– Pani brata nigdy przedtem nie aresztowano, panno Sookie – zauważył Sid Matt.
– Nigdy. – Chociaż, z tego co słyszałam od Jasona, kilka razy niewiele brakowało.
– A więc nienotowany, uczciwy członek społeczności, stała praca. Może istnieje szansa, żeby mu załatwić wyjście za kaucją. Ale jeśli ucieknie, stracicie wszystko.
Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że Jason mógłby uciec. Nie znałam się na zasadach związanych z kaucją i nie wiedziałam, co będę musiała zrobić, lecz za wszelką cenę chciałam uwolnić Jasona z więzienia. Uważałam, że jeśli pozostanie w areszcie, jego sprawa na pewno trafi do sądu… Po prostu jako więzień wyglądał mi na bardziej winnego.
– Proszę się dowiedzieć i powiadomić mnie, co mam zrobić – podsumowałam. – Czy tymczasem mogę pójść go odwiedzić?
– Wolałby, żeby pani nie przychodziła – odparł Sid Matt.
Poczułam się straszliwie zraniona.
– Dlaczego? – spytałam, naprawdę mocno starając się nie rozpłakać.
– Wstydzi się – wyjaśnił prawnik.
Myśl, że Jasona dręczy wstyd, szczerze mnie zafascynowała.
– Czyli że zadzwoni pan do mnie, kiedy będę mogła rzeczywiście coś zrobić? – zakończyłam, nagle znużona tym niesatysfakcjonującym spotkaniem.
Sid Matt kiwnął głową. Zauważyłam, że przy tym geście nieznacznie drżały mu szczęki. Najwyraźniej przeze mnie poczuł się nieswojo. Na pewno cieszył się, że ma już za sobą rozmowę ze mną.
Odjechał swoim pikapem. Zanim zniknął mi z oczu włożył na głowę kowbojski kapelusz.
Po zapadnięciu całkowitych ciemności wyszłam sprawdzić, jak się miewa Bubba. Siedział pod dębem błotnym. Obok niego stały butelki krwi – po jednej stronie opróżnione, po drugiej pełne.
Trzymałam w dłoni latarkę i chociaż wiedziałam, gdzie Bubba się znajduje, przeżyłam szok, gdy go dostrzegłam w snopie światła. Potrząsnęłam głową. Coś naprawdę szło źle podczas jego „przemiany”, nie miałam co do wątpliwości. Byłam naprawdę zadowolona, że nie potrafię „odczytać” jego myśli. Oczy miał wściekłe jak cholera.
– Hej, cukiereczku – zagaił. Jego ciężki południom akcent skojarzył mi się z gęstym syropem. – Jak się miewasz? Przyszłaś mi dotrzymać towarzystwa?
– Chciałam tylko sprawdzić, czy jest ci wygodnie – odrzekłam.
– No cóż, mógłbym wymienić miejsca, w których byłoby mi wygodniej, ale ponieważ jesteś dziewczyną Billa, nie zamierzam ci o nich opowiadać.
– To dobrze – stwierdziłam stanowczo.
– Jakieś koty tu w okolicy? Zaczyna mnie potężnie męczyć ten butelkowany płyn.
– Żadnych kotów. Jestem pewna, że Bill wkrótce wróci, a wtedy będziesz mógł pójść, dokąd zechcesz.
Ruszyłam z powrotem ku domowi. Nie czułam się wystarczająco swobodnie w obecności Bubby, by przedłużać rozmowę… jeśli tę wymianę zdań można było nazwać rozmową. Zastanowiłam się, jakie myśli trapią Bubbę podczas długich nocy czuwania. Ciekawiło mnie, czy pamiętał swoją ludzką przeszłość.
– Co z tym psem? – zawołał za mną.
– Wrócił do swojego domu – odkrzyknęłam przez ramię.
– Marnie – mruknął wampir do siebie tak cicho, że ledwie go usłyszałam.
Przygotowałam się do snu. Oglądałam telewizję. Zjadłam trochę lodów, do których dodałam posiekaną czekoladkę Heath Bar. Żadne z moich zazwyczaj ulubionych zajęć nie dawały mi dzisiejszego wieczoru pociechy. Jason przebywał w więzieniu, mój chłopak w Nowym Orleanie, babcia nie żyła i ktoś zamordował mi kota. Czułam się osamotniona i strasznie się nad sobą użalałam.
Czasami trzeba sobie pofolgować.
Mój wampir nie oddzwonił.
Fakt ten dolał oliwy do ognia mojej niedoli. Bill prawdopodobnie znalazł sobie w Nowym Orleanie jakąś uczynną dziwkę albo jedną z miłośniczek kłów, kręcących się wokół hotelu „Krew” we French Quarter każdej nocy w nadziei na randkę z wampirem.
