– Dokąd pan się udał?
– Do domu. Już minęła pora obiadu, a Loredana zawsze się denerwuje, kiedy się spóźniam.
– Powiedział jej pan?
– Co jej miałem powiedzieć?
– Co się stało.
– Nie miałem zamiaru, ale się domyśliła. Widziała, że nie mogę jeść. Musiałem jej opowiedzieć.
– I jak zareagowała?
– Powiedziała, że jest że mnie bardzo dumna – odpowiedział Giovanni Dolfin, a jego twarz promieniała. – Powiedziała, że obroniłem honor rodziny i że to, co się stało, to był wypadek. On mnie popchnął. Przysięgam na Boga. Popchnął mnie tak, że upadłem. – Rzucił nerwowe spojrzenie w stronę drzwi. – Czy ona wie, że tutaj jestem?
Kiedy komisarz pokręcił przecząco głową, Dolfin przyłożył sobie do ust rękę i zaciśniętymi palcami poklepał dolną wargę.
– Ależ ona będzie zła! Powiedziała mi, żebym nie szedł do szpitala. Że to pułapka. I miała rację. Powinienem był jej posłuchać. Ona ma zawsze rację. Zawsze miała rację we wszystkim.
Dotknął ukłucia po zastrzyku i zaczął lekko gładzić palcami obolałe miejsce.
Znów zapadło milczenie. Brunetti zastanawiał się, jak wiele było prawdy w tym, co Loredana Dolfin powiedziała bratu. Nie miał już wątpliwości, że Rossi dowiedział się w jakiś sposób o korupcji w Ufficio Catasto, ale nie przypuszczał, żeby miało to coś wspólnego z honorem rodziny Dolfinów.
– A co się zdarzyło, kiedy pan tam wrócił? – spytał. Zaczynało go intrygować coraz bardziej niespokojne zachowanie mężczyzny.
– Ten drugi, ten narkoman… to on stał wtedy w drzwiach. Śledził mnie aż do samego domu i dowiedział się od sąsiadów, kim jestem. Wszyscy znają moje nazwisko. – W głosie Dolfina znów zabrzmiała duma. – Więc czekał na mnie, kiedy wychodziłem do pracy, i powiedział, że wszystko widział. Powiedział, że jest moim przyjacielem i chce mi pomóc uniknąć kłopotów, a ja mu uwierzyłem. Wróciliśmy tam razem i zaczęliśmy sprzątać pokoje na górze. Mówił, że mi w tym pomoże. No i kiedy sprzątaliśmy, przyszli jacyś policjanci, ale on im coś powiedział i sobie poszli. Przyszedł potem do mnie i zażądał pieniędzy. Powiedział, że jak mu nie zapłacę, to sprowadzi policjantów z powrotem i pokaże im ten pokój, że będę w poważnych tarapatach i że wszyscy się dowiedzą, co zrobiłem.
Dolfin zamilkł i wyglądało, jakby rozważał możliwe konsekwencje takiego obrotu spraw.
– I?
– Powiedziałem mu, że nie mam pieniędzy, że zawsze wszystko oddaję Loredanie. Ona nimi rozporządza. – Dolfin znowu lekko uniósł się z krzesła i zaczął kręcić głową, jakby opędzając się od jakiegoś hałasu.
– I? – powtórzył Brunetti tym samym obojętnym tonem.
– Oczywiście powiedziałem wszystko Loredanie. No i wróciliśmy tam.
– Wróciliśmy? – wpadł mu w słowo Brunetti i natychmiast pożałował i swego odruchu, i pytania. Dolfin wciąż kręcił dziwnie głową, ale słysząc pytanie Brunettiego, a może ton jego głosu, przestał. Cała jego ufność nagle się ulotniła i na oczach komisarza w jednej chwili przeszedł do obozu wroga.
Na minutę zapadła cisza.
– Signor conte ? – odezwał się Brunetti.
Dolfin potrząsnął stanowczo głową.
– Signor conte , powiedział pan, że wrócił pan do budynku w czyimś towarzystwie. Czy może mi pan powiedzieć, w czyim?
Mężczyzna oparł się łokciami o stół, spuścił głowę i zatkał uszy. Gdy Brunetti zaczął do niego mówić, gwałtownie pokręcił głową. Zły na siebie, że wepchnął go w czeluść, z której nie ma szans go wydobyć, Brunetti wstał i wiedząc, że nie ma wyboru, poszedł zadzwonić do siostry conte Dolfina.
