Robert Sheckley - Zwiadowca-minimum
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Sheckley - Zwiadowca-minimum» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, ISBN: 1988, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zwiadowca-minimum
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-1121-5
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zwiadowca-minimum: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zwiadowca-minimum»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zwiadowca-minimum — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zwiadowca-minimum», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Więc mój zwiad jest skończony?
— Tak jest. Statek powinien przybyć za trzy miesiące. Sprawę możemy uznać za zamkniętą. Gratuluję panu, panie Perceveral. Będzie pan założycielem nowej kolonii!
— Nie wiem, jak panu dziękować, panie Haskell…
— Nie ma mi pan za co dziękować. Wprost przeciwnie. A propos, jak pan sobie poradził z robotem?
— Zniszczyłem go — powiedział Perceveral i opisał wypadek z zabiciem kreta oraz dalszy rozwój sytuacji.
— Hmm — mruknął Haskell.
— Powiedział pan, że to nie jest sprzeczne z przepisami.
— To prawda. Robot był częścią pańskiego ekwipunku — tak samo jak strzelby, namioty i zapasy żywności. I podobnie jak tamte rzeczy był elementem pańskich trudności życiowych. Miał pan prawo zrobić z nim wszystko, co pan potrafi.
— Więc o co chodzi?
— Nic, miejmy nadzieję, że go pan rzeczywiście zniszczył. Modele kontrolujące jakość zwiadowców są bardzo odporne. Mają zaprogramowany instynkt samozachowawczy czy i są przystosowane do samoczynnej naprawy uszkodzeń. Cholernie trudno zniszczyć takiego na dobre.
— Myślę, że mi się udało — powiedział Perceveral.
— Miejmy nadzieję. Znalazłby się pan w niezłych opałach, gdyby się okazało, że robot wyszedł z tego cało.
— Dlaczego? Może się mścić?
— Oczywiście nie. Robot nie zna uczuć.
— Więc dlaczego?
— Problem polega na tym, że zadaniem robota było przeciwdziałanie wszelkim postępom, jakie pan robił rozwijając swoje zdolności, co osiągał siejąc wokół siebie zniszczenie.
— To prawda. I gdyby wrócił, wszystko zacznie się od nowa.
— Gorzej. Robot był z dala od pana przez dłuższy czas. Jeśli jeszcze działa, to nagromadził całą serię zaległych incydentów. Zanim przystąpi do normalnych obowiązków, będzie musiał rozładować zapas niszczycielskich aktów, których powinien dokonać w ciągu całego tego okresu. Na tym polega niebezpieczeństwo.
Perceveral nerwowo przełknął ślinę.
— I oczywiście będzie się starał rozładować je w jak najkrótszym czasie, aby powrócić do normalnej pracy.
— Oczywiście. Statek przybędzie najwcześniej za jakieś trzy miesiące. Radzę upewnić się, czy robot jest rzeczywiście unieruchomiony. Nie chcielibyśmy stracić pana teraz.
— To miłe z pana strony — powiedział Perceyeral. — Zaraz się tym zajmę.
Zabrał niezbędne rzeczy i zszedł do podziemnych tuneli. Krety zaprowadziły go na skraj przepaści. Uzbrojony w palnik acetylenowy, piłkę do metalu, łom i młot, zaczął powoli schodzić na dno rozpadliny.
Trafił na miejsce od razu: spomiędzy dwóch wielkich głazów sterczało zgniecione ramię robota, nieco dalej walały się kawałki rozbitej komórki ocznej. Natknął się także na wielki kłąb poszarpanych i pociętych lin. Ale robota nie było.
Perceveral wdrapał się z powrotem na górę, ostrzegł krety i poszedł przygotować się na spotkanie.
Przez dwanaście dni nic się nie wydarzyło. Pierwszą wiadomość przyniósł wystraszony kret. Robot znowu pojawił się w podziemnych korytarzach, przemierzając mroczne labirynty i błyskając swoim jedynym okiem; widziano, jak kieruje się pewnie w stronę głównego tunelu. Krety oczekiwały go z linami, ale robot nie dał się powtórnie zaskoczyć. Uchylił się przed pętlami i zaatakował krety. Zabił sześć, a pozostałe zmusił do ucieczki.
Perceveral wysłuchał wiadomości i zwolnił posłańca nie przerywając pracy. Ukończył już przygotowania obronne w tunelach, po czym przystąpił do montowania strzelby z czterech popsutych. Pracował do późna w nocy, sprawdzając troskliwie każdą część, zanim ją wmontował w odpowiednie miejsce. Maleńkie detale wirowały mu przed oczami, palce miał jak z drewna. Posługując się pincetą i lupą, niezwykle starannie zaczął składać broń.
