– Zgadza się. Chodzi o Virgo Maxima, najwyższą kapłankę Westy, a przy tym daleką krewną Krassusa. Zarzut jest, rzecz jasna, absurdalny. Równie dobrze mógłbyś oskarżyć o coś takiego mnie. Ani ja, ani on, nie kierujemy się w życiu przyziemnymi, cielesnymi apetytami. Mimo to znalazło się wielu świadków gotowych zeznać, że wielokrotnie widzieli go w towarzystwie Licynii… w teatrze podczas świąt albo na Forum… trzymającego się niestosownie blisko niej, a nawet naprzykrzającego się jej. Powiedziano mi również, że poszlaki wskazują na to, iż odwiedził ją za dnia w domu westalek bez obecności przyzwoitek. Nawet jeśli tak było, nie jest to jeszcze zbrodnia; chyba że nazwiemy tak nieprzemyślane posunięcia. Ludzie nienawidzą Krassusa tylko dlatego, że doszedł do takich bogactw. To jednak też nie jest przestępstwem…
Wielki umysł Cycerona zaczynał znowu gdzieś błądzić. No, ale w końcu pora była już późna. Odchrząknąłem.
– Czyim będziesz obrońcą, Krassusa czy Licynii?
– Ani jego, ani jej. Moja kariera polityczna wkroczyła w bardzo delikatną fazę. Nie mogę być w żaden widoczny sposób kojarzony ze skandalem dotyczącym westalek. Dlatego też wydarzenia dzisiejszego wieczoru są taką katastrofą!
Nareszcie, pomyślałem, przejdziemy do konkretów. Wyjrzałem ponownie przez szparę w zasłonach. Zbliżaliśmy się do Forum. Jaką też sprawę mogliśmy mieć tam do załatwienia w środku nocy?
– Jak zapewne wiesz, Gordianusie, tak się składa, że jestem spowinowacony z jedną z młodszych westalek.
– Nic o tym nie wiedziałem.
– Co prawda tylko przez małżeństwo. Fabia jest przyrodnią siostrą mojej żony i przez to moją szwagierką.
– Jednak śledztwo prowadzone jest w sprawie Virgo Maxima, Licynii.
– Owszem, skandal dotyczył tylko jej… aż do dzisiaj.
– Cyceronie, czy ty celowo unikasz tego tematu?
– No, dobrze. W domu westalek dziś wieczorem coś się wydarzyło. Coś naprawdę strasznego. Nie do pomyślenia! Coś, co nie tylko grozi Fabii śmiercią, ale też rzuci cień na samą instytucję westalek i podkopie autorytet najwyższych kręgów religijnych Rzymu. – Cycero zniżył głos, wpadając jednocześnie w ton oratorski. – Nie mam wątpliwości, że oskarżenie Licynii i Krassusa nie pozostaje bez związku z tym wydarzeniem. Szykuje się jakiś zorganizowany spisek, który zasieje wątpliwości i chaos w mieście, a skandal u westalek to tylko jego początek. Jeżeli lata spędzone na Forum czegoś mnie nauczyły, to właśnie tego, że niektórzy rzymscy politycy nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swój cel! – Pochylił się do przodu i chwycił mnie za ramię. – Zdajesz sobie sprawę, że w tym roku mija dziesięć lat od dnia, w którym pożar strawił świątynię Jowisza i zniszczył księgi sybillińskie? Lud jest przesądny, Gordianusie. Gotowi są uwierzyć, że w dziesiątą rocznicę takiej straszliwej katastrofy musi zdarzyć się coś równie przerażającego. I właśnie się stało. Pytanie tylko, czy za sprawą bogów czy ludzi.
Lektyką zarzuciło ostatni raz, po czym się zatrzymała. Cycero uwolnił moje ramię z uścisku, wyprostował się i westchnął.
– Dotarliśmy do celu twojej wyprawy.
Rozsunąłem zasłonki i ujrzałem przed sobą kolumnadę na frontowej ścianie domu westalek.
– Cyceronie, ja może nie jestem ekspertem w kwestii religii, wiem jednak, że mężczyzna, który by wszedł po zmroku do domu westalek, popełnia ciężkie przestępstwo podlegające karze śmierci. Mam nadzieję, że nie oczekujesz ode mnie, abym…
– Dzisiejsza noc jest inna niż wszystkie, Gordianusie.
– Cyceronie! Jesteś nareszcie!
