– Więc ciała Pauliego nie wtłoczono od razu w całości? – spytał Minor, po raz pierwszy w pełni rozumiejąc wszystkie aspekty tej straszliwej śmierci.
– Twórcy tej maszyny szacują, że wciągało go około dziesięciu minut, podczas których trzymały go nieruchomo te dwa duże hydrauliczne ściskacze – powiedział detektyw van Orden. – Maszyna najpierw wciągnęła mu palce, potem oba przedramiona, ramiona…
– A mielone mięso oblepiało ciało ze wszystkich stron – dorzucił Lawrence.
Nie po raz pierwszy Darwin ucieszył się, że nie posiada zbyt wielkiej wyobraźni.
– Musiał przeraźliwie wrzeszczeć. Aż ochrypł – zauważył.
Detektyw kiwnął głową.
– Tyle że w innych częściach fabryki również pracowały maszyny, których odgłosy zapewne zagłuszyły jego krzyk. Słyszałem, że najgłośniej hałasuje maszyneria w hali, gdzie wytapia się tłuszcz, i w rozdzielni. Zresztą czterech spośród pięciu facetów wyszło akurat na papierosa, a piąty przebywał daleko na tyłach, w pakowalni. Rozmawialiśmy z kierowcą ciężarówki, który był tam wraz z nim. Żaden z nich nic nie słyszał z powodu włączonego w ciężarówce silnika i innych hałasów.
– A potem, w końcu, maszyna wciągnęła głowę Pauliego – dodał Stewart – więc ostatnie kilka minut nieszczęśnik dokonywał żywota w milczeniu.
Pięciu przedstawicieli przedsiębiorstwa wzdrygnęło się gwałtownie. Minor poczuł dla nich współczucie i nawet miał im ochotę powiedzieć, że Paulie Satchel nie miał rodziny, więc nikt ich nie zaskarży. Ten człowiek był małym, samotnym oszustem. A teraz… prawie hamburgerem.
Muchy brzęczały coraz głośniej.
– Wyjdźmy tymi drzwiami na alejkę – zasugerował van Orden. – Trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza.
***
– Jest ktoś, kto nie wierzy, że to było zabójstwo? – spytał Dar, gdy stali we trzech w alejce, oddychając głęboko.
Detektyw van Orden szczerze się roześmiał.
– Nie… Wiem o twoim śledztwie w sprawie związanej z podnośnikiem nożycowym i o innych, tu jednak nie może być cienia wątpliwości, że dochodzenie przejmie wydział zabójstw.
– Dlaczego wszystkim tym ludziom z firmy pozwoliliście kręcić się po miejscu zbrodni? – zapytał Minor detektywa. – To znaczy… rozumiem, że trzeba było wpuścić paru inspektorów ubezpieczeniowych, ale…
Van Orden popatrzył na Lawrence’a.
– Nie powiedziałeś mu o problemie prawnym?
Stewart potrząsnął głową.
– Paulie nie ma ani przyjaciół, ani rodziny – zdziwił się Dar. – Wątpię, żeby ktoś zaskarżył przedsiębiorstwo.
Tym razem detektyw potrząsnął głową przybierając jednocześnie ironiczny policyjny uśmieszek.
– Nie, nie, mówimy tutaj raczej o powództwie grupowym, Darwinie. – Minor nie rozumiał. – Widzisz, taśma z hamburgerami biegnie do pakowalni na tyłach. Ostatni facet układa kotlety na tacach wyłożonych woskowanym papierem, potem wsuwa tace na półki…
– O cholera – przerwał mu Dar, domyślając się, co zaraz powie van Orden.
– …które potem wkłada się do ciężarówek chłodni. Ciężarówki odjeżdżają co dwie godziny, dzięki temu dostarczają zawsze świeże kotlety…
– Rozmawialiście przecież z kierowcą – stwierdził Minor. – To znaczy, że ciężarówka znajdowała się wtedy na miejscu. Hamburgery załadowano już po wypadku… Jezu, naprawdę z nimi odjechał?
– Dwadzieścia tac po czterysta kotletów każda – odparł detektyw. – Razem osiem tysięcy hamburgerów.
– Które dostarczono do wszystkich restauracji Burger Biggy w centrum miasta – zakończył ponuro Lawrence. A firma Burger Biggy była klientem Stewart Investigations. Zwykle żądania przeciwko tego typu sieciom nie były poważniejsze niż roszczenia związane z wypadkami na budowie, z jednym nieprzyjemnym wyjątkiem: pewna kobieta wniosła o pół miliona dolarów, ponieważ została zgwałcona w samochodzie, gdy czekała na swoje zamówienie.