Nagle odezwało się radio.
— Anton? — spytał głos Haskella. — Co z robotem.
— Spodziewam się go lada chwila.
— Obawiałem się tego. Słuchaj, porozumiałem się w trybie nadzwyczajnym z producentami twojego robota. Musiałem się z nimi wykłócać, ale wreszcie wydębiłem od nich pozwolenie na dezaktywację robota i szczegółowe instrukcje, jak to zrobić.
— Dziękuję — powiedział Perceveral. — A teraz szybko — jak się to robi?
— Potrzebny jest następujący sprzęt: źródło energii o napięciu 220 volt i natężeniu 25 amperów. Dasz sobie z tym radę?
— Tak. Dalej!
— Potrzebna jest też sztabka miedzi, trochę srebrnego drutu i jakiś izolator. Łączy się to w następujący…
— Nie zdążę — powiedział Perceveral — mów szybciej!
Radio zaczęło głośno buczeć.
— Haskell! — krzyknął Perceveral.
Radio zamilkło. Perceveral usłyszał trzask rozbijanej aparatury z sąsiedniego pomieszczenia. W sekundę potem w drzwiach stanął robot. Nie miał lewej ręki i prawego oka, ale uszkodzone miejsca zostały pospawane. Był teraz matowoczarny, z rdzawymi zaciekami na piersi i wzdłuż boków. Perceveral spojrzał na prawie gotową strzelbą i zaczął dopasowywać ostatnie części.
Robot zbliżył się.
— Idź, narąb drzewa — powiedział Perceveral najspokojniejszym tonem, na jaki mógł się zdobyć. Robot zatrzymał się, zrobił w tył zwrot, wziął siekierę i po chwili wahania ruszył do wyjścia. Perceveral zakończył składanie broni, założył pokrywę komory zamkowej i zaczął ją przykręcać.
Robot upuścił siekierę i znów się odwrócił, walcząc ze sprzecznymi rozkazami. Perceveral miał nadzieję, że spowoduje to krótkie spięcie w którymś z obwodów maszyny, ale robot zdecydował się i ruszył na Perceverala.
Perceveral uniósł strzelbę i nacisnął spust. Strumień ognia zaskoczył robota wpół kroku. Jego metalowa powłoka zaczęła się rozżarzać do czerwoności.
I wtedy broń znowu odmówiła posłuszeństwa.
Perceveral zaklął i rzucił ciężką strzelbę, celując w jedyne oko robota. Chybił o milimetr, trafiając w czoło. Ogłuszony robot niezdarnie wyciągnął rękę w jego stronę. Perceveral dał nurka pod żelaznym ramieniem i wybiegł z chaty, kierując się w stronę wejścia do podziemi. Po drodze odwrócił się, by sprawdzić, czy napastnik podąża za nim. Po przejściu kilkuset metrów podziemnym tunelem zatrzymał się i z zapaloną latarką czekał na robota.
Zaplanował sobie wszystko szczegółowo, kiedy odkrył, że robot nie został zniszczony. Jego pierwszą myślą była ucieczka. Ale robot idąc dzień i noc bez przerwy musiałby go dogonić. Nie mógł również szukać schronienia w podziemnym labiryncie: musiał przecież zatrzymywać się na posiłki i sen. Robot nie potrzebował żadnych przerw.
Wtedy wpadł na pomysł urządzenia serii pułapek w tunelach i z nimi związał wszystkie nadzieje. Był pewien, że któraś z nich musi spełnić swoje zadanie. Ale nawet teraz drżał na myśl o tej lawinie nieszczęśliwych wypadków, jakie robot nagromadził dla niego: złamania rąk i żeber, zwichnięcia kostek, skaleczenia, infekcje i choroby. Wszystko to robot zwaliłby na jego nieszczęsną głowę w jak najkrótszym czasie, aby móc powrócić do normalnego działania. Na pewno by nie przeżył tej feralnej serii. Jedyna nadzieja w pułapkach!
Wkrótce usłyszał ciężkie kroki i z ciemności wyłonił się robot, który ujrzawszy go przyśpieszył kroku. Perceveral puścił się pędem i skręcił w boczny, mniejszy korytarz. Robot pobiegł za nim. Kiedy Perceveral dotarł do upatrzonego występu skały, obejrzał się i zmierzył wzrokiem odległość dzielącą go od robota. Potem szarpnął koniec ukrytego sznura. Sufit korytarza zawalił się, tony piach i kamieni posypały się z góry.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zwiadowca-minimum»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zwiadowca-minimum» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zwiadowca-minimum» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.