Elizabeth Moon - Prędkość mroku
Здесь есть возможность читать онлайн «Elizabeth Moon - Prędkość mroku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prędkość mroku
- Автор:
- Издательство:ISA
- Жанр:
- Год:2005
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7418-065-X
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prędkość mroku: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prędkość mroku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prędkość mroku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prędkość mroku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Teraz jednak, po napaści Dona, widzę mrok, który jest szybszy od światła i wylatuje z lufy pistoletu, by mnie w siebie wciągnąć, z dala od prędkości światła, na zawsze.
A jednak jestem tutaj, siedzę w tej ławce, w tym kościele i nadal żyję. Światło wpada do środka przez stary witraż nad ołtarzem, kładąc się barwnymi plamami na okrywającym go płótnie, drewnie i dywanie. O tak wczesnej porze światło sięga dalej w głąb kościoła niż podczas mszy, i nieco w lewo, ze względu na porę roku.
Oddycham głęboko, wyczuwając woń topiącego się wosku i delikatny ślad kadzideł po porannej mszy, a także zapach ksiąg — nasz kościół nadal korzysta z papierowych modlitewników i śpiewników — oraz środków czyszczących do drewna, tkanin i podłogi.
Żyję. Pozostaję w świetle. Tym razem mrok nie był szybszy od światła. Lecz czuję niepokój, jakby coś mnie ścigało i było coraz bliżej, za moimi plecami, gdzie nie mogę tego zobaczyć.
Siedzę z tyłu, ale za mną rozciąga się wolna przestrzeń, kolejna niewiadoma. Zwykle mnie to nie niepokoi, lecz dzisiaj wolałbym, żeby była tam ściana.
Próbuję skupić się na świetle, na powolnym przesuwaniu się barwnych smug, w miarę jak słońce wspina się coraz wyżej. W ciągu godziny światło pokonuje niezauważalną odległość, ale to nie światło się porusza, tylko planeta. Zapominam o tym i używam tego frazesu jak każdy, po czym — jak zwykle — przeżywam radosny wstrząs, gdy przypominam sobie, że to ziemia się porusza.
Wiecznie się obracamy, wpadając w światło i z niego uciekając. To nasza prędkość, a nie światła lub mroku, czyni noc i dzień. Czy to moja prędkość, a nie Dona, wtrąciła nas w mrok, gdzie chciał mnie skrzywdzić? Czy to moja prędkość mnie uratowała?
Ponownie staram się skupić na Bogu. Światło dotarło do mosiężnego krzyża na drewnianym piedestale. Błysk żółtawego metalu na tle fioletowych cieni jest tak porażający, że przez chwilę nie mogę złapać tchu.
W tym miejscu światło jest zawsze szybsze od mroku; prędkość mroku nie ma żadnego znaczenia.
— Tutaj jesteś, Lou!
Głos mnie zaskakuje. Kulę się, ale udaje mi się zachować milczenie, a nawet uśmiechnąć do siwej kobiety z broszurką w dłoni. Zwykle jestem bardziej świadomy upływu czasu i przychodzących ludzi, tak że nie można mnie zaskoczyć. Uśmiecha się.
— Nie chciałam cię przestraszyć — mówi.
— W porządku — odpowiadam. — Zamyśliłem się.
Kiwa głową i w milczeniu wraca do tylnej części kościoła, by powitać pozostałych. Ma identyfikator z nazwiskiem Cynthia Kressman. Widuję ją tutaj co trzeci tydzień, kiedy rozdaje broszurki, a w pozostałe niedziele siada po drugiej stronie przejścia, cztery rzędy przede mną.
Jestem już czujny i zauważam wchodzących ludzi. Starzec o kulach, drepczący nawą ku przodowi. Zwykle przychodził z żoną, ale umarła cztery lata temu. Trzy staruszki, które zawsze przychodzą razem, chyba że któraś jest chora, i siadają w trzecim rzędzie po lewej. Ludzie powoli zapełniają kościół. Jedna osoba, dwie, trzy, cztery, potem znowu dwie, jedna i jeszcze jedna. Nad konsolą organów dostrzegam głowę organisty. Rozlega się ciche „mmf’ i zaczyna grać muzyka.
Mama mówiła, że chodzenie do kościoła tylko ze względu na muzykę jest złe. Nie jest to jedyny powód, dla którego chodzę do kościoła. Chodzę do kościoła, by nauczyć się, jak być lepszym człowiekiem. Ale muzyka jest jednym z powodów, dla których chodzę do kościoła. Dzisiaj znowu Bach — nasz organista lubi Bacha — i mój umysł bez trudu wychwytuje niezliczone linie melodyczne i podąża za nimi w miarę ich odgrywania.
Słuchanie muzyki w ten sposób, na żywo, jest czymś zupełnie odmiennym od słuchania nagrań. Sprawia, że jestem bardziej świadomy przestrzeni, w której się znajduję; słyszę dźwięki odbijające się od ścian i tworzące harmonię specyficzną wyłącznie dla tego konkretnego miejsca. Słuchałem Bacha w innych kościołach i zawsze tworzy ona jakąś harmonię, a nie dysharmonię. To wielka tajemnica.
