William Tenn - Jak odkryto Morniela Mathawaya

Здесь есть возможность читать онлайн «William Tenn - Jak odkryto Morniela Mathawaya» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Jak odkryto Morniela Mathawaya: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jak odkryto Morniela Mathawaya»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jak odkryto Morniela Mathawaya — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jak odkryto Morniela Mathawaya», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ledwie mi starcza na życie, przynajmniej jeśli chodzi o koszty utrzymania. Takie rzeczy, jak dobry papier czy ciekawe książki do mojej biblioteczki są tym, czego zawsze pożądałem, ale co zawsze mocno wykraczało poza moje finansowe możliwości. Kiedy owo pożądanie staje się nie do zniesienia — na przykład z powodu świeżo wydanego tomu Wallace’a Stevensa — zbaczam do Morniela i mówię mu o tym.

Potem idziemy do księgarni — wchodząc do niej osobno. Ja zaczynam rozmowę z właścicielem o jakimś bardzo kosztownym albumie dla koneserów, który zamierzam zamówić i gdy tylko zajmę całą jego uwagę, Morniel podprowadza Stevensa — za którego oczywiście zapłacę, gdy tylko trochę stanę na nogach.

Jest w tym absolutnie cudowny. Nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek go podejrzewał, nie mówiąc już o złapaniu. Rzecz jasna, muszę odwdzięczyć się za przysługę, robiąc to samo w sklepie z artykułami malarskimi, żeby Morniel mógł odnowić swój zapas płótna, farb i pędzli, ale na dłuższą metę to mi się opłaca. Jedyne minusy tego to nieznośna nuda, jaką muszę ścierpieć, słuchając jego tyrad i wyrzuty sumienia, ponieważ wiem, że jemu do głowy nie przyjdzie za to wszystko zapłacić. Dobra, ale ja zapłącę, gdy tylko będę mógł.

— Nie mogę być aż taki wyjątkowy — ciągnął swój monolog. — Muszą się rodzić inni ludzie z zadatkami na tak wielki talent, ale ginie on, zanim osiągną dojrzałość artystyczną. Jak? I dlaczego? No więc, rozważmy rolę społeczeństwa…

I właśnie wtedy pierwszy raz to ujrzałem. Kiedy powiedział słowo „społeczeństwa”, ujrzałem tę purpurową zmarszczkę na przeciwległej ścianie, lśniący zarys jakiegoś pudła i lśniący zarys siedzącego w środku człowieka. Wisiał jakieś półtora metra nad podłogą i wyglądał, jakby przesłaniały go fale gorącego powietrza. A potem ściana znów była pusta.

Było to pod koniec roku, a więc za późno na gorące powietrze. I nigdy przedtem nie miałem omamów wzrokowych. Uznałem, że usiały to być zaczątki nowej szczeliny w ścianie u Morniela. To miejsce trudno było nazwać atelier: zwykłe, pełne przeciągów mieszkanie bez ciepłej wody, z którego jakiś lokator usunął ścianki działowe, żeby mieć jeden długi pokój. Znajdowało się na najwyższym piętrze i dach od czasu do czasu przeciekał, a ściany pokryte były grubymi, falistymi smugami na pamiątkę strumieni wody.

Ale skąd ta purpura? I skąd ten zarys człowieka wewnątrz pudła? Trochę za sprytne jak na zwykłe pęknięcie w ścianie. I gdzie nagle się podziało?

— … ten odwieczny konflikt z jednostką, która chce utrzymać niezależność — podkreślił Morniel. — Żeby nie wspomnieć…

Kilka wysokich tonów zabrzmiało szybko jeden po drugim. I wówczas, tym razem na środku pokoju i zaledwie metr nad ziemią znów pokazały się purpurowe linie — wciąż mgliste, wciąż prześwitujące i wciąż z tym zarysem człowieka pośrodku.

Morniel przerzucił nogi przez krawędź łóżka i wpatrzył się w ten obraz.

— Co u… — zaczął.

I znowu całe urządzenie zniknęło.

— C-co… — zająknął się Morniel. — Co się tu dzieje?

— Nie wiem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Ale cokolwiek to jest, sądzę, że próbują trafić w cel.

Znów zabrzmiały tamte wysokie dźwięki. A purpurowa skrzynia ukazała się naszym oczom, spoczywając bezpiecznie na podłodze. Cały czas ciemniała i nabierała kształtów. Dźwięki wspinały się po skali, jednocześnie cichnąc, aż gdy skrzynia nie była już przezroczysta, znikły zupełnie.

W skrzyni rozsunęły się drzwi. Wyszedł jakiś człowiek ubrany w coś, co zdawało się składać z samych frędzli.

Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Morniela.

— Pan Morniel Mathaway? — spytał grzecznie.

— T-tak — wyjąkał Morniel, cofając się w okolice lodówki.

