– Masz na myśli dzień, kiedy znaleziono ciało Andrei? – To bez sensu, pomyślałam. Jeśli Rob wrócił tamtego ranka po łańcuszek, z pewnością nie zostawiłby go w samochodzie. Czy naprawdę byłby aż tak głupi?
Paulie spojrzał na matkę
– Mamo? – spytał, prosząc ją o pomoc.
– W porządku, Paulie – odezwała się łagodnie. – Brałeś dużo leków i trudno ci pozbierać myśli. Powiedziałeś mi, że widziałeś łańcuszek dwa razy.
Zerknęłam szybko na panią Stroebel, próbując się zorientować, czy sugeruje mu odpowiedzi. Ale Paulie skinął głową.
– To prawda, mamo. Znalazłem go w samochodzie. Był rozerwany. Oddałem go Robowi, a on dał mi dziesięć dolarów napiwku. Schowałem je razem z pieniędzmi, które oszczędzałem na prezent na twoje pięćdziesiąte urodziny.
– Pamiętam, Paulie.
– Kiedy były pani pięćdziesiąte urodziny, pani Stroebel? – spytałam.
– Pierwszego maja, przed śmiercią Andrei.
– Przed śmiercią Andrei! – Byłam absolutnie zaszokowana. A zatem nie kupił łańcuszka dla niej, pomyślałam. Jakaś inna dziewczyna musiała zgubić wisiorek w samochodzie, a Rob kazał wygrawerować na nim inicjały i dał go Andrei.
– Paulie, czy dokładnie pamiętasz ten łańcuszek? – spytałam.
– Tak. Był ładny. Złoty, z wisiorkiem w kształcie serca i z małymi błękitnymi kamieniami.
Właśnie tak opisałam go z miejsca dla świadków.
– Paulie, czy jeszcze kiedyś widziałeś ten łańcuszek? – spytałam.
– Tak. Andrea była dla mnie bardzo miła. Podeszła i powiedziała mi, że dobrze się spisałem i że wygrałem mecz dla drużyny. To właśnie wtedy zdecydowałem się poprosić ją, żeby wybrała się ze mną na tańce. Poszedłem pod wasz dom i zobaczyłem, że biegnie przez las. Dogoniłem ją koło domu pani Westerfield. Andrea miała na szyi łańcuszek i domyśliłem się, że Rob musiał jej go podarować. On nie był miły. Dał mi ten duży napiwek, ale nie był miły. Jego samochód zawsze miał wgniecenia, ponieważ jeździł za szybko.
– Widziałeś go tamtego dnia?
– Spytałem Andreę, czy mogę z nią porozmawiać, ale powiedziała, że nie, że się śpieszy. Zawróciłem w stronę lasu i patrzyłem, jak wchodzi do garażu. Kilka minut później przyszedł Rob Westerfield.
– Powiedz Ellie, kiedy to było, Paulie.
– To było na tydzień przed śmiercią Andrei w garażu. Na tydzień przed.
– Potem, kilka dni przed jej śmiercią, znów z nią rozmawiałem. Powiedziałem jej, że Rob jest bardzo złym człowiekiem i że nie powinna spotykać się z nim w garażu, i że jej ojciec bardzo by się gniewał, gdyby wiedział, że tam z nim chodzi. – Paulie popatrzył prosto na mnie. – Wasz ojciec zawsze był dla mnie miły, Ellie. Zawsze dawał mi napiwki za napełnienie baku i rozmawiał ze mną o futbolu. Był bardzo miły.
– Czy to wtedy, gdy ostrzegłeś Andreę przed Robem, poprosiłeś ją, żeby poszła z tobą na zabawę?
– Tak, a ona obiecała, że pójdzie, i kazała mi przyrzec, że nie powiem jej ojcu o Robię.
– I nigdy więcej nie widziałeś łańcuszka?
– Nie, Ellie.
– I nigdy więcej nie poszedłeś do garażu?
– Nie, Ellie.
Paulie zamknął oczy i zobaczyłam, że jest bardzo zmęczony. Wzięłam go za rękę.
– Paulie, nie będę cię dłużej męczyć. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze i że kiedy skończę, wszyscy się dowiedzą, jaki jesteś miły, uczynny i dobry. I bardzo mądry. Nawet jako chłopiec widziałeś, jaki zły jest Rob Westerfield. Mnóstwo ludzi nadal nie potrafi tego dostrzec.
– Paulie myśli sercem – odezwała się cicho jego matka.
Otworzył oczy.
– Jestem taki śpiący. Czy powiedziałem ci wszystko o łańcuszku?
– Tak, Paulie.
Pani Stroebel odprowadziła mnie do windy.
