Panie, schowajcie swoje męskie garnitury oraz suknie wieczorowe z marszczonymi rękawami i szerokimi spódnicami na samo dno szafy. W tym roku będziecie piękne. Dziękujemy ci, Anthony della Salvo.
Pewnie rzeczywiście jest dobry, pomyślał Jack i chciał już odłożyć teczkę della Salvy, ale coś go zaniepokoiło. Coś umknęło jego uwadze. Co? Wcześniej przeczytał końcowy szkic artykułu Ethel. Teraz zajrzał do przedostatniej wersji, gęsto zabazgranej notatkami.
Znalazł. „Akwarium w Chicago – sprawdzić datę jego przyjścia!” Ethel przypięła jeden z rysunków modeli z kolekcji rafy koralowej na wierzchu rękopisu. Obok umieściła szkic.
Jackowi zaschło w ustach. Widział ten szkic całkiem niedawno. Widział go na poplamionych stronicach książki kucharskiej Renaty Kearny!
No i Akwarium. „Sprawdzić datę!” Oczywiście! Z narastającą zgrozą zaczynał rozumieć. Musiał zdobyć pewność. Dochodziła szósta. To znaczy, że w Chicago jest piąta. Pośpiesznie wystukał numer kierunkowy chicagowskiej informacji.
Za minutę piąta chicagowskiego czasu zgłosił się abonent.
– Proszę zadzwonić rano do dyrektora – rzucił zniecierpliwiony głos.
– Niech mu pani poda moje nazwisko, on mnie zna. Muszę rozmawiać z dyrektorem natychmiast i ostrzegam, młoda damo, jeśli się dowiem, że był, a pani mnie nie połączyła, wyleci pani z pracy.
– Łączę pana.
Po chwili zdumiony głos zapytał:
– Jack, co się stało?
Campbell wybełkotał swoje pytanie. Czuł, że ma spocone dłonie. Neeve, myślał, Neeve, bądź ostrożna. Spojrzał na artykuł Ethel i zauważył, że w zdaniu: „Oddajemy cześć Anthony’emu della Salvie za stworzenie linii rafy koralowej” przekreśliła nazwisko projektanta i dopisała na górze: „twórcy motywu rafy koralowej”.
Odpowiedź dyrektora Akwarium była jeszcze gorsza, niż się spodziewał.
– Masz absolutną rację. I wiesz co? Już jedna osoba dzwoniła w tej samej sprawie jakieś dwa tygodnie temu.
– Wiesz, kto to był? – zapytał Jack, z góry znając odpowiedź.
– Jasne, że wiem. Jakaś pisarka. Edith… Nie, Ethel. Ethel Lambston.
Myles miał niespodziewanie pracowity dzień. O dziesiątej zadzwonił telefon. Czy mogliby się spotkać o dwunastej, żeby omówić warunki pracy w Waszyngtonie? Umówił się na lunch w Sali Dębowej hotelu Plaża. Późnym rankiem poszedł do klubu sportowego na pływanie i masaż. Ze skrywaną radością wysłuchał potwierdzenia masażysty: „Komisarzu Kearny, znowu jest pan w świetnej formie”.
Myles wiedział, że jego skóra straciła niedawną upiorną bladość, ale nie chodziło tylko o wygląd. Czuł się szczęśliwy.
Chociaż mam sześćdziesiąt osiem lat, myślał, zawiązując krawat w szatni, lecz wyglądam dobrze. Wyglądam dobrze we własnych oczach, poprawił się ze skruchą, czekając na windę. Kobieta może widzieć mnie inaczej. Albo bardziej konkretnie, przyznał, wychodząc z westybulu na Central Park South, gdzie skręcił w stronę Piątej Alei i hotelu Plaża, Kitty Conway może mnie postrzegać w mniej pochlebnym świetle.
Lunch z doradcą prezydenta miał jeden cel. Myles musi dać odpowiedź. Czy obejmie kierownictwo Agencji do Zwalczania Narkotyków? Myles obiecał, że podejmie decyzję w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.
– Mamy nadzieję, że pozytywną – powiedział mu doradca. – Senator Moynihan w to wierzy.
Myles się uśmiechnął.
– Nigdy nie sprzeczam się z Patem Moynihanem.
Dopiero kiedy wrócił do domu, dobre samopoczucie pierzchło. Zostawił otwarte okno w gabinecie i kiedy wszedł do pokoju, gołąb wleciał przez okno, zatoczył krąg, przysiadł na parapecie, a potem wyfrunął nad rzekę Hudson. „Gołąb w domu to znak śmierci” – słowa matki zahuczały mu w uszach.