— Panie Mornielu Mathaway — rzekł uroczyście człowiek ze skrzyni. — Nazywam się Glescu. I przynoszę panu pozdrowienia z roku 2487.

Żaden z nas nie wiedział, o co chodzi, więc pozostawiliśmy to bez odpowiedzi. Podniosłem się z krzesła i stanąłem obok Morniela, czując niejasno, że lepiej trzymać się czegoś znanego.

I przez chwilę wszyscy staliśmy bez ruchu. Osobliwa scena.

„Rok 2487” — pomyślałem sobie. W życiu nie widziałem kogoś tak ubranego. Co więcej, nigdy nie wyobrażałem sobie, że ktoś może być tak ubrany, a moja wyobraźnia potrafi wywijać koziołki. To ubranie nie było całkiem przezroczyste, a jednak nie całkiem zasłaniało. Można by je nazwać pryzmatycznym, bo wciąż lśniły na nim różne kolory przeskakujące po frędzlach. Musiała w tym być jakaś prawidłowość, ale na pewno nie taka, którą mógłbym dostrzec i rozpoznać.

A sam człowiek, ów pan Glescu, był tego samego wzrostu co Morniel i ja, i nie wyglądał na dużo starszego. Ale było w nim coś — nie wiem, można by to nazwać klasą, autentyczną, olbrzymią klasą — co zmusiłoby do posłuchu księcia Wellingtona. Dobrze wychowany, może o to tu chodziło. W takim razie był najlepiej wychowanym człowiekiem, jakiego w życiu widziałem.

Zrobił krok naprzód.

— A teraz — rzekł głębokim, cudownie brzmiącym głosem — jak każe dwudziestowieczny obyczaj, podamy sobie dłonie.

Tak więc, jak każe dwudziestowieczny obyczaj, podaliśmy mu dłonie. Najpierw Morniel, potem ja — obydwaj bardzo ostrożnie. Pan Glescu podawał nam rękę bardzo niezgrabnie, co przywiodło mi na myśl farmera z Iowy, który pierwszy raz w życiu je pałeczkami.

Po skończonej ceremonii stanął naprzeciw nas, cały promieniejąc. Choć bardziej w stronę Morniela niż moją.

— Co za chwila, prawda? — westchnął. — Co za wspaniała chwila!

Morniel nabrał powietrza w płuca i już wiedziałem, że na coś się przydało nagabywanie facetów od reklamy, którzy wyskakiwali ci przed nosem na schodach i proponowali usunięcie wyrostka. Przychodził do siebie, jego umysł znów zaczynał pracować.

— Pan powiedział „co za chwila”? — zainteresował się. — A cóż w niej takiego nadzwyczajnego? Czy pan może wy-wynalazł podróże w czasie?

Pan Glescu roześmiał się serdecznie.

— Ja? Podróż w czasie? Ach, nie. Nie, nie! Podróż w czasie wynalazła Antoinette Ingeborg, ale to jeszcze wasza przyszłość. Nie warto wchodzić w szczegóły, zwłaszcza że mam tylko pół godziny.

— Dlaczego pół godziny? — spytałem nie dlatego, że byłem ciekaw; po prostu chciałem się włączyć do rozmowy.

— Tylko tak długo można utrzymać skindrom — wyjaśnił. — Skindrom jest to — hm, nazwijmy to urządzeniem transmisyjnym, które umożliwia mi ukazanie się w waszym czasie. Wymaga to takiego wydatku energii, że podróż w przeszłość odbywa się tylko raz na pięćdziesiąt lat. Ten przywilej przyznaje się jako coś w rodzaju Gobla. Chyba dobrze powiedziałem. To jest Gobel, tak? Taka nagroda w waszych czasach.

— Nie chodzi panu przypadkiem — błysnęła mi myśl — o Nobla? Nagrodę Nobla?

Przytaknął mi entuzjastycznie.

— Tak jest! Nagroda Nobla! Taka podróż jest przyznawana wyróżniającym się naukowcom, jako rodzaj nagrody Nobla. Co pięćdziesiąt lat człowiek wybrany przez gardunax jako najwybitniejszy i tak dalej. Do tej pory oczywiście zawsze dostawał ją jakiś historyk, no i marnowali ją na oglądanie oblężenia Troi, pierwszego wybuchu atomowego w Los Alamos, odkrycia Ameryki, takie tam. Ale w tym roku…

— Tak? — ponaglił go Morniel drżącym głosem. Nagle obaj przypomnieliśmy sobie, że pan Glescu znał jego nazwisko. — A jaką dziedziną nauki pan się zajmuje?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Jak odkryto Morniela Mathawaya»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jak odkryto Morniela Mathawaya» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Jak odkryto Morniela Mathawaya»

Обсуждение, отзывы о книге «Jak odkryto Morniela Mathawaya» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x