Muzyka milknie. Słyszę za sobą ciche pomruki, gdy zbiera się chór i duchowni. Biorę do ręki zbiór hymnów i odszukuję hymn procesyjny. Organy odzywają się ponownie, a po kilku taktach za moimi plecami rozlegają się donośne głosy. Ktoś się trochę spóźnia. Łatwo określić kto, ale byłoby nieuprzejme zwrócić mu uwagę. Pochylam głowę, gdy niosący krzyż prowadzi obok procesję. Mija mnie chór w ciemnoczerwonych habitach z białymi komżami, najpierw kobiety, potem mężczyźni. Słyszę każdy głos. Odczytuję słowa i śpiewam najlepiej, jak umiem. Najbardziej lubię chwilę, gdy mijają mnie dwaj ostatni mężczyźni; obaj śpiewają basem i pieśń aż wibruje mi w piersiach.
Po hymnie odmawiamy wspólnie modlitwę. Znam jej słowa na pamięć. Od dziecka. Ważną przyczyną — oprócz muzyki — dla której chodzę do tego kościoła jest przewidywalny porządek mszy. Mogę wymawiać znane mi słowa, nie potykając się o nie. Mogę być gotowy do siadania, wstawania lub klękania, mówić, śpiewać lub słuchać, nie czując się niezręczny ani powolny. Kiedy odwiedzam inne kościoły, bardziej przejmuję się tym, czy wykonuję właściwą czynność we właściwym momencie niż Bogiem. Tutaj rutyna ułatwia mi wysłuchanie, czego Bóg ode mnie chce.
Dzisiaj czyta Cynthia Kressman. Odczytuje lekcję ze Starego Testamentu. Czytam razem z nią z broszurki. Trudno wszystko zrozumieć, jeśli się tylko słucha albo tylko czyta; obie te czynności wykonywane jednocześnie działają skuteczniej. W domu czytam zawczasu lekcje z kalendarza, który kościół rozdaje co roku. Pomaga mi to również przewidzieć, co będzie w następnej kolejności. Lubię, kiedy wszyscy podejmujemy słowa psalmu; tworzy się wzór przypominający rozmowę.
Zerkam teraz do Ewangelii. Nie tego oczekiwałem. Zamiast czytania ewangelii według św. Mateusza będzie czytanie ewangelii według św. Jana. Przebiegam tekst uważnie, podczas gdy ksiądz czyta na głos. To historia człowieka leżącego przy sadzawce Siloe, który pragnął uzdrowienia, lecz nie było nikogo, kto pomógłby mu wejść do wody. Jezus zapytał go, czy naprawdę pragnie uzdrowienia.
Według mnie to głupie pytanie. Po co ktoś miałby leżeć przy uzdrawiającej sadzawce, jeśli nie chciałby być uleczony? Dlaczego skarżyłby się na to, że nie ma nikogo, kto opuściłby go do wody, gdyby nie pragnął uzdrowienia?
Bóg nie zadaje głupich pytań. To nie może być głupie pytanie, ale jeśli nie jest głupie, to co oznacza? Byłoby głupie, gdybym zadał je ja albo lekarz podczas wizyty, cóż jednak oznacza w tym przypadku?
Ksiądz rozpoczyna kazanie. Nadal staram się dociec, jakie znaczenie może mieć to pozornie głupie pytanie, kiedy jego głos odzwierciedla moje myśli.
— Dlaczego Jezus zapytał tego człowieka, czy chce być uzdrowiony? Czyż nie wydaje się to niemądre? Wszak leży tam i czeka na wyleczenie… na pewno chce zostać uzdrowiony.
Właśnie, myślę.
— Jeśli Bóg nie gra z nami w niemądre zgadywanki, co wobec tego oznacza to pytanie: „Czy chcesz być uzdrowiony”? Spójrzcie, gdzie znajdujemy tego człowieka: przy sadzawce znanej z uzdrawiającej mocy, gdzie „zstępuje anioł i porusza wodę…”, a chorzy muszą wejść do tej wzburzonej toni. Gdzie, innymi słowy, chorzy są cierpliwymi pacjentami, czekającymi na pojawienie się lekarstwa. Wiedzą — tak im powiedziano — że sposobem na uzdrowienie jest zanurzenie się we wzburzonych falach sadzawki. Nie szukają niczego innego… Przybywają w to właśnie miejsce i o tym właśnie czasie, nie szukając po prostu uzdrowienia, lecz wyleczenia za pomocą tej szczególnej metody. W dzisiejszym świecie moglibyśmy powiedzieć, że chory ten jest jak człowiek, który wierzy, że tylko jeden konkretny lekarz — znany na całym świecie specjalista — może wyleczyć go z raka. Udaje się do szpitala, gdzie pracuje ów lekarz, i domaga się wizyty u niego i tylko u niego, ponieważ jest pewny, że jedynie ta metoda przywróci mu zdrowie. Tak samo sparaliżowany mężczyzna skupia się na leczniczej sadzawce, absolutnie przekonany, że może mu pomóc tylko ktoś, kto we właściwej chwili wniesie go do wody.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prędkość mroku»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prędkość mroku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prędkość mroku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.