Gdybym była pijaczką, upiłabym się. Gdybym miała inny charakter, zadzwoniłabym do rozkosznego JB du Rone i poszłabym z nim do łóżka. Ale nie jestem taka, więc tylko jadłam lody i oglądałam w telewizji stare filmy. Niesamowitym zbiegiem okoliczności nadawali Błękitne Hawaje .
W końcu o północy się położyłam.
Zbudził mnie wrzask za oknem mojej sypialni. Natychmiast usiadłam wyprostowana na łóżku. Słyszałam odgłosy walenia i łomotu, a w końcu czyjś głos. Byłam pewna, że to Bubba krzyczy: „Wracaj tu, frajerze!”.
Kiedy przez kilka minut panowała cisza, założyłam szlafrok i poszłam do frontowych drzwi. Na podwórku, oświetlonym przez latarnię, nikogo nie zauważyłam. Później dostrzegłam w przelocie jakiś ruch po lewej stronie, a gdy wysunęłam głowę z drzwi, zobaczyłam Bubbę, który wlókł się z powrotem do swojej kryjówki.
– Co się stało? – zawołałam cicho.
Zgarbiony wampir odwrócił się na ganku.
– Jestem, kurde, pewien, że jakiś sukinsyn… wybacz mi… kręci się wokół domu – odparł. Jego brązowe oczy pałały, bardziej przypominał więc swoje poprzednie wcielenie. – Usłyszałem go już na kilka minut przed jego zjawieniem się tutaj i pomyślałem, że go złapię. Ale ten przez las pobiegł do drogi, gdzie miał zaparkowanego pikapa.
– Przyjrzałeś się facetowi?
– Nie na tyle, by go opisać – odparł ze wstydem Bubba. – Gnojek na pewno odjechał autem, ale nie powiem ci nawet, jakiego koloru było. Jakieś ciemne.
– Uratowałeś mnie – zauważyłam z nadzieją, że dosłyszy w moim głosie prawdziwą wdzięczność, którą odczuwałam. Ogarnęła mnie fala wielkiej miłości dla Billa, i który zapewnił mi taką ochronę. Sam Bubba zaś prezentował się teraz w moich oczach znacznie lepiej niż wcześniej. – Dzięki, Bubba.
– Och, to nie było nic takiego – stwierdził łaskawie, wyprostowując się; odrzucił głowę w tył i przywołał ten marzycielski uśmiech na twarz… O rany, to naprawdę był on! Już otworzyłam usta, by wypowiedzieć jego imię lub nazwisko, przypomniałam sobie jednak ostrzeżenie Billa i zrezygnowałam.
* * *
Nazajutrz Jason wyszedł za kaucją. Zażądano od nas fortuny. Podpisałam papiery, które podsunął mi Sid Matt, chociaż na zastaw składał się głównie majątek Jasona: jego dom, pikap i łódź rybacka. Gdyby mój brat został kiedykolwiek wcześniej aresztowany – choćby za nieprawidłowe przejście przez ulicę – prawdopodobnie nie otrzymałby teraz zgody na wyjście za kaucją.
Stałam na schodach sądu i w późnoporannym gorącu pociłam się w moim okropnym, poważnym, granatowym kostiumie. Pot spływał mi po twarzy i skapywał z warg w ten paskudny sposób, który sprawia, że natychmiast masz ochotę znaleźć się pod prysznicem. W końcu Jason zatrzymał się przede mną. Nie byłam pewna, czy zechce rozmawiać. Jego twarz wydawała się o kilka lat starsza. Na swoich barkach niósł prawdziwy ciężar – kłopot, który nie zniknie ani się nie ulotni, jak na przykład smutek.
– Nie mogę z tobą rozmawiać o sprawie – powiedział tak cicho, że ledwie mogłam go usłyszeć. – Ale wiesz, że to nie ja. Nigdy nie byłem gwałtowny… poza może jedną czy dwiema walkami na parkingu o jakąś babkę.
Dotknęłam jego ramienia, lecz gdy nie zareagował, opuściłam rękę.
– Nigdy nie uważałam, że to zrobiłeś. I nigdy nie będę cię podejrzewać. Przepraszam, że wczoraj zachowałam się tak głupio i zadzwoniłam na pogotowie. Gdybym zrozumiała, że pokrywa cię krew kogoś innego, zataszczyłabym cię do przyczepy Sama i umyła, a kasetę spaliła. Po prostu się bałam, że to twoja krew… – Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Pora nie była jednak najlepsza na płacz, toteż napinając mięśnie twarzy, ostro walczyłam z napływającymi łzami. W mózgu Jasona panował bałagan niczym w umysłowym chlewie. Wrzała tam niezdrowa breja złożona z żalu, wstydu za publiczne rozgłoszenie własnych seksualnych nawyków, poczucia winy, że mój brat nie czuje się jeszcze gorzej z powodu śmierci Amy oraz przerażenia, że ktoś w mieście może pomyśleć, iż Jason zabił własną babcię zamiast siostry.
Читать дальше