– Ellie, nawet na procesie próbowali zwalić na Pauliego winę za śmierć Andrei. Byłam taka przerażona. Właśnie dlatego poleciłam mu, żeby nie mówił ani słowa o łańcuszku.
– Rozumiem.
– Mam nadzieję. Takie dziecko zawsze potrzebuje ochrony, nawet kiedy dorośnie. Słyszałaś, jak prawnik Westerfieldów powtarza w telewizji, że na drugim procesie udowodni, że to Paulie zabił Andreę. Czy możesz sobie wyobrazić mojego syna na miejscu dla świadków i tego człowieka, jak się nad nim znęca?
Ten człowiek. William Hamilton, adwokat.
– Nie, nie mogę. – Pocałowałam ją w policzek. – Paulie jest szczęściarzem, że ma panią, pani Stroebel.
Popatrzyła mi w oczy.
– Jest szczęściarzem, że ma ciebie, Ellie.
O siódmej byłam w drodze na kolację u pani Hilmer. Co oznaczało, że musiałam przejechać obok naszego starego domu. Tego wieczoru był jasno oświetlony i, na tle drzew skąpanych w księżycowej poświacie, wyglądał tak pięknie, że mógłby się znaleźć na okładce magazynu. Taki właśnie dom wymarzyła sobie matka, doskonały przykład cudownie odrestaurowanej i rozbudowanej wiejskiej posiadłości.
Okna mojego pokoju znajdowały się nad drzwiami frontowymi i widziałam zarysy poruszającej się za firankami sylwetki. Keltonowie, którzy tu teraz mieszkali, byli małżeństwem po pięćdziesiątce. W noc pożaru spotkałam tylko ich dwoje, ale mogli mieć dorosłe dzieci, które spały mimo wycia syren wozów policyjnych i strażackich. Zastanawiałam się, czy osoba, zajmująca teraz mój pokój, lubi budzić się wcześnie i leżeć w łóżku, obserwując wschód słońca, tak jak ja.
Dom pani Hilmer też był dobrze oświetlony. Skręciłam na podjazd, który prowadził teraz tylko w jedno miejsce. W blasku przednich świateł mojego samochodu ukazały się zwęglone resztki garażu i mieszkania na piętrze. Z jakiegoś osobliwego powodu pomyślałam o świecznikach i ozdobnej wazie na owoce, zdobiących stół w salonie apartamentu. Nie były szczególnie cenne, lecz z pewnością zostały wybrane starannie i ze smakiem.
Wszystko w apartamencie zostało starannie wybrane. Gdyby pani Hilmer zdecydowała się ponownie go urządzić, skompletowanie wielu przedmiotów wymagałoby dużo czasu i wysiłku.
Z tą myślą w głowie i z przeprosinami na ustach weszłam do jej domu, ale pani Hilmer nie pozwoliła mi skończyć.
– Przestaniesz wreszcie martwić się o garaż? – spytała, wspinając się na palce, żeby mnie pocałować. – Ellie, ogień został podłożony celowo.
– Wiem o tym. Chyba nie myśli pani, że jestem za to odpowiedzialna, prawda?
– Dobry Boże, nie! Ellie, kiedy wróciłam i Brian White wmaszerował tu, praktycznie oskarżając cię o podpalenie, naprawdę dałam mu do wiwatu. Jeśli to cię pocieszy, oświadczył mi również, że tylko sobie wyobraziłam, iż tego dnia byłam śledzona w drodze do i z biblioteki. Za to też mu wygarnęłam. Ale powiem ci, Ellie, skóra mi cierpnie na myśl, że człowiek, który włamał się do apartamentu, kiedy byłaś u mnie na kolacji, ukradł tylko te ręczniki, żeby wyglądało, jakbyś to ty podłożyła ogień.
– Codziennie wyjmowałam ręczniki z szafki na bieliznę. Nie zauważyłam, że brakuje pięciu czy sześciu.
– Jak mogłaś zauważyć? Półki były nimi zapchane. Przeszłam przez okres, kiedy nie mogłam oprzeć się zakupom na wyprzedażach, i teraz ręczników wystarczy mi do dnia Sądu Ostatecznego. No, dość tego, jedzenie gotowe, a ty na pewno jesteś głodna. Chodźmy do stołu.
Kolacja składała się z krewetek duszonych z ziemniakami i zieloną papryką oraz zielonej sałaty. Była pyszna.
– Dwa dobre posiłki jednego dnia – powiedziałam. – Staję się sybarytką.
Spytałam ją o wnuczkę i dowiedziałam się, że złamany nadgarstek dobrze się zrasta.
Читать дальше