Głos płynący z ciemności był dziwnie znajomy. W kręgu światła pochodni znalazła się burza rudych włosów, po której rozpoznałem młodego Marka Waleriusza Messalę, zwanego Rufusem *właśnie z tego powodu. Nie spotkałem go od siedmiu lat, kiedy to pomagał Cyceronowi w obronie Sekstusa Roscjusza. Był wówczas zaledwie szesnastoletnim chłopcem o rumianych policzkach i piegowatym nosie. Teraz pełnił ważną funkcję religijną; był jednym z najmłodszych mężczyzn kiedykolwiek wybranych do kolegium augurów, wieszczków odczytujących wolę bogów z błyskawic i lotu ptaków. Stwierdziłem, że wciąż jeszcze ma wygląd młodego chłopca. Mimo oczywistej powagi chwili jego oczy błyszczały, a twarz rozjaśniał uśmiech, kiedy podszedł do Cycerona i ujął jego dłoń. Zdaje się, że mimo upływu lat jego uwielbienie dla mentora nie przeminęło.
– Dalej zajmie się tobą Rufus – oznajmił Cycero.
– Co takiego? Wywlokłeś mnie z łóżka w środku nocy, wiozłeś przez pół Rzymu bez wyjaśnienia, a teraz mnie zostawiasz?
– Myślałem, że wystarczająco ci wyjaśniłem, że nikt nie może mnie łączyć z wydarzeniami dzisiejszej nocy. Fabia prosiła Virgo Maxima o pomoc, a ta z kolei zwróciła się do Rufusa, którego dobrze zna. Obydwoje zaś wezwali mnie, wiedząc o moich koligacjach rodzinnych z Fabią. Ja sprowadziłem tu ciebie i na tym moja rola się kończy.
Niecierpliwym gestem dał mi do zrozumienia, że pora wysiadać. Gdy tylko dotknąłem stopami ziemi, bez słowa pożegnania Cycero klasnął w dłonie i lektyka ruszyła z szarpnięciem. Patrzyliśmy z Rufusem, jak oddala się w kierunku Kapitolu, gdzie mieszkał nasz prawnik i orator.
– To nadzwyczajny człowiek – rzekł z westchnieniem Rufus.
Byłem zgoła innego zdania, lecz zdążyłem ugryźć się w język. Lektyka tymczasem skręciła za róg i zniknęła nam z oczu. Staliśmy przed wejściem do domu westalek. Po obu stronach żelazne kosze z płonącymi bierwionami rzucały migotliwe cienie na szerokie, strome schody. Budynek był jednak ciemny, a wysokie drewniane drzwi zatrzaśnięte. Zazwyczaj dzień i noc stoją otworem – bo czyż ktokolwiek ośmieliłby się przekroczyć próg tego domu bez zaproszenia lub w złych zamiarach? Wznosząca się naprzeciwko świątynia Westy była z kolei niezwyczajnie oświetlona, a z jej wnętrza płynął delikatny śpiew, rozchodzący się echem w bezwietrznym nocnym powietrzu.
– Gordianusie! – odezwał się Rufus. – Jakie to dziwne uczucie, zobaczyć cię znowu po tylu latach. Czasami tylko słyszałem o tobie…
– I ja o tobie. Widywałem cię też z rzadka, jak przewodniczyłeś jakiejś publicznej lub prywatnej ceremonii odczytywania auspicjów. W Rzymie żadne ważne wydarzenie nie może się obyć bez obecności augura, który zinterpretowałby znaki. Musisz być wiecznie zajęty, Rufusie.
Wzruszył ramionami.
– Jest nas w sumie piętnastu, Gordianusie. Ja jestem najmłodszy i dopiero zaczynam. Wiele tajemnic jest jeszcze przede mną do odsłonięcia.
– Błyskawica po lewej stronie to dobry znak; błyskawica po prawej wróży źle. Jeżeli osoba, dla której odczytujesz te znaki, jest niezadowolona z rezultatu, wystarczy, że się odwrócisz, a wówczas lewa strona staje się prawą, a prawa lewą. To raczej proste.
Rufus ściągnął wargi.
– Widzę, że w kwestii religii jesteś sceptykiem jak Cycero. Owszem, spora część to tylko puste formułki i polityka. Jest jednak jeszcze jeden element, lecz aby go dostrzec, wykazać się trzeba pewną wrażliwością.
– A czy dzisiejszej nocy przewidujesz błyskawice? – zapytałem, wciągając nosem powietrze.
Uśmiechnął się słabo.
– W samej rzeczy, dzisiaj może padać. Ale chodźmy już, Gordianusie. Nie możemy sterczeć tu, gdzie każdy może nas zobaczyć. – Zaczął wchodzić po schodach.
– Do domu westalek? O tej porze?
– Sama Virgo Maxima nas oczekuje. No dalej; chodź!
Pełen wątpliwości podążyłem za nim po schodach. Zapukał cicho w drzwi, które bezgłośnie się otworzyły do wewnątrz. Wziąłem głęboki oddech i przeszedłem za nim przez próg.
Читать дальше