo.
— Co się z nią teraz stanie? — spytał wreszcie.
Mary zmarszczyła czoło. Kiedyś czytała gorąco polecaną przez „The Globe and Mail” powieść, opisującą przebieg procesu istoty pozaziemskiej, sądzonej w I^os Angeles za zabicie człowieka. Jednak między tamtą i tą sytuacją istniała jedna ważna różnica…
— U nas zagraniczni ambasadorowie są wyłączeni spod większości praw; nazywa się to „immunitetem dyplomatycznym”. Obejmuje on także Tukanę, ponieważ wystąpiła w ONZ jako kanadyjski dyplomata.
— Co to znaczy?
Mary ściągnęła brwi, szukając w myślach odpowiedniego przykładu.
— W 2001 roku niejaki Andriej Kniaziew, rosyjski dyplomata w Kanadzie, po pijanemu potrącił samochodem dwie osoby. Pomimo tego, iż jedna z tych osób zmarła, w Kanadzie nie postawiono mu zarzutów, ponieważ był reprezentantem uznawanego przez nas rządu innego państwa. Na tym właśnie polega immunitet dyplomatyczny.
Читать дальше