Głupie, zwariowane przesądy, pomyślał gniewnie Myles, ale nie potrafił stłumić uporczywych złych przeczuć. Uznał, że musi porozmawiać z Neeve. Szybko zadzwonił do sklepu.
Odebrała Eugenia.
– Komisarzu, właśnie wyszła na Siódmą Aleję. Spróbuję ją złapać.
– Nie, nie trzeba – odrzekł. – Ale jeśli przypadkiem się odezwie, proszę jej przekazać, żeby do mnie zadzwoniła.
Właśnie odłożył słuchawkę, kiedy telefon znowu zaterkotał. Dzwonił Sal i potwierdził, że też martwi się o Neeve.
Przez następne pół godziny Myles zastanawiał się, czy zadzwonić do Herba Schwartza. Ale po co? Nie chodziło o to, że Neeve będzie świadczyć przeciwko Gordonowi Steuberowi. Rzecz w tym, że to ona pokazała go palcem i zapoczątkowała całe śledztwo. Myles przyznawał, że konfiskata narkotyków za sto milionów dolarów to wystarczający powód do zemsty dla Steubera i jego bandy.
Spróbuję namówić Neeve, żeby przeniosła się razem ze mną do Waszyngtonu, pomyślał, ale natychmiast odrzucił ten niedorzeczny pomysł. Córka miała swoje życie w Nowym Jorku i swój sklep. Teraz na dodatek, jeśli trafnie oceniał ludzkie zachowanie, miała też Jacka Campbella. Więc zapomnijmy o Waszyngtonie, zdecydował, krążąc po gabinecie. Zostanę tutaj, żeby jej pilnować. Czy jej się to spodoba, czy nie, wynajmę dla niej ochroniarza.
Spodziewał się Kitty Conway około szóstej. Piętnaście po piątej poszedł do sypialni, rozebrał się, wziął prysznic w przyległej łazience i starannie wybrał garnitur, koszulę i krawat, które zamierzał włożyć na spotkanie. Za dwadzieścia szósta był całkiem ubrany.
Dawno temu odkrył, że prace manualne działają uspokajająco, kiedy dręczy go jakiś poważny problem. Postanowił, że przez następne dwadzieścia minut spróbuje naprawić odłamany tamtego wieczoru uchwyt ekspresu do kawy.
Ponownie uświadomił sobie, że spogląda w lustro z ostrożną aprobatą. Włosy miał teraz całkiem siwe, ale wciąż gęste. W jego rodzinie nie było tonsurek na czubku głowy. Zresztą co za różnica? Dlaczego ładna kobieta, młodsza o dziesięć lat, miałaby się zainteresować byłym komisarzem policji ze słabym sercem?
Myles odepchnął od siebie te myśli i rozejrzał się po sypialni. Łóżko z czterema słupkami, szafa, komoda, lustro, wszystko antyki, ślubne prezenty od rodziny Renaty. Popatrzył na łóżko i wspomniał żonę opartą na poduszkach, trzymającą przy piersi maleńką Neeve. Cara, cara, tnia cara, szeptała, muskając wargami czółko dziecka.
Chwycił za poręcz łóżka, ponownie słysząc pełne niepokoju ostrzeżenie Sala: „Pilnuj Neeve”. Boże w niebiosach! Nicky Sepetti powiedział wtedy: „Pilnuj żony i dziecka”.
Dosyć, powiedział sobie Myles. Wyszedł z sypialni i ruszył do kuchni. Zamieniam się w nerwową starą babę, która wrzeszczy na widok myszy.
W kuchni szperał wśród garnków i patelni, aż wyciągnął pojemnik od ekspresu do kawy, którym poparzył się Sal w czwartkowy wieczór. Zaniósł go do gabinetu, wyjął skrzynkę z narzędziami z szafki i zasiadł do pracy jako „majster-klepka”, według określenia Neeve.
Po chwili odkrył, że uchwyt odpadł nie z powodu pękniętej czy też obluzowanej śruby, a potem powiedział na głos:
– To absolutna bzdura!
Spróbował przypomnieć sobie dokładnie, co się wydarzyło tamtego wieczoru, kiedy Sal się poparzył…
W poniedziałek rano Kitty Conway zbudziła się w nastroju oczekiwania, jakiego nie odczuwała od dawna. Dzielnie oparła się pokusie dalszej drzemki, przebrała się w dres i od siódmej do ósmej biegała po Ridgewood.
Drzewa przy pięknych szerokich alejach otaczała czerwonawa mgiełka, zapowiadająca nadejście wiosny. Jeszcze w zeszłym tygodniu, kiedy tu biegała, dostrzegła pączki na gałęziach, pomyślała o Mike’u i przypomniała sobie fragment wiersza: „Co robi wiosna? / Tylko odnawia / Miłość ku tobie”.
Читать дальше