Odebrała telefon, mówiąc:
– Ca Dolfm. – Tylko tyle, nic więcej, lecz Brunettiego tak zaskoczył ten dźwięk fałszywie brzmiącej fanfary, że dopiero po chwili był w stanie się przedstawić i wyjaśnić, po co dzwoni. Jeśli to, co usłyszała, w jakikolwiek sposób ją poruszyło, dobrze to ukryła, powiedziała jedynie, że zadzwoni do swojego adwokata i jak najprędzej przyjdzie do komendy. Nie zadawała żadnych pytań i nie okazała żadnej ciekawości, dowiedziawszy się, że jej brat jest przesłuchiwany w związku z morderstwem. Brunetti miał wrażenie, że potraktowała jego telefon jak każdy inny telefon służbowy, na przykład w sprawie pomyłki w tekście sprawozdania czy złego wydruku planów budowy. Ponieważ Brunetti, o ile było mu wiadomo, nie pochodził w prostej linii z rodziny dożów, nie miał pojęcia, jak tacy ludzie reagują na wiadomość, że w rodzinie jest morderca.
W każdym razie nie tracił czasu na rozważanie, czy signorina Dolfin jest wmieszana w coś tak prostackiego jak korupcja panosząca się w Ufficio Catasto. „Delfinowie nie robią nic dla pieniędzy” – w tę dewizę Brunetti wierzył absolutnie. To na pewno dal Carlo, udający naiwniaka, który nie wie, czy ktoś w jego urzędzie dałby się przekupić, był motorem machiny łapowniczej odkrytej przez Rossiego.
Co ten biedny, głupi i na swoje nieszczęście uczciwy Rossi uczynił – czy pokazał dal Carlowi zebrane dowody, czy zagroził mu denuncjacją na policji? I czy uczynił to przy otwartych drzwiach do pokoju cerbera w wełnianym bliźniaku, z fryzurą sprzed dwudziestu lat i tak samo starą niespełnioną miłością? A Cappelli? Czy to rozmowy telefoniczne z Rossim przyspieszyły jego śmierć?
Nie miał wątpliwości, że Loredana Dolfin zawczasu pouczyła brata, co ma mówić w wypadku, gdyby był przesłuchiwany. Przecież go ostrzegła, żeby nie szedł do szpitala. Nie użyłaby słowa „pułapka”, gdyby nie wiedziała, skąd brat ma ten wymowny ślad po ugryzieniu na ręce. A on, biedaczek, tak się przestraszył zakażenia, że nie posłuchał jej przestrogi i wpadł prosto w sidła Brunettiego.
I podczas przesłuchania przerwał swoją spowiedź dokładnie w momencie, kiedy zaczął używać liczby mnogiej. Brunetti wiedział, kim jest ta druga osoba, ale wiedział też, że jak tylko adwokat Loredany skontaktuje się z Giovannim, zniknie szansa wypełnienia luk w jego zeznaniach.
Niecałą godzinę później uprzedzono go przez telefon, że na dole czekają signorina Dolfin i avvocato Contarini. Poprosił, by przyprowadzono ich do niego.
Pierwsza weszła ona. Towarzyszył jej jeden z umundurowanych policjantów, którzy stali na warcie przed głównym wejściem do komendy. Za nią wszedł gruby i nieodmiennie uśmiechnięty Contarini, znany z tego, że zawsze potrafi znaleźć jakiś kruczek prawny, aby rozstrzygnąć sporną kwestię na korzyść klienta.
Brunetti nie podał ręki żadnej z osób, zaproponował tylko, by usiedli, a sam wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
Przyjrzał się signorinie Dolfin. Siedziała prosto jak struna, nie dotykając plecami oparcia, z dłońmi zgrabnie splecionymi na torebce położonej na kolanach. Milcząc, odwzajemniła mu spojrzenie. Wyglądała zupełnie tak samo jak wtedy, kiedy widział ją w biurze – energiczna, starzejąca się kobieta, po części tylko zainteresowana tym, co się dzieje wokół niej.
– A więc co pan odkrył w sprawie mojego klienta, commissario ? – spytał go Contarini, uśmiechając się życzliwie.
– Podczas zarejestrowanego na taśmie przesłuchania, przeprowadzonego dzisiejszego popołudnia tutaj, w komendzie, podejrzany przyznał się do zabicia Franca Rossiego, urzędnika Ufficio Catasto, gdzie obecna tu signorina Dolfin – Brunetti wskazał siostrę Giovanniego ruchem głowy – pracuje jako sekretarka.
Na Contarinim nie zrobiło to żadnego wrażenia.
Читать дальше