– W ilu kotletach mogło się znaleźć… ciało? – zaczął Dar.
Lawrence i detektyw równocześnie wzruszyli ramionami.
– Właśnie to usiłują ustalić przedstawiciele firmy – odparł detektyw van Orden.
– Przypuszczam, że starali się odwołać transport – zauważył Darwin.
– Jeszcze nie wiemy, czy zdążyli – odrzekł Stewart.
***
W ten wtorkowy wieczór Minor darował sobie kolację i wcześnie położył się do łóżka. Następnego ranka znalazł się w Centrum Sprawiedliwości już o wpół do ósmej. Syd pracowała w biurze w suterenie i była zajęta. Dara fakt ten wcale nie zaskoczył.
– Jak się udała wyprawa na kemping? Żałuję, że nie mogłam z tobą pojechać.
Dar poczuł lekką falę przyjemnego pożądania, która często go ogarniała, gdy myślał o przyjaciółce lub na nią patrzył. Później przypomniał sobie swobodę i niemal dotykalną zażyłość łączącą Sydney i Toma Santanę, toteż szybko powściągnął swoją głupią, młodocianą wyobraźnię.
– Nie spodobałoby ci się – odparł. – Padało. – Rzucił jej na biurko trzy teczki z aktami FBI i CIA, a potem dodał: – Skończyłem je czytać i zastanawiam się, czy mogłabyś je oddać przy najbliższej okazji agentowi specjalnemu Warrenowi.
Śledcza Olson wzruszyła ramionami.
– Jasne. Przepraszam, że nie ma w tych raportach więcej danych na temat Yaponchika i Zukera.
– Ich fotografie bardzo mi pomogły – wtrącił Darwin.
Syd zaśmiała się.
– Fotografie? Mówisz o tym kompletnie bezużytecznym polaroidzie z Afganistanu? Niewiele na nim zobaczyłam.
– Nie, nie – powiedział Minor, biorąc jedną z teczek CIA. – Mówię o tych fotografiach. – Otworzył teczkę na zdjęciach, które sam wykonał i sam tam włożył.
Sydney popatrzyła zdumiona na zbliżenia.
– Cholera jasna. Za diabła ich nie pamiętam! – Zastanowiła się, a następnie zerknęła na Dara z ukosa. – Poczekaj minutę.
Darwin nie grał w pokera od czasów marines, pokazał więc kobiecie swoją najlepszą szachową twarz.
– Zdajesz sobie sprawę, drogi doktorze Minor, że wszelkie fotografie wykonane podczas nielegalnej inwigilacji i umieszczone w teczce z dowodami mogą stanowić wystarczający pretekst dla wniosku obrony o oddalenie oskarżenia, że nawet nie wspomnę o ewentualnym wyroku. – Zdanie jej nie zabrzmiało jak pytanie.
Darwin spojrzał na nią zaintrygowany.
– Co masz na myśli? Sądzisz, że CIA wykonała te zdjęcia nielegalnie?
Sydney, nadal mrużąc oczy, zerknęła ponownie na nieco rozmyte zdjęcia Yaponchika i Zukera. Dar użył tej samej czcionki co CIA do opisu każdej fotki, zanim skserował je kilkakrotnie, aż uzyskał niewyraźny efekt, o który mu chodziło. Wpatrywała się w niego dobrą minutę, po czym zagryzła wargę, obrzuciła zdjęcia ostatnim spojrzeniem i powiedziała:
– No cóż, zawsze istnieje możliwość, że je przeoczyłam. Tak przypuszczam. Natychmiast puścimy je w obieg. Mimo niejakiej ziarnistości to dobre fotografie. Chłopcy z CIA znają się na swojej robocie. – Dar czekał. – Yaponchik, ten starszy zabójca z KGB, wygląda jak ktoś znajomy… – zadumała się.
– Jak Max von Sydow? – podsunął Darwin.
Sydney potrząsnęła głową.
– Nie, nie. Raczej jak Maximilian Schell. Zawsze uważałam, że Maximilian Schell jest seksowny. Na swój niebezpieczny, może nawet złowrogi sposób.
Minor parsknął.
– Świetnie. Facet próbował mnie zabić, a ty twierdzisz, że jest seksowny. Na swój niebezpieczny, może nawet złowrogi sposób.
Kobieta popatrzyła na niego.
Читать дальше